V "Yorktown"

143 13 11
                                    

Dzień negocjacji nadszedł bardzo szybko. Kierownicy wszystkich działów zebrali się razem z dyrektorem w sali konferencyjnej. Rzazem z nimi byli obecni również przedstawiciele firmy kupującej. Całe YorktownCorp trawo w napięciu. Nawet dział finansów był tego dnia cicho. Przynajmniej tak się zapowiadało. Była godzina 11:00. Negocjacje zaczęły się półtorej godziny wcześniej. Na razie wszystko przebiegało na spokojnie. Do czasu.

Chwilę przed ogłoszeniem werdyktu, drzwi do sali konferencyjnej otworzyły się z hukiem.

-The battle for Yorktown!- rozległ się krzyk i do pomieszczenie wpadł Lafayette, siedzący Mulliganowi na baranach.

-Lafayette!- za nim podążali w orszaku Hamilton, Laurens i Peggy. Z tyłu za nimi szli zażenowani: Angelica, Eliza, Jefferson i Madison- Lafayette!- powtórzyli głośniej. Do sali wpadł zdyszany Burr. Spojrzał na zgromadzonych przepraszającym wzrokiem, mówiącym mniej więcej "Sorry, mieli przewagę liczebną".

Francuz zszedł z ramion partnera i stanął przed szefem, kierownikami i przedstawicielami drugiej firmy.

-Drodzy ważniacy- zaczął- Nazywam się Marie-Joseph Paul Yves Roch Gilbert du Motier Marquis De La Fayette i jestem tu jako reprezentant działu finansowego- ze strony orszaku rozległy się oklaski- Razem ze mną są tu: Hercules Mulligan, John Laurens, Alexander Hamilton oraz Margarita Schuyler.

Washington spuścił głowę.

-Alexander przedstawi państwu argumenty przemawiające za tym, że YorktownCorp nie powinno trafić w ręce tej waszej tamtej firmy. Dajesz, Ham- dodał ciszej.

-No więc...

-Dziękujemy Alexandrze- odezwał się Lafayette- Teraz Peggy oraz John pokażą państwu bardzo ładny, kolorowy wykres, jeden z tych, które tak wszyscy uwielbiacie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Dziękujemy Alexandrze- odezwał się Lafayette- Teraz Peggy oraz John pokażą państwu bardzo ładny, kolorowy wykres, jeden z tych, które tak wszyscy uwielbiacie. Przedstawiona jest na nim wydajność naszej firmy na tle pozostałych korporacji.

Laurens podniósł wyżej trzymaną przez niego kartkę, na której znajdował się wielokolorowy wykres słupkowy. Najmłodsza Schuyler w skrócie wyjaśniła co oznaczają poszczególne kolumny.

-Wielkie brawa dla Peggy oraz Johna za naprawdę ładny wykres- tu Francuz odchrząknął- natomiast Hercules i ja przygotowaliśmy krótki rapowany utwór na temat tego, ile znaczy dla nas ta praca. Herc, chciałbyś zacząć?

-Więc tak...- Mulligan wziął głęboki oddech- Gdy...

-Wystarczy- przerwał mu Washington- Na korytarz. To jest rozkaz od waszego przełożonego.

-Sir...

-Na korytarz- powtórzył twardo.

Dział finansów posłusznie opuścił sale konferencyjną. Załamany George ukrył twarz w dłoniach.

-Przepraszam za nich.

-To było... interesujące- stwierdził Lin-Manuel Miranda, dyrektor firmy YorktownCorp- Chyba muszę jeszcze raz rozważyć, czy na pewno chcę sprzedać takich pracowników.

 interesujące- stwierdził Lin-Manuel Miranda, dyrektor firmy YorktownCorp- Chyba muszę jeszcze raz rozważyć, czy na pewno chcę sprzedać takich pracowników

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Podwładni Washingtona siedzieli posępnie w biurze. Byli pewni, że teraz już na pewno firma zostanie sprzedana.

-Nie wyszło- mruknął Lafayette przepraszająco.

W tym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się i wszedł przez nie kierownik. Hamilton poderwał się z miejsca.

-Sir, jaki werdykt?- zapytał, choć w głębi serca znał odpowiedź.

Na twarzy Georga wykwitł szeroki uśmiech, a naprawdę nie zdarza się to często.

-Firma uratowana!- wykrzyczał zamknął Alexandra w niedźwiedzim uścisku- YorktownCorp pozostaje samodzielne!

Wszyscy pracownicy dołączyli do Alex'a i ścisnęli się w grupowym przytulasie. Nawet Jefferson się załapał i stał wciśnięty między Mulligana, a Elizę. Rozległy się głośne wiwaty.

-We won!

-We won!

-We won!

-WE WON!

-We won!- usłyszeli za sobą. Wszyscy odwrócili się niepewnie w stronę głosu. W drzwiach stał dyrektor firmy- Lin-Manuel-Miranda.

-Jestem pod wrażeniem- zaczął- Pod wrażeniem tego, z jaką pasją, z jakim zacięciem broniliście naszej firmy. Co prawda w dość... oryginalny sposób, ale jednak. W każdym razie gratuluję.

-Dziękujemy, panie Miranda- odezwała się uprzejmie Peggy.

-No dobrze, sukcesy sukcesami, ale wracać do pracy- oznajmił i klasnął w dłonie.

-Tak jest, szefie-Lafayette zasalutował. Pozostali pracownicy przytaknęli i udali się na swoje miejsca. Dyrektor pokiwał głową z uznaniem.

-Washington, mogę cię prosić na słowo?

George posłusznie wyszedł za dyrektorem.

Gdy opuścili pomieszczenie, w środku podniósł się ogólny gwar. Szef nigdy nie przychodził na poszczególne działy.

-Okay, okay! Cisza- zawołał Alexander- Z okazji uratowania przez nas firmy, zapraszam do mnie na popijawę!- ogłosił. Przyjaciele od razu zadeklarowali swoją obecność na przyjęciu.

Hamilton podszedł do stojących pod ścianą Jeffersona i Madisona.

-Według Internetu obchodzimy dzisiaj Dzień Dobroci dla Zwierząt, więc wy również jesteście zaproszeni- oznajmił.

-Myślisz, że będę chciał przyjść na twoją głupią...- zaczął Thomas, ale James zakrył mu usta.

-Będziemy, dziękuję.

Alex przytaknął i odszedł.

-Co ty...?- odezwał się Jefferson-Chcesz iść na tę imprezę?

-Nie ale kultura wymaga, Thomas- odparł spokojnie James- A poza tym, zawsze jakaś okazja, żeby sie napić, nie?

Harmider |Hamilton AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz