18. Pomelo, chińskie ciacho i Król Lew.

90 9 8
                                    

Perspektywa Adrienne

- Świetnie sobie poradziłaś, moja droga. Kolejny raz ocaliliście Paryż.

Mistrzyni Fu właśnie chowała szkatułkę z miraculami do schowka w kształcie gramofonu. Uśmiechnęłam się zadowolona. Poczułam ciepło w okolicy serca, jeszcze nigdy nie zareagowałam tak na pochwałę...

Ale w sumie to co innego być chwalonym przez Wielką Mistrzynię, która dała ci magiczny kryształ, a jakiś randomowych gości z ulicy...

- Dziękuję, Mistrzyni. Właśnie, a co to był za chłopak w kostiumie byka? Jakiś nowy złoczyńca? Czy Mistrzyni coś o nim wie? - zasypałam wręcz kobietę pytaniami.

- Ależ oczywiście, moje dziecko! Sama wybrałam kandydata na Byka i mogę was zapewnić o jego czystych intencjach.

- Uff, ulżyło mi... - nie dane było mi dokończyć, bo usłyszałam powiadomienie o nadchodzącym niedługo treningu szermierki. - Muszę Mistrzynię przeprosić, mam trening i wogóle...

- Jasne, leć. Powodzenia! - uśmiechnęła się życzliwie.

Podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi, gdy one nagle otworzyły się. Niezbyt gwałtownie, ale jednak spotkały się z moim czołem. Syknęłam z bólu i wyjrzałam zza brzozowego skrzydła, aby zobaczyć kto przybił mi piątkę z czołem.

Oh, cholera.

To był Marett. Marett Dupain-Cheng.

Od razu się zarumieniłam, tak samo jak on. Kątem oka zauważyłam dwie rzeczy; jakby coś czerwonego za granatowowłosym (chyba mi się przewidziało) i Mistrzynię Fu z perfidnym lenny facem malującym się na twarzy.

- O, Ad-drienne? C-co tu robisz? - zapytał.

- Em, no... - starałam się wymyślić sensowne wytłumaczenie. - Ja zażywam tu aromaterapii prowadzonej tradycyjnymi metodami wschodnimi bo muszę leczyć alergię na orzeszki ziemne! A t-ty?

- Ja!? - niemal krzyknął i po tym podrapał się po karku. - Ja... Ten, no... Ja przyszedłem na herbatę ziołową! Taak, uwielbiam herbatę ziołową... - zaśmiał się nieco nerwowo.

- Aha... To ja już idę, wiesz, trening szermierki, czas goni, hemoglobina, halucynacja, taka sytuacja...

Po wybełkotaniu tych słów wyszłam pospiesznie z małego pokoiku i udałam się na trening do budynku szkoły. Na miejscu zastało mnie jednak ogłoszenie o odwołaniu spotkania z powodu anginy naszej trenerki.

Postanowiłam się więc trochę powłóczyć po mieście. Szłam właśnie w kierunku mojego ulubionego parku miejskiego, gdy nagle usłyszałam wołanie z drugiej strony ulicy.

- O, heeej Adrienne!

Okazało się, że to była jedna ze znajomych Lawrenca z akademika — Flora. Skorzystała z zielonego światła i przeszła po pasach na moją stronę jezdni ciągnąc za sobą wysokiego chłopaka o szarawych oczach i jasnobrązowych przydługich włosach. Zauważyłam, że ma nos prawie przy nasadzie ozdobiony małym kolczykiem.

- Cześć Flora - uśmiechnęłam się do nich. - Co u ciebie?

- Całkiem, całkiem. O, a znasz już Karstena? - wskazała na swojego towarzysza. - Adrienne, to jest Karsten von Möwebeine, Karsten, das ist Adrienne Agreste - przedstawiła nas sobie, nonszalancko machając ręką.

- Miło cię poznać, Karsten - wymieniłam z nim uścisk dłoni.

- Cibie tyż - zdziwiła mnie jego dosyć płynna wymowa i miękkie wymawianie spółgłosek, mimo że pewnie pochodził z Niemiec.

Przygody Biedrona i Czarnej Kocicy [ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz