- 4 -

338 50 29
                                    

Obudziłem się przez narastający ból głowy. Czując nieprzyjemne pulsowanie w skroniach miałem wrażenie, jakby ktoś jednostajnym i regularnym ruchem uderzał mnie jakimś tępym narzędziem, by moje męczarnie trwały znacznie dłużej. Przymknąłem ponownie oczy, oszukując się, że to w jakiś sposób pomoże złagodzić ból, który rozprzestrzeniał się stopniowo po całym ciele, w rytm jaki czułem w skroniach. Było mi trochę zimno i czułem mokrą koszulkę przylegającą nieprzyjemnie do mojego ciała. Zdrową ręką przejechałem po materiale, byłem spocony co najmniej tak jakbym przebiegł maraton, darował sobie prysznic i położył się spać. Nagle moja dłoń natrafiła na coś, co zmusiło mnie do otwarcia oczu. Skrzywiłem się na widok kompletnie rozmrożonych warzyw, a chwilę potem poczułem przeszywający ból, który dał o sobie ponownie znać, zupełnie jak fala rozbijające się o skały. Nie bolałoby tak bardzo, gdybym nie oddychał, zawsze to mógł być jakiś sposób - prychnąłem cicho na swoje poczucie humoru, nigdy nie bawiły mnie moje żarty, ani tym bardziej innych ludzi, ale ten był wyjątkowo słaby, patrząc na to, że mogli mnie zabić. Rozejrzałem się dookoła, na tyle ile pozwalała mi obolała szyja.

Słońce zaczynało powoli wschodzić, oświetlając pomarańczowo-złotym blaskiem małe pomieszczenie urządzone w kremowych barwach. Na parapecie znajdowało się dużo zielonych roślin, które wesoło kierowały swe listki na wszystkie boki, prezentując swoje piękno i witalność. Bliżej mnie, znajdował się mały stolik do kawy z pierdołami. Widziałem na nim leki, kilka gazików i nawet mój portfel. O to chyba mój portfel. Było też tam parę innych rzeczy, których na tamtą chwilę nie potrafiłem nazwać, przez narastający ból, który uniemożliwiał mi pełne skupienie się. Na ścianach widziałem minimalistyczne obrazy i zdjęcia w ramkach. Nie widziałem co przedstawiają, bo były za daleko, a moje oczy szybko zaczęły łzawić, gdy starałam się je zmrużyć. Zamknąłem je ponownie, starając się przypomnieć sobie, w miarę szybko, wydarzenia z poprzedniego wieczoru.

Wracałem z baru, jacyś ludzie wciągnęli mnie do ciemnej uliczki i zaczęli napierdalać jak psa, potem rzucili mnie w worki na śmieci jak, o ironio, śmiecia. Ktoś zadzwonił na policję, kiedy ta przyjechała znalazła mnie dziewczyna i pomogła mi i wsadziła do taksówki, droga była pełna bólu, a potem jeszcze podróż schodami na górę. Była też Minso - odtworzyłem w myślach to co byłem w stanie poskładać do kupy.

Otworzyłem oczy na ponowne wspomnienie dziewczyny, którą kojarzyłem aż za dobrze. Pracowała w małej kawiarni, do której lubiłem przychodzić, ze względu na dobrze parzoną kawę. Była aromatyczna, jej zapach roznosił się po całym lokalu a delikatna gorycz ziaren szczególnie przypadła mi do gustu. Sama MinSo, również nie należała do brzydkich osób, świadomie lub nie podkreślała zarys swojej zgrabnej figury przewiązanym fartuszkiem z logo kawiarni, który podkreślał wcięcie w jej drobnej talii. Matka natura nie obdarzyła jej wielkimi kobiecymi kształtami, ale jej całe ciało zgrabne. Widząc ją po raz pierwszy myślałem, że jest uczennicą liceum, nie dorosłą kobietą. To był mój błąd w trakcie jej ogólnej oceny, na który uśmiechałem się do siebie pod nosem. Po dłuższych obserwacjach i powiedzeniu na głos, mojego bądź co bądź, komplementu, pewnie nie zareagowałaby zbyt przychylnie.

Słońce zaczynało coraz lepiej oświetlać mały pokoik, jak się później okazało łączony z kuchnią. Musi być wcześnie rano - wywnioskowałem. Odwróciłem głowę w prawo i zobaczyłem śpiącą dziewczynę, o której chwilę temu myślałem, skuloną na fotelu niedaleko mnie. Trzymała w ręce telefon i jakieś zawiniątko. Miała duże sińce pod oczami, sygnalizujące o silnym zmęczeniu, przez które poczułem małe ukłucie wyrzutów sumienia. Zabrałem jej kilka godzin odpoczynku, odpłacając się w zamian dużą dawką stresu i nerwów, które nieudolnie próbowała ukryć przez całe nasze cholernie wykraczające poza schematy spotkanie. Lekko otworzone usta, były by dość kuszące i pociągające, gdyby nie wylatywała przez nie ślina, wędrująca po jej brodzie. Cienkie kosmyki włosów zasłaniały jej połowę twarzy, zaś inne znajdowały się wszędzie dookoła. Musiała być wykończona, załatwiłem jej robotę na jakieś pół nocy.

PianistOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz