Dzień 10

2.1K 212 86
                                    

W końcu znalazłam na tyle motywacji, żeby napisać dla was rozdział. W tym tygodniu miałam troszkę problemów, ale nie uwierzycie. Jestem w trakcie opracowywania tajnego collabu z moim kpopowym shipem i udało mi się stworzyć idealne podłoże polityczne do fabuły B) Warto interesować się polityką Korei Północnej i Południowej ^^

Miłego czytania~

EDIT: Jestem debilem i zapomniałam wspomnieć o arcie, który zrobiła szanowna ImDeadsweetie. Ogólnie to wiecie, mój idiotyzm sięga zenitu, bo nie mam czasu zrobić screena tego arta, więc wstawię go do kolejnego rozdziału :)))



Jak tak sobie myślę, to faktycznie byłem... Nie, ja nadal jestem głupi. Tak po prostu wypuściłem z rąk kogoś tak cennego, jak Marek, bo nawet nie pomyślałem, że może on planować zakończenie swojego życia. Każdy kolejny opisywany dzień jest dla mnie jak siarczysty cios w policzek ze względu na to, że byłem zbyt wielkim egoistą.

Zresztą chcąc go uratować, nie mając pojęcia jak tego dokonać i jak wielki będzie miało to wpływ na moją przyszłość, również jestem egoistą, ponieważ ani przez chwilę nie zastanowiłem się nad tym, jak Marek się poczuje. Poza tym, czy to nie będzie jasny znak, że coś do niego czuję?

Dzień dziesiąty, drogi pamiętniku. Jesteśmy na półmetku. Dni jest coraz mniej, a ja łapię się na myśleniu o swojej przyszłości i nie chodzi tu o sposób na pozbawienie się życia. Dziś rano zupełnie przypadkiem zastanowiłem się nad tym, jaki zawód będę wykonywał, co było śmieszne, bo z góry zostało założone to, że zajmę to samo stanowisko, co mama i tata, a mnie kompletnie nie kręciła rola architekta. Jeśli miałbym już wybierać... Wolałbym zostać nauczycielem matematyki i żyć za marne grosze.

Dopóki Marek nie okazał swoich matematycznych zdolności, ani przez chwilę nie posądziłbym go o takie umiejętności. Zazwyczaj traktowałem ludzi dość powierzchownie i nie interesuję się tym, co robią na co dzień. Wszystko wychodziło w praniu. Tym razem było dokładnie tak samo.

Tego dnia w szkole miał odbyć się konkurs matematyczny, do którego niestety zostałem zgłoszony. Gdyby w moje życie nie wszedł Łukasz ze swoimi brudnymi butami, do konkursu zostałaby zgłoszona inna osoba. Pech chciał, że całkiem o nim zapomniałem, dlatego od samego rana byłem zmuszony przypomnieć sobie wszystkie potrzebne mi wzory i sposoby rozwiązania konkretnych zadań.

Również ten sam pech chciał, że nie miałem czasu dla Łukasza, obok którego ciągle siedziałem na każdej przerwie. Mówił coś do mnie, ale go zbywałem. Gdyby pozwolił mi umrzeć, na pewno nie miałbym takiego problemu. To wszystko jego wina.

Właściwie czułem się wtedy całkowicie olany. Nikt wcześniej nie zbywał mnie w ten sposób, dlatego domagałem się uwagi, którą zwykle miałem bez proszenia się. To było przynajmniej głupie zachowanie i nadal nie potrafiłbym poradzić sobie z myślą, że nie byłem w centrum uwagi, jednak Marek stopniowo mnie zmieniał. Właśnie teraz jestem tego świadom bardziej, niż dziewięć notatek wcześniej.

Dodatkowo kompletnie nie rozumiałem jego zachowania. Kiedy zobaczył wzory matematyczne, które on właśnie powinien przerabiać w tym momencie, zrobił tak wielkie oczy, że prawie mu z orbit wypadły. Pytał również o to, skąd wiem, jak rozwiązać zadania, których on sam powinien właśnie przerabiać na lekcjach.

W zasadzie byłem zdziwiony tym, że Marek potrafi coś, czego ja nie potrafię zrozumieć, co dodatkowo potęgowało zaniżenie mojej wartości w tamtej chwili...

20 dni: kxkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz