Rozdział 8

4.7K 331 162
                                    

Rozdział 8

Rozmowa z Dumbledore'em nie należała ani do krótkich, ani do przyjemnych, a już na pewno nie była cicha i Remus skrycie cieszył się, że zawczasu rzucił na pokój zaklęcie wyciszające. W tym momencie bowiem nietrudno było zgadnąć, po kim Harry odziedziczył swój temperament. Choć pewnie Lily też miała w to swój wkład, tyle, że wyprowadzenie rudowłosej z równowagi było skrajnie głupim pomysłem, którego podejmowali się jedynie Syriusz i James.

— Remusie, mógłbyś zostawić nas na moment samych? — zapytał uprzejmie dyrektor, kiedy choć na moment udało mu się uspokoić Jamesa.

Lupin niechętnie skinął głową i opuścił pokój. Mógłby przysiąc, że Potter natychmiast wznowił swój głośny wywód, lecz po zamknięciu drzwi nie przedostawał się przez nie żaden dźwięk. Nie mając nic lepszego do roboty, postanowił poszukać Syriusza. Nie był on wymarzonym towarzystwem, lecz czuł, że musi się z kimś podzielić swoimi przemyśleniami.

* * *

Jeszcze długo po wyjściu Albusa James nie mógł pozbierać myśli. W głowie miał kompletny chaos, być może jeszcze większy niż wcześniej. Czuł się jak po wyjątkowo męczącej lekcji transmutacji, kiedy wszystkie reguły, formułki i inkantacje zlewały się w jego umyśle w jedno. Tym razem chodziło jednak o coś znacznie większego niż przetransmutowanie krzesła w konia. Nie mógł – a może raczej nie chciał – uwierzyć, że te wszystkie straszne rzeczy przydarzyły się jego małemu Harry'emu, który właściwie wcale już nie był taki mały.

Ta świadomość bolała jeszcze bardziej – myśl, że przegapił dzieciństwo swojego ukochanego syna. Nie było go przy nim, kiedy pierwszy raz wsiadł na prawdziwą miotłę, kiedy otwierał list z Hogwartu, nie patrzył jak dorasta. Nie miał bladego pojęcia, kim było jego własne dziecko. Jedyne co miał, to wspomnienie tamtego małego szkraba, który uwielbiał ciągnąć Lily za włosy i zapewnienie Dumbledore'a, że nie mógłby wymarzyć sobie wspanialszego syna, którego jednak z niezliczonych, skomplikowanych powodów, nie mógł póki co zobaczyć.

Po głowie tłukły się mu urywki zdań: zbyt niebezpieczne, płonnej nadziei, Voldemort, poczekać. Jęknął z frustracją i opadł na łóżko, pragnąc, by ktoś przyniósł mu eliksir na ból głowy, która zdawała się bliska eksplozji od nadmiaru myśli. Póki co czekał go jedynie eliksir Snape'a, która, na Merlina, jakimś cudem dołączył do Zakonu Feniksa! I co jeszcze?! Może zaraz się okaże, że jego syn został śmierciożercą?!

* * *

Następne dni mijały w napiętej atmosferze. Wszyscy członkowie Zakonu siedzieli na przysłowiowych szpilkach i tylko Syriusz, z zaciętością, jakiej Remus nigdy by się po nim nie spodziewał, udawał, że nic się nie dzieje, choć jeśli wiedziało się, czego szukać, można było dostrzec na twarzy Blacka nienaturalne napięcie rys. Mógł sobie mówić co tylko chciał, ale Lupin wiedział swoje – ta sprawa z Jamesem dotknęła go na równi, jeśli nie mocniej niż jego.

W końcu doczekali się jednak przybycia Severusa z jego eliksirem, który miał rozwiązać całą sprawę. Póki co Remus wolał nie pytać Syriusza, co zrobi, jeśli okaże się, że tamten mężczyzna naprawdę jest ich zmarłym przyjacielem. Wiedział dobrze, że najmądrzej będzie wstrzymać się z tym pytaniem, a najlepiej w ogóle go nie zadawać.

Spotkanie Zakonu miało odbyć się za niecałą godzinę i członkowie powoli zaczęli się schodzić. Postanowił rozejrzeć się za swoim przyjacielem, który ostatnio sporo czasu spędzał z Ronem i Hermioną. Zdawało się, że tęsknota za Harrym w jakiś sposób zbliżyła do siebie tę trójkę, choć Remus nie miał pojęcia, o czym Łapa może rozmawiać z dwójką piętnastoletnich dzieciaków. Z drugiej strony był to jednak Syriusz, który nigdy do końca nie wyrósł z bycia dzieckiem, więc chyba nie powinno go to dziwić. Chodziło albo o to, albo po prostu ich towarzystwo było dla mężczyzny mniej nieznośne niż spędzanie czasu z Remusem i udawanie, że wszystko jest między nimi w porządku.

Zbyt PóźnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz