Następnego dnia rano padał deszcz. Było szaro i ponuro.
Alexander szedł ze spuszczoną głową w stronę firmy. Gips na złamanym nadgarstku ciążył mu tak samo jak poczucie winy. Rozmowa z Angelicą i Johnem dała mu do myślenia. Jak mógł być aż tak ślepy, by nie zauważyć uczuć Angelicy? Być może dlatego, że tak bardzo stała związkiem jego i Elizy, że było to nie do pomyślenia.
Teraz wydawało się to nawet logiczne.
Zadawał sobie pytanie dlaczego pozwolił jej wyjść. Dlaczego jej nie zatrzymał, dlaczego za nią nie pobiegł? Dlaczego tego z nią nie wyjaśnił?
Był wściekły. Na nią, na Johna, na siebie. I na Marię.
Zwłaszcza na Marię.
-Hej Alex- powiedziała Reynolds, podchodząc do Hamiltona- Robisz kawę?
-Nie- odrzekł mężczyzna- Nudzi mi się, więc gadam z ekspresem, a co?
-Och, Alex- czarnowłosa zachichotała- Ale ty jesteś zabawny.
-Słuchaj Maria- zaczął Alexander, patrząc kobiecie w oczy- Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale- pokazał jej dłoń z obrączką na palcu- jestem żonaty. Rozumiesz? Mam ŻONĘ. Ż-O-N-Ę. A ty mnie nie interesujesz.
-Oj myślę, że twoja żona nie będzie problemem-powiedziała i zbliżyła się do Hamiltona. Ten próbował się od niej odsunąć, ale plecami zderzył się z blatem. Nim zdążył się zorientować Reynolds przycisnęła swoje wargi do jego ust. Sparaliżowało go, był zbyt zdezorientowany, by się odsunąć. Trwało to zaledwie parę sekund, ale wystarczyło.
Usłyszeli hałas.
Alexander odepchnął od siebie kobietę i spojrzał w tamtym kierunku.
Przed nim stała Eliza.
-Cholera.
Dotarł do budynku YorktownCorp i ruszył w kierunku schodów. Dotarł na górę, skręcił w lewo, potem w prawo, jeszcze raz w prawo i stanął przed drzwiami biura. Zacisnął pięść i wszedł do środka. Na jego przybycie nie zareagował absolutnie nikt. Nikt nie podniósł głowy, nikt się nie odezwał, nikt nie skomentował jego spóźnienia. On też nie odezwał się ani słowem. W milczeniu usiadł i zabrał się do pracy.
Po chwili odezwał się Laurens.
-Peggy, mogłabyś pożyczyć mi zszywacz?
-Jasne.
- Em... John- wtrącił Alexander, który siedział znacznie bliżej Johna, niż Margaret- Ja też mam zszywacz.
Został jednak zignorowany.
Przez następną godzinę było spokojnie. Aż do czasu pojawienia się Angelicy.
Gdy tylko stanęła w drzwiach, cały dział finansowy zdębiał. Jej, kiedyś długie kręcone włosy były obcięte na wysokości ramion i wyprostowane.
-King wywalił Reynolds- oświadczyła i podeszła do biurka najmłodszej siostry, o które się oparła- Pomyślałam, że chcielibyście o tym wiedzieć.
- I dobrze- stwierdził Lafayette- Może tym razem nie minie się z powołaniem i zostanie prostytutką.
-A to ona już tam nie dorabia?- zapytał Hercules marszcząc brwi.
Hamilton przysłuchiwał się temu w milczeniu.
-A może Alex- zaczął Jefferson, naśladując głos Marii- nam powie? W końcu ma dość dobre stosunki z Reynolds.
Alexander nie odpowiedział. Skrupulatnie uzupełniał tabelki.
-Dobra, nieważne- odezwała się Peggy- Angie co się stało z twoimi włosami?
-Obcięłam je- odpowiedziała starsza, wzruszając ramionami.
-Sama?- dopytywała najmłodsza.
-Sama- potwierdziła- Oszczędność.
-Tak ci ładniej- stwierdził Laurens i uśmiechnął się do dziewczyny. Schuyler odpowiedziała mu tym samym.
-Dobra, muszę wracać. Washingtonowi chyba słoń nadepnął na ucho.
Gdy Angelica wyszła w biurze znów zapadła cisza. Trwała ona aż do "długiej przerwy".
Eliza miała wyjść z biura, gdy Alexander złapał ją za rękę i zatrzymał.
-Kochanie, pozwól mi to wyjaśnić- poprosił.
Dziewczyna westchnęła rozdrażniona.
-Masz dwie minuty.
-To Maria mnie pocałowała. Dosłownie mnie zaatakowała. Zanim zdążyłem ją odepchnąć, przyszłaś ty. Ja wiem jak to wyglądało, ale to naprawdę nie moja wina. Wynagrodzę ci to...
-Dwie minuty minęły- przerwała mu żona, czując, jak w jej oczach gromadzą się łzy. Jak on miał czelność tak kłamać?- Nie chcę już tego słuchać.
-Kochanie, błagam- mężczyzna ponownie złapał ukochaną za rękę- Kocham cię i nigdy...
-Kochasz mnie?! Jakoś niespecjalnie to okazujesz!
-Eliza, uspokój się!- Hamilton również podniósł głos.
-Jak mam być spokojna, kiedy jestem w ciąży, a mój mąż zdradza mnie z jakąś zdzirą?!
-Czekaj. Jesteś w ciąży?- Alexandra zamurowało.
-Mhm- dziewczyna spuściła głowę. To wszystko nie tak. Nie tak miało być.
-Od jak dawna wiesz?
-Od jakiegoś miesiąca-mruknęła, uparcie wpatrując się w swoje buty.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Czekałam na wyjątkowy moment.
-Och, Eliza- wyraz twarzy Alexa złagodniał- Nie powinnaś się stresować- dodał opamiętując się.
-Było mnie nie zdradzać!
- To nie jego wina- odezwał się cichy głos zza drzwi. Do pomieszczenia zajrzała Maria. Była ubrana w czerwony golf, w rękach trzymała karton ze swoimi rzeczami- Ja go pocałowałam. Nie dałam mu wyjścia.
-Słucham?- spytała Eliza, podchodząc do Reynolds.
-Chciałam tylko, żeby mój były był zazdrosny. Pracuje w zaopatrzeniu. Miałam nadzieję, że w ten sposób zwrócę jego uwagę. Nie wiem co mi wtedy strzeliło do głowy. Posunęłam się za daleko. Nie miałam pojęcia, że spodziewacie dziecka.
-Nie ty jedna- mruknął Alexander.
-Nie chciałam cię skrzywdzić, Elizo. Byłam głupia. Przeważnie nawet się nie maluję. Przepraszam.
-Nic się nie stało- odrzekła pani Hamilton miękko, chwytając czarnowłosą za dłoń. Reynolds spojrzała na nią zaskoczona- Z miłości ludzie robią różne, nie zawsze rozsądne rzeczy.
Spojrzała na męża.
-Nie będę już wam wchodzić w drogę- obiecała. Po chwili namysłu dodała- Gratulacje.
Gdy wyszła Alex zwrócił się do żony.
-Wierzysz mi teraz?
-Idiota- odparła dziewczyna i pocałowała mężczyznę czule- A teraz chodź. Mam ochotę na ogórki kiszone. Z dżemem.
CZYTASZ
Harmider |Hamilton AU
HumorMłody mężczyzna, pełen dobrych myśli, wkroczył do ciemnego pokoju. Na ogromne okno, stanowiące całą przeciwległą ścianę, naciągnięto żaluzje, a pomieszczenie oświetlał jedynie słaby blask lampki stojącej na wielkim machoniowym biurku. -Dzień dobry...