Rozdział 14
Nie powiedział przyjaciołom o lekcjach oklumencji ze Snape'em. Sam nie był pewien, dlaczego. To znaczy, mężczyzna nakazał mu dyskrecję, jednak jeszcze kilka miesięcy temu nie przejąłby się tym i mimo to opowiedział o wszystkim Ronowi i Hermionie. Teraz jednak odczuwał dziwną niechęć do tego pomysłu. Nie zamierzał jednak tego roztrząsać – widocznie wciąż nie do końca przeszła mu złość, mimo że po ich rozmowie atmosfera stała się nieco bardziej swobodna.
Wieczorem zabrał więc ze sobą torbę i na zaskoczone pytanie Hermiony, dokąd się wybiera, odparł, że idzie do biblioteki, by poszukać dodatkowych informacji do pracy domowej. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona jego nagłym zapałem do nauki – podobnie jak biedny Ron — jednak nie skomentowała tego w żaden sposób – po prostu uśmiechnęła się i życzyła mu powodzenia. Podziękował jej i bez najmniejszych wyrzutów sumienia skierował się do lochów.
Dodatkowe lekcje ze znienawidzonym nauczycielem nie były tym, co miał ochotę robić ze swoim wolnym czasem, jednak słowa Snape'a wciąż tłukły mu się po głowie. To prawda, że nadal był zły na Rona i Hermionę, o Syriuszu nawet nie wspominając, ale myśl o tym, że mógłby przyczynić się śmierci któregoś z nich, przyprawiała go o mdłości. Zabił już swoich rodziców i Cedrika, nie sądził, by poradził sobie z kolejnym imieniem na tej liście.
Zszedł więc do lochów, mimo że tak naprawdę wolałby być w jakimkolwiek innym miejscu – nawet jego pokój u Dursleyów nie brzmiał tak źle. Przeczytał co prawda książkę od profesora – zarwał w tym celu dwie noce pod rząd – lecz jakoś miał wrażenie, że to wcale nie uczyni lekcji bardziej znośną. Snape i tak bez problemu znajdzie powód, by zmieszać go z błotem.
Skręcił w prawo i był już prawie przy drzwiach do gabinetu mężczyzny, kiedy uderzyła w niego fala tak silnej irracjonalnej złości, że aż zakręciło mu się w głowie. Zatrzymał się i oparł o ścianę, czekając aż uczucie minie. Zacisnął pięści i tylko pół świadomie czuł, jak paznokcie przebijają mu skórę aż do krwi. Jak jeszcze nigdy był świadomy obecności swojej różdżki w kieszeni. Tak łatwo byłoby po nią sięgnąć, znaleźć pierwszą lepszą osobą i...
I zupełnie nagle uczucie minęło – tak samo gwałtownie jak się pojawiło. Nogi się pod nim ugięły i upadł na ziemię, nie będąc pewnym, czy to co czuł można było nazwać ulgą. Oddychał ciężko, jakby przebiegł jakiś niewyobrażalny dystans. Czuł, że w oczy kłują go łzy i z trudem powstrzymał się od rozpadnięcia tuż pod drzwiami do gabinetu Snape'a. To nie był pierwszy taki „atak", lecz jednocześnie do tej pory żaden nie był tak silny. Wiedział, że musi z kimś o tym porozmawiać, naprawdę wiedział. Problem jednak leżał w tym, że za każdym razem, kiedy próbował, słowa jakoś go zawodziły. Zresztą Dumbledore i Syriusz i tak nie mieli dla niego czasu, a Ron i Hermiona byli tak samo dobrze poinformowani jak on. Jedynym dorosłym, który aktualnie wchodził w grę, był Snape, a sama myśl o przeprowadzeniu szczerej i bolesnej rozmowy z tym dupkiem...
— Czekasz na specjalne zaproszenie, Potter?
Harry przełknął ślinę i w myślach zastanawiał się, czy ten dzień mógłby być jakkolwiek gorszy. Z trudem podniósł się na nogi i spojrzał wyzywająco na nauczyciela.
— Przewróciłem się, proszę pana — powiedział, starając się włożyć jak najwięcej pogardy w dwa ostatnie słowa. Być może Snape mu pomagał, ale to nie znaczyło, że kiedykolwiek zacznie szanować tego mężczyznę.
I najwyraźniej było to wspólne uczucie, bo ten obdarzył go tylko szczególnie zniesmaczonym spojrzeniem i bez słowa wrócił do gabinetu, najwyraźniej oczekując, że Harry pójdzie za nim jak posłuszny pies. Chłopak zacisnął mocno zęby i wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
CZYTASZ
Zbyt Późno
FanfictionNieświadomie wypowiedziane życzenie urodzinowe przywraca Jamesa Pottera do życia. Okazuje się jednak, że odnalezienie się w nowej sytuacji nie jest dla nikogo łatwe. Jednocześnie coś złego zaczyna się dziać z Harrym, lecz czy w całym zamieszaniu zwi...