Narrator
W małym, przesiąkniętym dymem z zapachowych świeczek salonie Mistrzyni Fu, panował nieskazitelny spokój. Sama właścicielka siedziała po turecku na wygodnej poduszce i sącząc ciepłą herbatę, czytała książkę.
Wayzz, mały żółwiopodobny stworek, drzemał sobie na drewnianej komodzie w pudełku po zapałkach. W pewnym momencie jednak otworzył oczy i poderwał się z miejsca, zaalarmowany.
- Mistrzyni Fu! Musi Mistrzyni posłuchać! - krzyknął.
- Tak Wayzz? Co się dzieje? - nawet nie uniosła wzroku znad czytanej strony.
- Coś się stanie, czuję to! Musi Mistrzyni uważać!
Staruszka machnęła ręką lekceważąco.
- Iiiiiii tam! Nic się nie stanie, Ropuch. Pewnie tylko ci się zdaje - odpowiedziała mu. - Nieważne, pewnie musisz się zregenerować. Zdejmę bransoletkę na godzinkę i zaraz wracasz. Dramatyzujesz - stwierdziła, widząc minę kwami.
Istotka tylko westchnęła. Może rzeczywiście jestem przemęczony, pomyślał. Strażniczka Miraculów zdjęła biżuterię z nadgarstka i włożyła ją z powrotem do pudełeczka, które zamknęła w dobrze zabezpieczonym gramofonie-skrytce.
Z powrotem oddała się lekturze, pijąc ziołowy napój. W pewnym momencie usłyszała jakieś skrobanie w drugiej części mieszkania. Poszła to sprawdzić.
Powoli uchyliła drzwi od łazienki. Podeszła do prysznica - nic tam nie było. W pralce też nic, w sedesie też, w szafkach też... Zaczęła myśleć, że może to po prostu wszędobylskie paryskie gołębie stukały swoimi dziobami w okno, powodując ten hałas.
Już chciała wyjść z pomieszczenia, gdy uświadomiła sobie, że jeszcze nie sprawdzała umywalki. Kto wie, co tam może siedzieć?
Zajrzała tam i, oczywiście, nic nie znalazła.
- Chyba mam jakąś paranoję - stwierdziła na głos.
Kap, kap, kap.
Z zakreconego kranu zaczęła lecieć woda o metnym, czerwonawym zabarwieniu. Kobieta zdziwiła się na ten widok. Postanowiła, że sprawdzi co to jest.
Podstawiła palec pod kran i co dziwne, ciecz była ciepła, gorąca wręcz. Jak krew. Cofnęła rękę i zamierzała się udać z powrotem do salonu. Położyła pomarszczoną dłoń na klamce i nacisnęła na nią. Ale drzwi nie ustąpiły.
Spróbowała jeszcze raz, a gdy to nie dało efektów, zlustrowała okolice zamka wzrokiem. Spróbowała odblokować klamkę, lecz znów jej wysiłek spełzł na niczym.
Kapu kap, kap, kap.
Staruszka zaczęła się niepokoić. Lepka, pąsowa maź cały czas wyciekała do zlewu w staromodnej łazience. Większość płynu spływała do odpływu, ale niektóre krople zatrzymywały się złowrogo na białej porcelanie.
Chciała krzyknąć po pomoc do Wayzza, ale przypomniała sobie że kwami jest w tej chwili w bransoletce. Całe szczęście miała przy sobie telefon. Tylko musiała zadzwonić do kogoś, kto miał klucze do jej lokum...
Dosyć wolno wstukała na klawiaturze wiadomość do swojej siostrzenicy, Ting-Xing, która aktualnie była w mieście.
Kap, kap, kap.
Pozostało jej czekać. Spojrzała na siebie w lustrze i wzdrygnęła się. Poczuła na karku coś chłodnego, jakby palec... Odwróciła się, ale nikogo tam nie było. Ani nic.
Z powrotem spojrzała na swoje odbicie i po raz kolejny poczuła to zimne coś na szyi. Tylko tym razem przesunęło się to wzdłuż jej kręgów szyjnych, aż do okolic ramienia. Spojrzała za siebie i ponownie, nic się tam nie chowało.
CZYTASZ
Przygody Biedrona i Czarnej Kocicy [ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA]
FanfictionKiedy Marett próbuje flirtować z Adrienne, ona wzdycha do Biedrona, a na dodatek Pani Ciem znajduje sobie nienormalnego wspólnika.