Rozdział 16: Nieszczęliwie...

1.8K 53 17
                                    

Vincent odepchnął mnie od siebie.

- Co to znaczy, że nie chcesz!? - warknął - Zawarliśmy umowę! Nie pamiętasz!? Uh...Masz mi się oddać, albo użyję czegoś co Cię do tego zmusi siłą!

Przestraszyłem się trochę.
Dlaczego właśnie ja...? Czemu to właśnie ja muszę się z nim zadawać? Ja tak nie mogę.

- Więc używamy siły czy na spokojnie? - zapytał.

Vincent...jesteś okropnym egoistycznym pedałem...

- Na spokojnie, tatusiu.

- Oh, wracamy do gry?

- To tatuś decyduje o tym.

- A więc wracamy do gry! Co by tu teraz...Yhm. Dobra. Chcę zobaczyć Twoją minę, gdy będziesz miał w sobie wibrator. Włączony.

Spojrzałem na niego. Moim wzrokiem starałem się błagać go tym wzrokiem, aby odpuścił to sobie.

- Nie ma opcji. Masz się ze mną zabawiać. I nie wykręcaj się lepiej z umowy, bo będę zmuszony przejść się do szafy i wyciągnąć z niej kilka rzeczy. A obawiam się, że mogą Ci się nie spodobać... - powiedział - No. To teraz możemy się bawić...

Złapał mnie za biodra, i przyciągnął do siebie. A w zasadzie na siebie. Bo siedziałem na nim. Złapał mnie za brodę, i przyciągnął do jego twarzy.

- Całuj mnie - rozkazał.

Dlaczego on musi być taki zachłanny...?

- Z języczkiem? Bez?

- Oh Scotty... - westchnął - Oczywiście, że z.

Otarłem łzy, cieknące po mojej twarzy i złączyłem swoje usta z jego. Potem zaczęliśmy się całować. Vincent niecierpliwie czekał na moment, kiedy przyłączę swój język do pocałunku.
Ochydny jest...
Dodałem język. Całowaliśmy się tak przez około pięć minut. Dłużej już poprostu nie mogłem. Odepchnąłem go delikatnie od siebie.

- Świetnie. Rozbierz się.

- Przesadzasz.

- Oj. Miałeś mi się... - dał mi kolejnego klapsa - ...nie sprzeciwiać...

- Przepraszam...tatusiu...

- Oh, jesteś wprost do schrupania. Taki słodki i uroczy.

Pierdol się Vincent. Rozebrałem się ze stroju, który rzuciłem gdzieś obok. Zdjąłem również stringi które były dołączone do zestawu.

- Podnieca mnie Twoje gołe ciałko, wiesz?

- Dziękuję.

- Wypnij się do mnie tyłem, a podnieci mnie jeszcze bardziej.

O nie...Błagam...Za co...? Ja nie chcę...
Westchnąłem i wypiąłem się do niego tyłem. Zerknąłem za siebie, aby widzieć co on robi.

- Mam używać prezerwatywy?

- Tak! - krzyknąłem.

- Ale wiesz, że ja o tym decyduję? - dał mi klapsa - Użyję. Wiem, że nie lubisz mojej spermy.

Tyle dobrze. Vincent wyciągnął z szuflady opadowanie prezerwatyw. Wyjął jedną, a resztę schował z powrotem. Rozdarł opakowanie, założył prezerwatywę, na jego stojącego już członka.

Zamknąłem oczy. Odwróciłem głowę. Miałem dość patrzenia na niego.

- Gotowy? - zapytał.

Nie.

- Tak...

I chwilę później poczułem jego prącie w sobie. Zajmowało tyle miejsca...Takie duże...Boli.

- Jesteś taki ciasny... - oznajmił i przytulił się na moment do moich pleców - Będzie cudownie. Obydwoje dojdziemy, ja będę totalnie spełniony...

Obrzydliwy...Nienawidzę go...Nienawidzę siebie samego, za to, że się zgodziłem na to dla pieniędzy i spokoju. Mogłem zarobić sam...

Vincent w pewnym momencie zaczął się poruszać. W przód i w tył. Ale robił to tak szybko, że to poprostu bolało. Ja jęczałem głośno, on miał przyspieszony oddech. Złapał mojego penisa. Musiał chwilę szukać go ręką, bo nie złapał go od razu - jego stan podniecenia mu na to nie pozwalał. Potem zaczął poruszać się jeszcze szybciej. Następnie niedość, że się poruszał, zaczął poruszać swoją ręką po moim prąciu. Jęczałem jeszcze głośniej. Czułem go tak głęboko w sobie...

- Jak dobrze...Dobrze...Cudownie...Uh... - jęczał Vincent.

Łóżko skrzypiało. Czułem odrobinę podniecenia? ale i bólu i wstrętu do samego siebie, jak i do Vincenta.
Że ja się na to zgodziłem...Pójdę jutro na Twój grób, mamo.

Poruszał się tak we mnie jeszcze około 10 minut. Jego ręka dalej obciągała mi kutasa.
Już więcej nie mogłem - doszedłem. Vincent dalej się poruszał, a ja starałem się dojść do siebie, po tym przyjemnym wytrysku.

- Jeszcze...chwilę...! - wyjąkał - Już cz-czuję...

Poruszał się jeszcze chwilę, kiedy to w pewnym momencie jęknął głośno i potem westchnął mróżąc oczy - doszedł. Naszczęście miał na sobie gumkę, i nie musiałem czuć jego obrzydliwej spermy w sobie - chce mi się żygać na samą myśl o tym.

- Jak dobrze...Żałuję, że nie lubisz mojej spermy...Wyleciało tego tak dużo...Ale jestem dzisiaj Twoim tatusiem i mogę zrobić coś słodkiego... - wyszeptał i zdjął z siebie zużytą gumkę.

Wylał mi na głowę zawartość prezerwatywy, przez co zrobiło mi się niedobrze. Moje włosy ociekały teraz białą substancją. Z włosów krople spermy kapały mi na twarz, oraz na pościel.

- Aww...uroczo wyglądasz ociekając spermą... - szepnął mi na ucho - A najlepsze jest to, że nie możesz nie pozwolić mi na robienie tego co chcę!

...Głupi pedałek...Pojeb zasrany...Chuj jeden, który znęca się na innych ludziach, których zna jeden dzień...

...Współczuję jego matce...

(18+) Kiedy wiatr wieje zbyt mocno... | Vincent x Scott • Yaoi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz