Rozdział 10
Szorstka lina zbyt mocno zawiązana wokół nadgarstków wbijała się boleśnie w jego skórę, a dym, który skutecznie utrudniał widoczność, szczypał go w oczy. Jeszcze raz spróbował się uwolnić, choć już wiedział, że jest to daremne. Mimo to nie był w stanie przestać się szarpać. Gdyby to zrobił, oznaczałoby to, że się poddał. Nie mógł się poddać. Nie teraz. Przeżył tak wiele rzeczy i chociaż miał też wiele dobrych wspomnień, jego życie nigdy nie było usłane różami. Po prostu musiał odnaleźć w sobie jeszcze odrobinę siły i wymyślić sposób, by to wszystko naprawić. Musiał być silny jeszcze tylko ten jeden raz!
Zdrowy rozsądek krzyczał głośno, że jest już za późno i nic nie może zrobić, ale to przecież nie mogła być prawda. Bo gdyby była; gdyby Voldemort faktycznie powrócił, to oznaczałoby, że wszystko, w co wierzył było zagrożone. Życie jego i jego przyjaciół, każda dobra rzecz, która go spotkała, każda prawda, w którą wierzył. Nawet śmierć jego rodziców okazałaby się daremna.
Zawiał delikatny letni wiatr, który w innym przypadku mógłby być całkiem przyjemny. Zamiast jednak ukoić jego zszargane nerwy, rozwiał on część unoszącego się dookoła dymu, pozwalając ujrzeć przerażająco chudą sylwetkę wyłaniającą się z kotła. Nie mógł dłużej zaprzeczać: Lord Voldemort naprawdę się odrodził.
Otworzył oczy i z trudem powstrzymał krzyk, który chciał wyrwać się z jego gardła. Serce biło mu w piersi jak oszalałe, jakby faktycznie przed momentem był świadkiem odrodzenia się czarnoksiężnika. W rzeczywistości od tamtego wydarzenia minęły już blisko dwa miesiące, jednak Harry wciąż byłby w stanie opowiedzieć o tamtej nocy z każdym najdrobniejszym szczegółem, zaczynając od zapachu trawy zmieszanym ze smrodem unoszącym się z kotła, na dokładnej liczbie otaczających go śmierciożerców kończąc.
Niczego tak nie pragnął, jak wyrzucić te wszystkie obrazy ze swojej głowy, lecz to wydarzenie udowodniło mu, że najboleśniejsze wspomnienia są najtrudniejsze do pogrzebania; potrafią wracać do człowieka miesiącami, doprowadzając go na skraj obłędu.
Otulił się mocniej cienką kołdrą i odwrócił na drugi bok, ukrywając twarz w poduszce. Starał się najlepiej jak mógł powstrzymać łzy – w końcu miał już piętnaście lat, na Merlina! – lecz, jak co nocy, jego starania na niewiele się zdały i po chwili jego ciało zaczęło drżeć – zarówno od wstrzymywanego szlochu, jak i zimna, które czuł.
* * *
Powiedzieć, że Syriusz jest niezadowolony z obecnej sytuacji, to jakby nie powiedzieć nic. Na dodatek słowa Remus przez całą ostatnią noc obijały mu się po głowie, sprawiając, że do wściekłości dołączyły wyrzuty sumienia. Miał wrażenie, że jeśli zacznie czuć choćby odrobinę mocniej, to najzwyczajniej wybuchnie. Ile emocji, w imię Merlina, mógł znieść jeden człowiek?
Z samego rana zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy, nie mając pojęcia, o której godzinie Remus będzie chciał wyruszyć. Wrzucał ubrania wściekle do kufra, nie przejmując się składaniem ich w kostkę. Kiedyś wszystkie ubrania w szafie miał schludnie ułożone – ładnie poskładane, posegregowane według kolorów. Był w tym lepszy nawet od Remusa, który został nieoficjalnym królem porządku w ich dormitorium. Kolejne dziwactwo, które Syriusz wyniósł z domu i którego nie potrafił się wyzbyć mimo upływu lat. Pamiętał, że bardzo bawiło to Lily, która sugerowała mu, że w każdej chwili może zająć się jej szafą z ubraniami. On sam nigdy nie znajdował w tym nic zabawnego, ale nie chciał ranić uczuć dziewczyny, więc po prostu zawsze odpowiadał mniej lub bardziej śmiesznym żartem.
Niecałą godzinę później usłyszał delikatne pukanie do drzwi i miał ochotę parsknąć śmiechem. Nagle ludzie przypomnieli sobie, że przed wejściem do czyjegoś pokoju wypadałoby zapukać. Otworzył drzwi, spodziewając się zobaczyć w nich Remusa.
CZYTASZ
Zbyt Późno
FanfictionNieświadomie wypowiedziane życzenie urodzinowe przywraca Jamesa Pottera do życia. Okazuje się jednak, że odnalezienie się w nowej sytuacji nie jest dla nikogo łatwe. Jednocześnie coś złego zaczyna się dziać z Harrym, lecz czy w całym zamieszaniu zwi...