Rozdział 26: Uczucia

1K 40 26
                                    

Rzucił mnie na łóżko. Nie mogłem się powstrzymać, nie byłem sobą. Czułem się jak na jakimś haju. Moje policzki paliły. Tak. Rumieńce na moich licach paliły.

- Vincent... - wyszeptałem - Zacz-

Przerwał mi pocałunkiem, który natychmiast odwzajemniłem. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Zacząłem czuć w sobie coś...dziwnego...Natychmiast począłem się rozbierać. Było mi tak gorąco. Ostatecznie zostałem w bokserkach. Fioletowłosy zawisnął nade mną.

- Jesteś chętny...widzę to w Twoich oczach... - wyszeptał mi prosto do ucha, które następnie liznął.

Przeszedł mnie dreszcz. Taki, jakiego nigdy w życiu nie czułem. Nowy.

- Nie baw się tak... - jęknąłem.

Vincent uśmiechnął się uwodzicielsko. Rozebrał się całkiem, a mi pomógł zdjąć bokserki. Pocałowaliśmy się jeszcze raz, patrząc sobie w oczy z podnieceniem.

- Jesteś niegrzeczy~

- A zatem ukarz mnie... - mówiłem najseksowniej, jak tylko potrafiłem - ...tatusiu...

Chyba musiałem jakoś zadziałać na niego tymi słowami. Uruchomiłem go. Tak. Napewno to zrobiłem. Zaczęło robić się ciekawie...Vincent wpił się w moje usta tak bardzo agresywnie, czym mnie rozproszył. Przestałem myśleć o całym świecie, tylko nie o nim i jego ustach... Na samą myśl o nim dostawałem ciarek. Przyjemnych.

Nagle się we mnie wbił. Jęknąłem głośno. Vincent przestał mnie całować. Spojrzałem na niego rozżalony.

- Jeszcze... - wyszeptałem i starałem się zmusić go do ponownego całowania mnie, ale on mnie nie słuchał. Podniecenie nim sterowało.

Zaczął powoli się poruszać. Ja zacząłem jęczeć coraz głośniej. Miałem pewne wątpliwości, ale nawet największe wątpliwości i strach, nie mogą wygrać z moim podnieceniem...
Vincent zaczął się rozkręcać - zaczął powoli, ale później coraz bardziej przyspieszał. Bolało. Ale nie aż tak. Byłem szczęśliwy, widząc fioletowłosego szczęśliwego. Taki chcę być - dobry, bo to mój przyjaciel.

Poruszał się szybko. Jego penis był taki cudny. Rzeczywiście - naprawdę jest atrakcją seksualną. Pierwszej klasy. Najlepszej jakości. Wartą każdych pieniędzy.

- Jęcz - powiedział sapiąc - Błagam.

- J-Jasne...

Powstrzymywałem się przed jęczeniem, ale skoro seme tak ładnie prosi...Zaprzestałem powstrzymywania się i zacząłem jęczeć.
Jęki były głośne, ale wiedziałem, że właśnie o takie Vincentowi chodziło. Lubił takie jęki...

Nie mogłem dłużej. To było takie cudowne. Doszedłem z głośnym jękiem. Upaćkałem mu spermą klatkę piersiową - jestem pewien, że się nie pogniewa. Po tym dojściu czułem się bardzo dobrze. Miałem delikatne problemy ze złapaniem oddechu, ale to nie było ważne. Vincent doszedł chwilę po mnie. Opadł na mnie zmęczony. Nasze oba oddechy były przyspieszone. Tworzyły razem świetny dźwięk. Wyciągnął swoje przyrodzenie z mojej dziurki. Pocałowaliśmy się i (wcześniej wchodząc pod kołdrę) wtuliliśmy w siebie.

- Nie wierzę w to... - powiedział Vincent dalej dysząc - Chciałeś...

- Też jestem zdziwiony...Ale wiesz co? Świetnie ruchasz. Boli mnie teraz, ale opłacało się.

Zaśmiał się i pocałował mnie w policzek.

- Jest dosyć późno, prześpij się, Scott...

- Zaśnij ze mną.

- Dobrze, Scottku...

Obróciłem się do niego tyłem. On przytulił się do moich pleców. Leżeliśmy sposobem "na łyżeczkę", jak to mawiała moja matka.

Mój tył bolał niemiłosiernie, ale to nie było ważne. Nie obchodziło to mnie. Vincent był szczęśliwy, to się liczyło. To było moim pieprzonym priorytetem - zapewnienie mu radości i dobrych wydarzeń. To mój przyjaciel, nie chcę i nie mogę go stracić.
Straciłem już tak wiele osób...ale jego nie stracę...

...nie ma szans, abym go stracił...

Czułem się strasznie zmęczony. Zamknąłem oczy. Po kilku minutach takiego leżenia - zasnąłem. Nie pamiętam co mi się śniło. Kojarzę tylko, że ten sen nie należał do najlepszych jakie miałem...

Gdy się obudziłem, była już noc. Na dworze było ciemno. Zegar wskazywał godzinę 22:35. Vincenta nie było obok mnie. Przeciągnąłem się, wsunąłem na siebie bokserki i wyszedłem z łóżka.

- Kurwa... - jęknąłem.

Cholernie bolała mnie dupa. Strasznie wręcz. Złapałem się za nią i starałem się gdziekolwiek dojść. Ale...gdzie? Ostatecznie postanowiłem udać się do salonu. To był strzał w dziesiątkę. Na kanapie siedział Vincent. Wyglądał na zamyślonego. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Patrzył w zgaszony telewizor, jakby był w jakimś transie.

- Vinny...

Musiałem go tym wystraszyć, bo aż zerwał się z miejsca. Spojrzał w moją stronę ze strachem na twarzy, ale kiedy zobaczył, że stałem tam ja, odrobinę się uspokoił.

- Oh, cześć... - szepnął - Obudziłeś się...

- T-Tak...Trochę się martwiłem, jak zobaczyłem, że nie ma Cię w łóżku, tuż obok mnie...

Vincent uśmiechnął się uroczo i podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno i zaczął dotykać moje pośladki. To był moment, kiedy nie chciałem jego dotyku. Nie wiem czemu. Coś we mnie mi to mówiło. Odepchnąłem go od siebie, a on popatrzył na mnie głupio.

- C-Co ty robisz?

Patrzyłem sfrustrowany w podłogę. Coś było ze mną nie tak, ale...nie wiedziałem dlaczego...a co gorsza...nie wiedziałem co...
Vincent zbliżył się do mnie spokojnie. Złapał mnie za rękę.

- Scott...?

Czułem się coraz dziwniej. Nie wiedziałem, czy mu to powiedzieć, czy nie. Miałem strasznie zagmatwany problem z uczuciami. Wszystko w mojej głowie zaczęło się jebać, mieszać...

Aż nabrałem odwagi i spojrzałem mu w oczy.

- Nienawidzę Cię.

(18+) Kiedy wiatr wieje zbyt mocno... | Vincent x Scott • Yaoi |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz