- 3 -

309 50 17
                                    

Następnych kilka dni upłynęło mi tak jak zawsze, nudno i monotonnie. Wstałam, wzięłam prysznic, zadbałam o swoją cerę, by później móc starzeć się z godnością, oszukiwałam samą siebie, że od jutra zacznę jeść zdrowe śniadania, szłam do pracy, tolerowałam tą mniej inteligentną część naszej klienteli, wracałam do domu i kładłam się spać.

Po nocy kiedy uratowałam czarnowłosego, który wciąż był dla mnie zagadką, mimo że obserwowałam go w kawiarni jakiś czas przed wypadkiem, poczułam ze zdwojoną siłą, jak rutynowe było moje życie. Nuda doszczętnie zawładnęła nim, co było smutne patrząc na mój młody wiek. Powinnam żyć pełnią życia, czerpać z niego garściami, bawić się z przyjaciółmi na imprezach i poznawać nowych chłopców do przelotnych romansów. Tymczasem mój żywot dzielił się na niespełnione ambicje, pracę w kawiarni i hibernację w domu. Jesteś cieniem samej siebie.

Po tamtej nocy, dzień po dniu na mojej kanapie widziałam cierpiącego chłopaka o kruczoczarnych włosach, ale starałam się wyprzeć ten obraz z pamięci. Próbowała nie myśleć o jego ranach, siniakach oraz potencjalnych obrażeniach wewnętrznych i nawet nie chciałam wyobrażać sobie jego samotnego powrotu do domu. To musiała być droga przez mękę. Jednak najgorsze było to, że nie mogłam zapomnieć o tym jak bardzo był atrakcyjny. Nie mówiąc o emocjach jakie towarzyszyły mi podczas wspominania widoku grającego na pianinie chłopaka, pogrążonego w swoim własnym świecie. Starałam się o nim po prostu nie myśleć. Przed tym wypadkiem lubiłam wspominać jego obecność w kawiarni, lubiłam po prostu przyglądać się jak zatapiał się we własnym świecie, emanując wręcz namacalnie swoją pasją i wyczuciem rytmu. Był jak żywy obraz, który był gwiazdą niszowego muzeum i tylko nieliczni mogli oglądać jego piękno, odbierając jego sztukę.

Z tępego patrzenia na samotnie stojące pianino w rogu kawiarni, które przypominało mi tylko o Yoongim, wytrącił mnie mój dobry kolega z pracy. Przestraszyłam się, gdy szturchnął mnie w ramię, przywracając tym samym do świata żywych. Na szczęście ruch dzisiejszego dnia był bardzo słaby i mogliśmy pozwolić sobie na drobne lenistwo pod nieobecność pani menager.

— Halo! Ziemia do Minso! Mówię do ciebie od dziesięciu minut! — zbulwersował się Seojoon.

Wyprostowałam się i przeprosiłam go, był moim dobrym, starszym kolegą i lubiłam z nim pracować na zmianie, zawsze pomagaliśmy sobie wzajemnie. Seojoon był wysoki, dobrze zbudowany i zawsze dostawał najwyższe napiwki od klientów płci pięknej. Był przystojny, a na dodatek charyzmatyczny, dlatego potrafił z nimi flirtować i okręcić je sobie wokół palca. Zazwyczaj robił to gdy zauważył, że były bogate. Nie był złym człowiekiem, zawsze pomagał wszystkim dookoła, był życzliwy, nie obrażał się o drobnostki i biła od niego pozytywna energia. Był takim trochę superbohaterem, ale bez peleryny. Lubiłam z nim rozmawiać, jego oczy zawsze skrywały w sobie wesołe ogniki, poprawiając mi nawet najgorszy humor.

— Od kilku dni jesteś jakaś nieobecna, wszystko ok? — zapytał zmartwiony.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, starając się po raz kolejny przywrócić myśli na właściwy tor. Skinęłam głową, prosząc by powtórzył to co mówił. Opowiadał mi o nowej kawie jaka ma przyjść w kolejnej dostawie, a następnie o ostatnim wieczorze spędzonym z kolegami.

— Musiało być fajnie, ile piosenek zaśpiewałeś? — zapytałam, śmiejąc się wesoło, bo wizja śpiewającego starszego kolegi na karaoke, w nowym klubie była dla mnie co najmniej komiczna.

— Nawet nie chcę wiedzieć, jak bardzo musiałeś fałszować — wtrąciła się moja przyjaciółka z pracy Haeun. — Minso, posprzątałam cały zmywak, wyniosłabyś później śmieci?

— Jasne nie ma problemu, później chętnie się przewietrzę — odpowiedziałam jej z uśmiechem.

Dziewczyna oparła się biodrem o jedną z szafek i posłała wyzywające spojrzenie koledze, któremu przerwała. Byli w tym samym wieku i oboje byli starsi ode mnie, o dwa lata. Moją ulubioną rozrywką tutaj było oglądanie ich kłótni, albo prowokacji na wspólnych zmianach. Lubiłam czas w pracy, ale pod warunkiem, że nie było managerki. Ponieważ kiedy była w pracy nie mogliśmy pozwolić sobie na wspólne wygłupy. Byli dobrymi współpracownikami i jeszcze lepszymi przyjaciółmi. Podczas ich kolejnej, małej i zabawnej sprzeczki, mój wzrok ponownie pobiegł do samotnego pianina.

PianistOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz