X "Say no to this"

110 7 6
                                    

-Dobra- zaczęła Schuyler, wychodząc na środek biura- Dobra. Alex odłóż telefon. Aaron, odsuń się od Hamiltona. Laf, przestań kopać to biurko. Laf! Okay, John uspokój się, nie masz pięciu lat. Peggy odłóż chrupki.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Hamilton posłusznie schował komórkę, a Burr odsunął się od niego. Francuz zostawił biedne krzesło w spokoju, a Herc odetchnął z ulgą. Laurens ostatni raz pociągnął nosem i wytarł oczy. James podał mu chusteczkę. Margarita odłożyła chrupki. Thomas strzepał okruszki z koszuli.

-Co jest z wami nie tak?- zapytała Angelica, załamując ręce.

-Alexander brata się z wrogiem!- wykrzyknął Lafayette.

-Uspokój się, proszę- poprosiła go Eliza.

-Nie jestem waszym wrogiem- zaoponował Burr.

-To, że Alex zaczął dogadywać się z Aaronem, powinno nas cieszyć.

-A-ale...- zaczął Laurens.

-Wcale nie będę lubić cię mniej- przerwał mu Hamilton- Stary, zawsze będziesz moim najlepszym kumplem.

-No dobrze- wtrąciła Angelica- Jeden problem z głowy. Laf?

-Burr to wróg- mężczyzna pozostawał przy swoim.

Angelica wzniosła oczy ku sufitowi.

-Boże, daj mi cierpliwość.

-Ty mi w to Boga nie mieszaj- odparł Francuz- Burr to wróg, zło wcielone, istny szatan.

Wspomniany spuścił głowę.

-Aaron jest przede wszystkim waszym współpracownikiem- powiedziała Angelica- Nie mówię, że macie sobie od razu robić bransoletki przyjaźni, ale moglibyście go chociaż tolerować.

Rozległy się niezadowolone pomruki. Angelica westchnęła rozdrażniona.

-Doprowadźcie biuro do porządku- rozkazała i oparła się o ścianę.

-Nie pomożesz nam?- spytał Alexander, wlepiając wzrok w przyjaciółkę.

-Nie. Narobiliście bałaganu, to teraz sami sprzątacie- odparła, po czym dodała- Eliza, ty nie.

 Narobiliście bałaganu, to teraz sami sprzątacie- odparła, po czym dodała- Eliza, ty nie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Angelica, powłócząc nogami, weszła do biura Washingtona.

-O co chodziło?- zapytał zaniepokojony kierownik, gdy ujrzał dziewczynę w drzwiach. Schuyler nie odpowiedziała, tylko pokręciła głową zmarnowana.

-Chyba będę musiała tam wrócić- powiedziała z rezygnacją, siadając na swoim miejscu.

-Nonsens- przerwał jej przerażony George- Poradzimy sobie z tym.

-No nie wiem, panie Washington- Angelica pozostawała nieprzekonana- Ciężko nad nimi panować na odległość.

-W takim razie porozmawiam sobie z nimi- postanowił kierownik, wstając z krzesła- Idziesz ze mną?

Angelica tylko zapadła się tylko głębiej w swój fotel.

Washington przeszedł przez korytarz jak burza. Inni dosłownie uskakiwali mu z drogi. Do biura wpadł z hukiem.

-Dobra, słuchać mnie małe korniszony...

Angelica cała spięta czekała na Washingtona, a gdy ten wszedł do pomieszczenia od razu poderwała na się na nogi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Angelica cała spięta czekała na Washingtona, a gdy ten wszedł do pomieszczenia od razu poderwała na się na nogi.

-Spokojnie, tylko na nich nakrzyczałem- uspokoił ją mężczyzna, siadając przy swoim biurku- To powinno pomóc- dodał ciszej, bardziej do siebie.

Na korytarzu rozległ się gwar tłumu. Przerwa.

-Panno Schuyler, proszę wyluzować- George zaśmiał się- Jest przerwa, możesz iść.

Angelica wyszła z biura. Po drodze zastanawiała się jak bardzo jej przyjaciele będą na nią wściekli. Ale to przecież nie była jej wina. Nie powiedziała Washingtonowi bezpośrednio co stało się w biurze. Tylko czy współpracownicy to zrozumieją?

Dotarła do pomieszczenia. Wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi. W kącie, jak zwykle stał dział finansów. Podeszła do nich. Nikt nie zareagował na jej przybycie.

-Dobra- postanowiła zrzucić bombę- Jesteście źli?

-Nie- odparł Lafayette, odwracając głowę.

-Daj spokój. Dostaliśmy tylko największy ochrzan w historii tej firmy. Jasne, że nie jesteśmy źli- dodał Alexander, a jego głos wręcz tonął w sarkazmie.

-Oj, no weźcie- jęknęła najstarsza Schuyler- Nie nasłałam go przecież na was. W każdym razie nie specjalnie.

-To co mu powiedziałaś?- spytała Margarita, zakładając ręce na piersi.

-Powiedziałam tylko, że chyba będę musiała do was wrócić- odpowiedziała niepewnie.

-No właśnie- odezwał się Burr- Washington cię lubi i ceni. Potrafisz ogarnąć- tu rzucił spojrzenie w stronę współpracowników- swoich przyjaciół, wywiązujesz się z obowiązków. Nie chce, żebyś wracała.

Angelica spuściła głowę.

-Przepraszam.

-Spoko.

-Nie ma sprawy.

-W porządku.

-E, tam.

-Spoczko.

-Luzik.

Angelica uśmiechnęła się.

-Dobra, kto chce kawy?- spytał Hamilton- Bo idę.

Gdy Alexander odszedł od grupy, Hercules zwrócił się do najstarszej Schuyler.

-A wracasz?

-Gdzie?

-Do nas- Mulligan spojrzał na nią oczami kota ze "Shreka"

Angelica przygryzła wargę zakłopotana.

-Pójdę pomóc Alexowi z kawą- wtrąciła Eliza- Znając jego poparzy się i wyzwie ekspres na pojedynek. Angie, chodź ze mną- mówiąc to, zgarnęła ze stołu plastikową tacę. Angelica z ulgą przyjęła pomoc młodszej siostry.

Przeszły ledwo parę kroków, gdy starsza zamarła. Obok ekspresu do kawy stał Alexander. Obok niego Maria. Całowali się.

Eliza upuściła tacę.

Harmider |Hamilton AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz