VI "The story of tonight (reprise)"

136 13 13
                                    

Alexander siedział na kanapie w salonie, oczekując na gości. W tle leciała jakaś dudniąca muzyka. Rozległ się dzwonek do drzwi. Gospodarz poszedł otworzyć. W drzwiach ukazali się Mulligan i Lafayette.

-Siema, chłopaki- powiedział, przyjmując od Herculesa reklamówkę z przekąskami- Wchodźcie- odsunął się, by wpuścić ich do środka.

-Jesteśmy pierwsi?- spytał Francuz- Niemożliwe.

-Jak widać, cuda się zdarzają- zaśmiał się Hamilton.

Zaczął rozsypywać chrupki do misek. Po chwili znowu słychać było dzwonek. Alex otworzył drzwi, za którymi stały wszystkie trzy siostry Schuyler.

-Witam, drogie panie- gospodarz ukłonił się, co wywołało u dziewczyn śmiech- Zapraszam- ciągle będąc w ukłonie, odsunął się, by przepuścić je w drzwiach. Już miał je zamknąć, kiedy do mieszkania dosłownie wpadł Laurens.

-Jeszcze ja- wysapał, szczerząc się głupio. Alex wpuścił go do środka.

-Mamy wszystkich- stwierdził Lafayette, sięgając po chrupki  serowe.

-Jeszcze nie- odparł Alexander.

-A kogo jeszcze zaprosiłeś?- spytał John- Washingtona?- całe towarzystwo wybuchnęło śmiechem.

-Nie, Jeffersona i Madisona.

W mieszkaniu zapadła cisza. Ręka z serową chrupką zamarła w połowie drogi do ust Francuza, a telefon wypadł z ręki Margaret. Goście spojrzeli na Alex'a z wyrzutem.

-Zaprosiłeś Jeffersona?

-I Madisona?

Hamilton westchnął. Ciszę przerwało pukanie do drzwi.

-Miejcie chociaż na tyle przyzwoitości, by ich nie obrażać, okay?-poprosił cicho i poszedł otworzyć. Do mieszkania wkroczył Thomas, a zaraz za nim James. Panowała niezręczna cisza. Nagle odezwał się Lafayette.

-Łał Eliza, śliczne buty, gdzie kupiłaś?

Ręka jego partnera spotkała się z twarzą właściciela. Angelica cicho zachichotała. W ślad za nią, zaśmiały się jej siostry. Laurens sięgnął po alkohol. Reszta pracowników podchwyciła ten pomysł i wkrótce po niezręcznej atmosferze nie było śladu.

Po godzinie wszystkich ogarnął pierwszy etap pijackiej fazy. Co chwila ktoś wybuchał niekontrolowanym śmiechem. Padały żarty i suchary. Panowała ogólna wesołość.

Po kolejnych dwóch wszedł drugi etap. Peggy i Eliza cały chichotały i okładały się poduszkami. Laurens, Mulligan i Lafayette grali w papier, kamień, nożyce, a Jefferson z Madisonem kibicowali im głośno, jakby byli co najmniej na mistrzostwach świata. Najstarsza Schuyler wraz z Hamiltonem usadowiła się na kanapie. Podjadając słone przekąski, rozmawiali o wszystkim i o niczym. To znaczy, próbowali rozmawiać, bo mężczyzna- nieźle wstawiony- salwami śmiechu skutecznie to uniemożliwiał. Jednak mimo to, Angelice stan Alexandra nie przeszkadzał. Była szczęśliwa, że w ogóle zwrócił na nią uwagę i zechciał z nią porozmawiać.

Po kolejnej godzinie licznik fazy wyjechał poza skalę. Alexander i Thomas siedzieli pod ścianą, w jednej ręce trzymając alkohol, a drugą obejmując rywala.

-Żeferson, jak ja cie kocham- wybełkotał Hamilton, opierając współpracownikowi głowę na ramieniu.

-Aleksandre, ja ciebie tesz-odparł równie niewyraźnie wyższy.

Mulligan i Lafayette obściskiwali się bezczelnie w kuchni. James, Peggy i Eliza prowadzili w kącie zażartą dyskusję na temat polityki wewnętrznej Ugandy, a John odwalał breakdensy na środku salonu. Tylko Angelica (w miarę trzeźwa) podpierała ścianę.

Po zakończeniu swojego występu, Laurens podszedł do Schuyler.

-Co taka śliczna dziewczyna robi pod taką pospolitą ścianą, jak ta?- spytał , opierając się obok.

-Czekam na swojego księcia z bajki-odpowiedziała, patrząc mu w oczy. Jej myśli jednak mimowolnie powędrowały w stronę Alexandra.

-Oto więc jestem!- zawołał John. Angelica zaśmiała się cicho. Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko.

-Zapraszam na parkiet- rzekł i podał jej dłoń, którą dziewczyna przyjęła.

Zaczęli "tańczyć". To jest, Schuyler lekko podrygiwała w takt "muzyki", a Laurens dosłownie turlał się po podłodze. Ale Angelice to odpowiadało. Czuła się doceniona, czego trochę brakowało jej w codziennym życiu.

W końcu była tylko Angelicą. Angelicą, która napisze raport, zakończy kłótnie, czy będzie reprezentować dział podczas kontroli wydajności. Od tego była, prawda? Ona nie zadawała pytań. Robiła co musiała. Nie zastanawiała się. Była gotowa poświęcić wszystko, byleby jej siostry były szczęśliwe. To był jej obowiązek. Rodzice zawsze poświęcali więcej czasu pracy niż córkom, więc to Angelica zajmowała się Elizą i Peggy. To do niej przychodziły po radę. Złamane serce, pierwsza miesiączka, problemy w szkole. Była dla nich podporą. Nawet teraz, kiedy wszystkie osiągnęły pełnoletność, nieustanie się o nie troszczyła. Zwłaszcza o Elizę. Ona była z nich najdelikatniejsza, najwrażliwsza. Margaret miała charakterek. Radziła sobie sama. Natomiast jej starsza siostra była krucha. Umiała sobie postawić na swoim, to prawda, była uparta, ale też nieśmiała. Dlatego Angelica była gotowa skopać tyłek każdemu, kto odważyłby się skrzywdzić jej małą siostrzyczkę. Wciąż nie docierało do niej, że ta mała siostrzyczka potrafi sama o siebie zadbać.

-Halo, ziemia do Angelicy- John pomachał dłonią przed twarzą dziewczyny, wyrywając ją w ten sposób z zamyślenia- Wszystko okay?

-Wszystko w porządku.

-Nie jestem twój na wyłączność!-wrzasnął Hamilton w stronę Thomasa- Chcę rozwodu! Angie, powiedz mu coś!

Angelica westchnęła. Widocznie nie tylko siostry jej potrzebowały.

Harmider |Hamilton AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz