Rozdział 21

1.8K 166 68
                                    

Dwa rozdziały w dwa dni. Też jestem zaskoczona.

Rozdział 21

Największą wadą rezygnacji z quidditcha okazał się fakt, że Harry szczerze tęsknił nie tylko za samą grą, ale i aktywnością fizyczną, jakiej wymagały regularne treningi. Wcześniej nie przywiązywał do tego większej uwagi, ale najwyraźniej jego ciało tęskniło za sportem. Po szybkim przemyśleniu sprawy, Harry doszedł do wniosku, że odrobina wysiłku nie mogła mu zaszkodzić, a może, wręcz przeciwnie, dobrze wpłynie na jego samopoczucie i zajmie nadmiar czasu, jakim dysponował z powodu nasilającej się bezsenności.

Następnego dnia wstał więc z łóżka przed wszystkimi swoimi wspólokatorami, ubrał się ciepło, pamiętając o zbliżającej się wielkimi krokami szkockiej zimie i opuścił dormitorium. Powoli dochodziła szósta rano, jednak niebo na dworze wciąż miało ciemną barwę, jak to przystało na listopad. Wiał też silny, lodowaty wiatr i przez chwilę Harry naprawdę żałował swojej decyzji, jednak nie zawrócił do pokoju wspólnego. I tak nie miał nic lepszego do roboty o tej godzinie. Śniadanie zaczynało się dopiero o dziewiątej. Do tego czasu musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie.

Dotarł na boisko do quidditcha, które posiadało odpowiednią powierzchnię do biegania i zajął się rozgrzewką. Kilka minut później, kiedy czuł, że jego mięśnie są gotowe na większy wysiłek, ruszył truchtem przed siebie. Wiatr chłostał boleśnie jego twarz, aż z oczu pociekły łzy. Listopad naprawdę nie był najlepszym momentem na aktywności sportowe wymagające opuszczenia murów zamku, jednak lata gry wyrobiły w nim już odpowiednią odporność na warunki pogodowe. Kończył właśnie ósme okrążenie, a niebo powoli zaczynało przybierać jaśniejszą barwę. Zatrzymał się i podniósł z ziemi butelkę z wodą, którą przyniósł ze sobą, kiedy usłyszał za sobą znajomy głos.

— Nie sądziłem, że istnieje na świecie nastolatek, który dobrowolnie opuściłby łóżko przed ósmą, a już na pewno nie w celu aktywności fizycznej — rzucił rozbawiony profesor Pieper.

Harry spojrzał na niego niepewnie i wzruszył ramionami. Nie chodziło o to, że szczególnie nie lubił mężczyzny, ale było w nim coś niepokojącego. Sposób w jaki na niego patrzył; zbyt nachalnie, ale nie w ten sam otwarcie wrogi sposób, co reszta szkoły. Zwrócił na to szczególną uwagę, bo mężczyzna nie patrzył tak na Neville'a, kiedy kazał im zostać po zajęciach. Teraz również uważnie lustrował go spojrzeniem. Chłopak przyzwyczajony był już do gapiących się na niego ludzi, jednak w przypadku nowych nauczycieli nigdy nie kończyło się to dobrze. W tym roku obiecał sobie jednak, że za wszelką cenę będzie trzymał się z dala od kłopotów. Nie miał zamiaru doprowadzić do śmierci kolejnej osoby. Więc jeśli profesor Pieper okazać miał się śmierciożercą, oszustem, wilkołakiem czy kimkolwiek innym, to Harry zamierzał trzymać się od niego jak najdalej – nieważne jak przyjazny i kompetentny był podczas lekcji.

— Jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania — odparł krótko i właściwie była to prawda. Ciotka Petunia nie tolerowała bowiem spania dłużej niż do godziny dziewiątej. Oczywiście tylko w przypadku Harry'ego, bo najwyraźniej Dudley potrzebował więcej snu niż inni ludzie. — I lubię sport. Poza tym, pan też tutaj jest. Nie powinien się pan przygotowywać na dzień spędzony z hałaśliwymi nastolatkami? Jestem pewien, że to też jest jakaś forma sportu.

Profesor zaśmiał się i opadł na jedną z ławek stojącą na krawędzi boiska.

— Stare przyzwyczajenia, jeszcze po treningu aurorskim. O ironio, nie mogę zacząć dobrze dnia, jeśli rano się nie zmęczę. Zasypiam potem w najdziwniejszych miejscach, co mogłoby być problematyczne przy mojej aktualnej profesji.

Zbyt PóźnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz