-Hej Alex- zagruchała Maria Reynolds, podchodząc do Hamiltona podczas przerwy- Jak ci mija dzień?
-Em... okay?- odparł niepewnie.
Maria była jedną z tych pustych laluni, które zawsze przychodzą do pracy z połową zakładu tynkarskiego na twarzy, w bluzkach z dekoltem do pępka i spódniczkach ledwo zakrywających tyłek. Od kiedy tylko zaczęła pracę w YorktownCorp, a było to jakiś rok temu, dziewczyna postawiła sobie cel, by uwieść Alexandra. Nawet, kiedy cztery miesiące temu zaręczył się z Elizą, nie krępowała się podrywać go, często na oczach narzeczonej. Schuyler dostawała szału za każdym razem, gdy Reynolds rozmawiała z Hamiltonem i tylko zapewnienia narzeczonego, że Maria się dla niego nie liczy, powstrzymywały Elizę od zostawienia rywalki w jakimś ładnym rowie.
-A powiedz mi, ten Jefferson dalej ci dokucza?- kontynuowała czarnowłosa, owijając wokół palca kosmyk czarnych włosów.
-Wiesz Maria, ja... muszę iść... zostawiłem żelazko na gazie i... no wiesz... zaleje mi mieszkanie. To pa!- rzucił mężczyzna i szybkim krokiem oddalił się od adoratorki na drugi koniec pomieszczenia, gdzie stał Laurens i siostry Schuyler.
-Uff...- westchnął, opierając się o ścianę- Myślałem, że już się nie uwolnię.
-Tępa dzida- mruknęła Eliza, mrużąc oczy.
-Dlaczego nie może zrozumieć, że ja już znalazłem tę jedyną?- spytał Alexander, obejmując narzeczoną ramieniem.
-Bo jest tępą dzidą?- zasugerowała Angelica.
-Fakt.
-No, ale da się być aż tak tępą dzidą?-zapytał John.
-No widzisz, przyjacielu- odpowiedział mu Hamilton- Tępe dzidy tak mają.
Nagle milcząca dotychczas Peggy wybuchnęła śmiechem do telefonu. Wszyscy obecni w pokoju spojrzeli na nią jak na nienormalną. Długo zajęło jej uspokojenie się.
-Peggy, wszystko w porządku?-spytała Angelica, mierząc siostrę badawczym spojrzeniem.
-Tak...- zachichotała- tylko a lizard- znowu chichot- Ona miała na imię Eliza, a on przekręcił to na a lizard... Jaszczurka!
I znowu zaczęła się śmiać. Ręka Elizy momentalnie znalazła się na twarzy właścicielki.
-Od teraz będę mówić na ciebie Jaszczurka- oznajmiła starszej siostrze, klepiąc ją po ramieniu. Potem wróciła do przeglądania krańców Internetu. Cała grupa westchnęła zgodnie i w ciszy ubolewała na ułomnością koleżanki, która co chwilę śmiała się pod nosem.
-A ją co opętało?- Angelica aż podskoczyła, słysząc nad uchem francuski akcent. Odwróciła się i uderzyła Lafayette w ramię. Ten tylko zaśmiał się lekko.
-Idiota- mruknęła najstarsza z sióstr, przesuwając się bliżej do Margarity, żeby zrobić miejsce nowo przybyłym: Lafayette i Mulliganowi.
I tak cała siódemka stała w kółku, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wiele można było im zarzucić. Często się kłócili, wzajemnie sobie dokuczali lub psocili. Ale pomimo, że dział finansowy uchodził za najgłośniejszy, był też najefektowniejszy. Wszyscy byli zgrani. No, prawie wszyscy. Całość psuł jedynie Jefferson. O ile z Madisonem dało się współpracować, tak z Thomasem nie szło się dogadać. Wieczny indywidualista.
Dlatego też on i James zwykle trzymali się z dala od współpracowników. Nie inaczej było podczas przerwy.
-Jak myślisz, o czym rozmawiają?- spytał Jefferson przyjaciela, który spokojnie pił kawę.
-Nie wiem. O pogodzie?- odparł Madison.
-Bardzo śmieszne.
Do pomieszczenia wszedł średniego wzrostu, łysy mężczyzna i oznajmił:
-Koniec przerwy, korpośmiecie. Wracać mi do biura- rzekł i wyszedł.
-Wal się Burr!- krzyknął za nim Laurens, ale posłusznie wyszedł wraz z innymi.
-Do zobaczenia na obiedzie, Alex- rzuciła Maria przesłodzonym głosem i ruszyła w przeciwnym kierunku. Hamilton odetchnął. Na szczęście Reynolds pracowała na dziale obsługi klienta, który wraz z działem zaopatrzenia miał z nimi, niestety, przerwy. Chociaż z drugiej strony, Bogu dzięki, tylko przerwy.
Ledwo usiedli na miejscach, drzwi do biura otworzyły się i wszedł przez nie Aaron Burr, prawa ręka Washingtona.
-Za miesiąc rutynowa kontrola wydajności pracy i dział finansów potrzebuje dwóch delegatów, którzy wraz z kierownikiem będą nas reprezentować. Kto chętny?- spytał, a widząc brak odpowiedzi, skomentował- Las rąk, nie ma co.
-A ty nie możesz być w delegacji?
-Nie mogę, nie będzie mnie wtedy w firmie, a nawet jeśli bym mógł, to i tak potrzebowalibyśmy jeszcze jednego delegata, Hamilton.
Dalej cisza.
-Nikt? Serio? Dobra, Schuyler, Jefferson, Tiara Przydziału wybrała was.
-Chyba nie czytał tej książki zbyt uważnie- zaczął Lafayette.
-Albo przysypiał na filmie- dodał Hercules.
-Która Schuyler?-spytały chórem dziewczęta.
-Angelica-odparł łysy, co spotkało się z jękiem niezadowolenia ze strony najstarszej- Szczegóły omówimy później- i wyszedł.
-Za jakie grzechy? Dlaczego z nim?- spytała załamana Angelica. Thomas za to uśmiechał się pod nosem.
-Burr to dupek- stwierdziła Eliza.
-Pomiot szatana- zgodziła się Peggy.
-Zkretyniały egoista- dodał Alexander.
-Bezuczuciowa gąbka- dorzucił Laurens.
-Zgrzybiały palant- dołożył Lafayette.
-Lalusiowaty pizdokleszcz- przyznał Mulligan.
Angelica uśmiechnęła się ta te słowa.
-Kij mu w oko- podsumowała. Wszyscy się z tym zgodzili. I choć żal im było przyjaciółki, w głębi duszy cieszyli się, ze to nie oni musieli reprezentować dział finansowy.
Jedynie Thomas cieszył się z wyboru delegacji.
CZYTASZ
Harmider |Hamilton AU
HumorMłody mężczyzna, pełen dobrych myśli, wkroczył do ciemnego pokoju. Na ogromne okno, stanowiące całą przeciwległą ścianę, naciągnięto żaluzje, a pomieszczenie oświetlał jedynie słaby blask lampki stojącej na wielkim machoniowym biurku. -Dzień dobry...