Rozdział 17: Na blacie, dachu, wodzie, kinie...?

1.7K 48 6
                                    

Spojrzałem na niego nienawistnie.

- Okropny jesteś... - warknąłem.

- Chcesz znowu klapsa? Jak nie, to przestań mi dokuczać, kochanie...A teraz może daj mi trochę buziaczków, co słoneczko?

Westchnąłem i obróciłem się do niego. Otarłem się moimi ustami o jego policzek.

- Nie baw się tak ze mną - oznajmił.

Wkońcu obrzydzony złapałem go za jaja, chcąc, aby bardziej się podniecił, i chociaż chwilę do mnie nie mówił. Następnie omało nie żygając go pocałowałem. To byłby krótki pocałunek, gdyby ten zbok nie złapał mnie za tyłek, i nie przyciągnął do siebie. Dlatego pocałunek trwał około pięciu minut.

- Chcę być w Tobie - powiedział, gdy odsunąłem się od niego - Bez względu na to, czy dojdę, czy nie. A ty musisz się zgodzić!

Kilka niewidocznych łez spłynęło mi po twarzy. Znowu...ten zbok...

Ten szybko obrócił mnie tak, że byłem do niego wypięty. Vincent szybko chwycił za swojego członka, i wsadził mi go w mój otwór.

- V - Vin... - jęknąłem.

Vincent zaczął szybko poruszać się do przodu i do tyłu. Z minuty na minutę poruszał się coraz szybciej, i coraz bardziej się we mnie zagłębiał.

- C - cudowny jesteś...tam w środku...Taki ciasny...ciepły... - wyjąkał - Sz - szkoda, że nie jesteś taki na zewnątrz.

Nie mogłem przestać jęczeć - bolało. Tak w sumie to nie wiem czy mi się wydawało, ale słyszałem jakby otwieranie drzwi.
Spojrzałem w stronę zamkniętych, dębowych drzwi - nic. Pewnie musiało mi się zdawać...

- Taki ciepłyyy... - wyszeptał Vincent, dalej będąc we mnie i mnie posuwając.

Teraz, opanowywując trochę moje jęki, usłyszałem trzasnięcie drzwi, co prawda ciche - ale coś słyszałem.

- Vin...Slyszę dźwięk drz - drzwi... - wyjąkałem.

- P - pierdolisz... - szepnął i zaczął mnie posuwać jeszcze szybciej - g - głupoty...

- J - ja naprawdę...coś s - słyszałem...

- N - nie k - kochanie. Nie przerwiesz mi w taki s - sposób...

On jest naprawdę jakiś cofnięty w rozwoju...
Ruchał mnie jeszcze mocniej - zboczuch.

I wtedy zobaczyłem jak drzwi od pokoju w którym byliśmy się otwierają. Pisknąłem i szybko ukryłem twarz w dłoniach, kładąc głowę na łóżku.

Vincent dalej mnie posuwał.

Drzwi otworzyły się całkowicie i stanął w nich jakiś chłopak, trzymający za rękę jakąś dziewczynę. Spojrzał na Vincenta, który tak bardzo zajął się moją dupą, że nie zauważył otwieranych drzwi i "niezapowiedzianych gości".

- Vincent...Serio z facetem!? - krzyknął gość i zasłonił dziewczynie oczy dłonią.

"Mój tatuś" westchnął, zaczął poruszać się wolno we mnie i spojrzał na gościa.

- Pierdol się - warknął Vincent.

- No właśnie chciałem. Ale jesteś w domu i nie mogę pierdolić - powiedział powoli gość - Ja nie wiem skąd ty wytrzasnąłeś tego gościa, że się z Tobą rucha...

- Zamknij się!! - wrzasnął - To moja sprawa z kim się rucham, a z kim nie!

- Oczywiście, że to Twoja sprawa. Ale chciałem się ruchać z tą oto dziewicą na Twoim łóżku, a ty je zająłeś. I co mam zrobić?

- Spierdalaj!! Nie widzisz, że rucham!?

- Widzę, ale to nie zmienia faktu, że to bardzo gejowskie. A ty chyba nie jesteś gejem, co? Straciłbym do Ciebie wszelki szacunek...

- Spierdalaj mi stąd!

- Ale ja chcę się ruchać! - gość zacisnął jedną z jego dłoni w pięść.

Vincent spojrzał na niego wściekły i rzucił czymś w niego - niebardzo wiem czym, ale usłyszałem krzyk gościa obrywającego w krocze.

- Vincent ty chuju, to boli! - wrzasnął.

I wtedy fioletowłosy zaczął poruszać się znowu tak szybko. Zacząłem jęczeć z bolu.

- Vincent. Możesz poprostu wyjść? - zapytał gość.

- Rucham się, ok!? - wrzasnął Vincent - Spieprzaj stąd! Bo ja...zaraz...

I wtedy poczułem jak doszedł. Jęknąłem.
"Tatuś" westchnął głośno i pokazał do gościa w drzwiach środkowego placa - widziałem, bo kątem oka spojrzałem w jego stronę, ale dalej chowałem twarz w dłoniach...

Gość z dziewczyną odeszli, zamykając za sobą drzwi. Ja nie potrafiłem dojść - nawet nie miałem uczucia jakbym miał dojść - trudno. Vincent jeszcze chwilę się poporuszał i ze mnie wyszedł.

- Dobrze Ci Scotty? - zapytał klepiąc mnie po tyłku.

- D - dobrze tatusiu... - skłamałem.

- Dzielne maleństwo. Chodźmy do kuchni. Musisz być głodny.

- Jestem głodny...tatusiu.

- Zrobię Ci coś dobrego do zjedzenia. Chodź kochanie - powiedział i ubrał się szybko. Podał mi moje "seksowne" ubrania.

- Mam ubrać ten strój...? - zapytałem.

- No tak. Dla tatusia. I nakarmię Cię. I przytulę mocno... - za każdym słowem które wymawiał jego twarz rumieniła się jeszcze bardziej - I potem Cię wyrucham na blacie w kuchni. Potem na dachu. Potem w wodzie. Potem jeszcze w kinie...

- Starczy - przerwałem mu - Daj spokój - ubrałem ten sexy strój.

Vincent spojrzał na mnie.

- Kochasz mnie? - zapytał.

- Uh...Nie?

- Okropny jesteś. Chodź. Zjemy coś wkońcu...

(18+) Kiedy wiatr wieje zbyt mocno... | Vincent x Scott • Yaoi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz