Prolog

6.6K 347 339
                                    

No hej. Z góry mówię, że to tylko druga wersja tego opowiadania, więc wiecie, dziś postaram się wstawić tyle rozdziałów ile mam na głównym koncie w innym shipie.

A żeby ogarnąć o co chodzi, bo prolog może mało wam powiedzieć, poczekajcie proszę na pierwszy rozdział. Tam wszystko wyjaśnię dokładniej ^^

Ogólnie to to jest w pełni AU, czyli opowiadanie odbiega od rzeczywistych realiów, a dokładniej charaktery bohaterów są nieco zmienione. Zresztą sami ogarniecie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Miłego czytania~

- Została jeszcze godzina - powiedziałem, tuląc go na dachu jednego z wieżowców. Była dwudziesta trzecia. Zaraz miał się kończyć ten nieszczęsny dwudziestodniowy zakład. Nie będę musiał udawać, że kocham go chociaż odrobinę. Chociaż czy naprawdę udawałem? Ta cienka linia została zatarta jakiś czas temu, a wszystko, co mnie otaczało, kojarzyło mi się z nim.

Był jak moja własna, prywatna gwiazda na niebie. Tylko przy mnie błyszczał tak jasno, co wywoływało u mnie wyrzuty sumienia, ale nie mogłem tak łatwo się temu wszystkiemu poddać. Zakład to zakład, a darowanie iluzji miłości było naprawdę łatwe. Miałem w tym wprawę. W końcu w swoim osiemnastoletnim życiu zaliczyłem kilkadziesiąt dwudziestodniowych związków. Nadal dziwię się, że ktoś mnie zechciał po tym wszystkim. Dziwię się również temu, że konkretnie on dał mi się porwać. Przecież wiedział, że to tylko zakład, a jednak zachowywał się tak, jakbym ja należał do niego, a on do mnie.

Może i tak było? Chociaż nie potrafiłem się do tego przyznać.

- Czy to naprawdę musi być koniec? - Marek zapytał ze smutkiem w głosie.

- Obiecałem Ci dwadzieścia dni, a ty je dostałeś.

- Rozumiem - powiedział posmutniały. - Na co mogę liczyć w ciągu tych ostatnich minut?

- Jestem w stanie dać ci wszystko, skarbie.

- W takim razie kochaj się ze mną ostatni raz. Kochaj się ze mną tak, jakbyś naprawdę mnie kochał, Łukasz. - Zarządzał młodszy. Widocznie naprawdę się zakochał, ale dwadzieścia dni to dwadzieścia dni i ani minuty dłużej.

- Tutaj? Na dachu? - Zdziwiłem się.

- Tak. - Skinął głową pewien swoich słów, a ja nie zaprzeczyłem.

Jak dotąd splecione palce ścisnęły się ze sobą, a nasze usta połączyły się w żarliwym pocałunku. Nie wiem dlaczego, ale lubiłem jego gorące wargi. Były lepsze, niż te, które należały do poprzednich moich dziewczyn, a co ważniejsze, lepiej całowały.

*

- Minuta - powiedział Marek, patrząc na zegarek. Leżał obok mnie całkiem nagi i spocony.

- Możemy się zbierać - odpowiedziałem, podnosząc się z ubrać, na których leżeliśmy. Gdyby nie fakt, że mieliśmy czerwiec, byłoby nam cholernie zimno.

Stanąwszy przed chłopakiem i jeszcze raz zerknąłem na jego ciało. Było absolutnie idealne pod każdym możliwym względem dlatego też zastanawiałem się jak to będzie, gdy nie będę miał do niego dostępu.

No cóż, jakoś sobie poradzę.

Zaraz po tym, jak się ubrałem, pomogłem mu wstać, bo jak dotąd nadal leżał, obserwując mnie uważnie. Zupełnie tak, jakby nigdy wcześniej mnie nie widział. Nie rozumiałem, o co chodzi, dlatego też specjalnie się tym nie przejąłem.

Teraz nadeszła chwila, kiedy to on miał się ubrać. Robił to drżącymi dłońmi, chociaż tak, jak już wspomniałem wcześniej, było ciepło. Może bolało go to, że nasz związek dobiegł końca? To nie mój problem. Stałem z założonymi rękami i obserwowałem, jak schyla się kolejno po swoje ubrania. Nie miałem pojęcia, dlaczego czułem swego rodzaju dławiącą niestrawność. Nic nie mogłem na to poradzić. Najwyżej zapiję to dzisiaj w barze, bo właściwie taki miałem zamiar.

Gdy Marek był już ubrany, spojrzał na mnie w dość niezrozumiały dla mnie sposób, po czym podszedł do mnie i jeszcze raz mnie pocałował, a ja się nie opierałem, bo bez granic uwielbiałem te usta. W następnej chwili odsunął się z delikatnym uśmiechem i skierował się w stronę wyjścia z dachu.

Nie powiem, zaskoczyło mnie to. Myślałem, że będzie płakał albo błagał o to, bym przy nim został, ale nie zrobił tego. Po prostu odszedł. Zostawił mnie takiego osłupiałego.

W końcu westchnąłem i sam powoli zacząłem iść w stronę tych drzwi, które zaprowadzą mnie do windy. Domyśliłem się, że chłopak był już na dole, więc nie musiałem narażać się na spotkanie z nim.

Stanąwszy przed windą, poczułem pod stopą coś, co na pewno nie było elementem podłogi, bo się ślizgało. Spojrzałem więc w dół i spostrzegłem zielony zeszyt, na którym było napisane „Dla Łukasza" pismem Marka.

Zostawił to dla mnie? Tylko dlaczego miałbym to przeczytać? Nie widziałem żadnego sensownego powodu, lecz mimo to podniosłem notatnik i schowałem go do kieszeni cienkiej bluzy, którą miałem na sobie. Może przeczytam w barze, gdy wpuszczę w krwiobieg parę procentów w postaci dobrego drinka... Albo kilku drinków. Jeszcze nie wiem.  

20 dni: kxkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz