Dzień 11

2K 209 76
                                    

Dobry Boże, w końcu napisałam ten rozdział. Nie wiem dlaczego, ale na tym etapie opowiadanie sprawia mi wiele problemów. To pewnie dlatego, że kompletnie nie wiem co pisać w reakcjach Łukasza. Tak, jak notatkę napisałam w godzinę, tak sama reakcja zajęła mi dobrych pięć godzin, bo ciągle miałam zastój i wolałam przeglądać jakieś inne strony, żeby złapać wenę. Jest mi w cholerę ciężko, ale doprowadzę fabułę do końca. Tak sobie myślę, że gdyby nie moja przyjaciółka, która pomogła mi tydzień temu w opracowaniu fabuły na kolejne dwa rozdziały, to nadal siedziałabym jak debil przed laptopem i wpatrywałabym się w ekran wzrokiem Seby, który tępo patrzy w sprawdzian z matmy.

Ogólnie rzecz biorąc nie tylko sam fakt, że nie miałam pomysłów na rozdział, mnie zabił, a to, że ciągle ktoś dopytuje o to, kiedy następny rozdział. To trochę stresujące z tego względu, że nie chcę pisać dla was z przymusu, bo wy tak chcecie i koniec. Wtedy nie widzę frajdy w tworzeniu, a powinność, czy obowiązek. Już niejednokrotnie popadłam w tak jakby rutynę, która całkowicie pozbawiła przyjemności pisania, bo goniły mnie terminy, dlatego im wy upominacie się bardziej o rozdziały, tym bardziej ja odsuwam się od tego opowiadania, żeby nie popaść w ten nieprzyjemny stan. Ja wiem, że to głupie, ale dokładnie w ten sposób działam.

Dodatkowo dziękuję za komentarze, na które zapomniałam odpowiedzieć. Zwyczajnie głupio mi odpisywać na coś trzy dni po dodaniu, więc zostawiam komentarz bez odpowiedzi :")  

I wiecie co? Mogłabym was prosić o jakieś komentarze opiniotwórcze? Może to skłoni mnie do tego, bym za tydzień napisała kolejny rozdział, hm? Bo ogólnie komentarze typu „Haha iks de, ale zabawne" albo „o jezu, ale głupie" demotywują mnie jeszcze bardziej, od komentarzy żądających kolejny rozdział. 

Z góry dziękuję i miłego czytania~




Drogi pamiętniku. W moim życiu wszystko zaczyna się układać, co jest naprawdę dziwne i kompletnie tego nie rozumiem. To trochę ponad mnie, ale przynajmniej spotyka mnie coraz więcej szczęścia, a jedyne co zrobiłem, to wygrałem konkurs z matmy na oczach tamtych chłopaków. No i wyrzuciłem przedłużacz - czyli tak właściwie mamy do czynienia z dwoma rzeczami, ale to się w jakiś dziwny sposób łączy.

Nie miałem pojęcia co o tym myśleć. Tak po prostu pozbył się tego przedmiotu, który bezpośrednio wiązał go ze śmiercią? Czego mogłem się spodziewać po tym, co spotkałem, gdy tu dotarłem? Tego, że znajdzie inne drzewo? Nie wiem dlaczego, ale wewnątrz mnie obudziła się czysta złość na samego siebie, gdyż głupio myślałem, że nie będę musiał więcej czytać, bo wszystko znajdę w pierwszej notce, a teraz siedzę oparty o to niewygodne drzewo, pogrążony w jego wspomnieniach, kiedy mój umysł z całych sił krzyczy, że mam w końcu zdecydować co czuję.

Burza uczuć próbuje mnie obalić, ale ja nie potrafię się poddać. Nawet jeśli gdzieś podświadomość szepcze mi, że go kocham, nadal nie potrafię w to uwierzyć. Najbardziej boli mnie brak wiary w coś, co jest tak oczywiste.

Powiem ci szczerze, że ten dzień obfitował w życie towarzyskie, jakiego nigdy w swoim życiu nie przeżyłem. Napawa mnie to jednocześnie radością, jak i strachem z tego względu, że zostałem wrzucony w całkowicie nową sytuację bez jakiejkolwiek zapowiedzi, ale wiesz co? Cieszę się, że do tego doszło. Dzięki wydarzeniom, jakie miały dzisiaj miejsce, na moment zapomniałem, że zostało mi jeszcze dziewięć dni z Łukaszem.

Szczerze powiedziawszy w tamtych dniach, zaprzestałem odliczania do końca. Wszystko, co robiłem na przestrzeni tych ostatnich dób, przychodziło mi zbyt naturalnie. Z czasem zacząłem się tego bać, ponieważ moja zasada jasno mówiła, że dwadzieścia dni, to dwadzieścia dni. Ani przez chwilę nie pomyślałem, że mogłem tak po prostu to zmienić.

20 dni: kxkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz