Rozdział 31: Noc...

1.1K 38 7
                                    

Chyba byłem zbyt nietrzeźwy, aby dokładnie usłyszeć co powiedział. To co usłyszałem, brzmiało niczym bardzo niewyraźny szept.

- Co? - zapytałem.

Spojrzał na mnie. Westchnął i zaczął poruszać się jeszcze szybciej, coraz to mocniej obijając się o moją prostatę.

- Kocham Cię, Scott...

Tym razem zrozumiałem. Uśmiechnąłem się pod nosem i bardzo zarumieniłem. Było mi tak gorąco. W dalszym ciągu nie mogłem przerwać jęczenia.

- Ja C-Ciebie też - wyjąkałem.

Vincent od razu mnie pocałował. Wsunął swój język pomiędzy moje wargi, a ja wsunąłem swój pomiędzy jego. Nasze języki oplatały się ze sobą. Było tak bardzo gorąco. Całowaliśmy się tak długo. On robi to tak dobrze...
Dotknął dłonią mojego członka, co sprawiło, że zadrżałem. To było takie przyjemne...I nagle poczułem coś, czego nie czułem od dawna...stanął mi. Tak, dostałem wzwodu.

Po chwili, Vincent oderwał swoje usta ode mnie. Spojrzał na mojego członka i mocno go ścisnął.

- Mmm, stoi. Tak bardzo Cię podniecam?

- W cholerę.

- Więc narazie zakończymy - wysunął się i zaczął się ubierać.

Spojrzałem na niego zdziwiony.

- A-Ale...

Ubrał się i zaczął mnie ubierać. Po chwili byłem już całkiem ubrany. Vincent usiadł za kółkiem, ja zostałem na tylnych siedzeniach. Ruszyliśmy.

- Vincent, co ty do cholery robisz? Cz-Czemu się nie jebiemy? Gdzie ty mnie bierzesz?

- Scotty nie zadawaj tylu pytań, dowiesz się za chwilę. Mam Ci coś do pokazania.

Zapiąłem pas i wyjżałem przez okno. Wpatrywałem się pustym wzrokiem w drogi. Było bardzo mało ludzi.

- Mogłeś chociaż dojść. Albo dać mi dojść...Podnieciłem się całą tą sytuacją - powiedziałem lekko zdenerwowany.

- Nie tylko ty, skarbie. Masz ten strój, który jakiś czas temu Ci kupiłem?

- Gdzieś powinienem mieć...

- Więc podjedziemy na chwilę do Twojego domu.

Skinąłem głową i postanowiłem nie sprzeciwiać się fioletowłosemu. I tak pojechalibyśmy po ten strój. Niezależnie od mojej decyzji. Wiem to. On taki jest.

I to jest pociągające.

Po jakimś czasie byliśmy przed moim domem. Oboje wysiedliśmy z auta.

- Otwórz drzwi - rozkazał.

Starałem się odnaleźć klucze od domu w kieszeniach moich spodni, ale...nie było ich tam. Spojrzałem zawstydzony na Vincenta.

- N-Nie mam...

On tylko westchnął i podszedł do okna. Usiłował je otworzyć. Okno było zamknięte od środka, - przynajmniej tak myślałem - więc nie było szans, aby tam się dostać. Ale w pewnym momencie Vincent otworzył okno.

- Zamykaj okna na przyszłość, ktoś może Ci się włamać do domu. A teraz tak, gdzie ten strój?

- E-Em...może być na łóżku... - powiedziałem.

Fioletowłosy wszedł przez okno do mojego domu. Ja usiadłem na masce jego auta i czekałem, aż przyjdzie.

5 minut.

10 minut.

Aż finalnie po 15 minutach się pojawił.

Wyskoczył przez okno ze strojem w dłoni. Zamknął owe okno i podszedł do mnie. Podał mi strój.

- Ubieraj go. Teraz.

Jestem taki uległy...

Ubrałem cały strój, łącznie z dodatkami, które były do niego przeznaczone. Stringi jak zwykle wbijały mi się w dupę. Próbowałem je jakoś porawić, ale bezskutecznie. Vincent pchnął mnie na tylne siedzenia w jego aucie i zamknął za mną drzwi. Wsiadł za kółko.

Poczułem się bardzo senny...Musiałem zasnąć...

...


- Scotty! - usłyszałem głos Vincenta - Już jesteśmy kotku, budź się!

Otworzyłem oczy i ujrzałem Vincenta. Niósł mnie na rękach. Utkwiłem wzrok w jego oczach. Były takie śliczne.
Fioletowłosy wniósł mnie do jakiegoś domu. Rozejrzałem się po nim i doszedłem do wniosku, że to jego dom.

- Co chcesz mi pokazać? - zapytałem.

Vincent nie odpowiedział. Zdjął z siebie buty i szedł ze mną gdzieś. Okazało się, że jego dom ma drugie piętro. Szarooki wszedł po schodach. Następnie szedł korytarzem na piętrze, powoli zdejmując mnie z rąk. Po chwili stałem już na podłodze.

- Chodź tu - powiedział.

Posłusznie podszedłem do niego. Vincent wtedy wyjął z kieszeni krawat. Zawiązał mi nim oczy i chwycił mnie za rękę. Ruszyliśmy. Szedłem za nim, aż w pewnym momencie oboje się zatrzymaliśmy.

- Nie zdejmuj krawata, dopóki nie powiem Ci, abyś to zrobił - szepnął i puścił moją rękę.

Usłyszałem odgłos przekręcania zamka w drzwiach.

- Dwa kroki w przód.

Wykonałem polecenie Vincenta i stanąłem. On zamknął drzwi i stanął tuż za mną.

- Obiecaj, że nie zmienisz do mnie nastawienia, po tym co teraz zobaczysz.

- Mam się bać? - zaśmiałem się.

- Mówię poważnie.

- No dobrze, obiecuję.

Fioletowłosy odwiązał krawat. Puścił go, a on spadł na ziemię. Otworzyłem oczy i...

- Kurwa...

Znajdowaliśmy się w wielkim, czerwono-czarnym pokoju zabaw. Takim rodem 50 twarzy Greya. Wszędzie było pełno erotycznych zabawek, biczy, pejczy, lin...
Stałem jak wryty. Nie potrafiłem się ruszyć, ani wydusić z siebie słowa. Widok tego wszystkiego chyba nie tylko mnie zdziwił ale i...przeraził?

- I jak? - zapytał Vincent delikatnie dotykając mojego pośladka.

No dawaj, Scott...

- W-Wow... - wyjąkałem - P-Po co my tu przyszliśmy...?

- Nie udawaj, że nie wiesz.

Ruszyłem przed siebie i doszedłem do części pokoju, w której wiszą pejcze. Delikatnie dotknąłem jednego z nich. Później usiadłem na wielkim łóżku, które tam było. Miękko...

- Dzisiaj tutaj spędzimy noc - oznajmił Vincent - Ostrą noc.

(18+) Kiedy wiatr wieje zbyt mocno... | Vincent x Scott • Yaoi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz