Codziennie rano, w ciągu dnia i przed pójściem spać, rehabilitowałem swoją dłoń według wskazówek lekarza prowadzącego oraz tych drobnych Namjoona, który z przejęciem i troską wypytywał o moje postępy. Na początku to wszystko było jak katorga, dłoń bolała mnie jak cholera, była sztywna i zupełnie nie przypominała dłoni muzyka. To było dla mnie najgorsze. Jednak po kilku dniach zaczynała wyglądać lepiej i radziła sobie z podstawowymi funkcjami.
Z czasem mogłem wykonywać bardziej skomplikowane gesty i powoli zasiadać do instrumentu mojego życia. Problem polegał na tym, że to co było moim celem, nie mogło przyjść od razu. Według moich oczekiwań miałem grać płynnie i idealnie jak przed wypadkiem, a to na tamtą chwilę nie było możliwe. Dlatego Namjoon i Hobi kupili mi specjalną opaskę na nadgarstek i śródręcze, która miała pomagać mi w dojściu do sprawności i uśmierzać trochę ból. Niedługo po tym, niestety, zorientowali się, że starałem się ćwiczyć przez siłę, co było zabronione, więc Hobi ustawiał stoper. Jeśli przekraczałem ustalony czas, zapominając o Bożym świecie, mój przyjaciel bezceremonialnie wchodził do pokoju ćwiczeń i odciągał mnie siłą od pianina.
Nie był muskularny, ale miał trochę siły. Musiałem to przyznać.
Któregoś dnia, gdy odwiedziłem babcię, wręczyła mi specjalną maść przeciwbólową, która dawała mi przyjemne uczucie rozchodzącego się ciepła. Minso co jakiś czas pytała o moje samopoczucie i delikatnie zagajała o moją rehabilitację, to samo moja matka jak i nauczyciel szkoły.
Innymi słowy każdy przejęty był stanem mojej dłoni. Jednocześnie byłem im wdzięczny za wszystko co robili, mimo że nie okazywałem im tego bardzo, a z drugiej strony czułem na sobie presję szybkiego powrotu do zdrowia.
Kiedy przychodziły momenty kumulacji stresu i wszystkie uczucia zaczynały mnie przerastać szedłem spać. Bo nie było lepszego sposobu na unormowanie oddechu.
Czasami słyszałem jak Hobi zakradał się do pokoju, w którym spałem zapewne sprawdzić czy żyję. Zawsze chciało mi się wtedy śmiać, ale na szczęście udawałem kamienny sen.
Mój przyjaciel poprawiał tylko kołdrę, pod którą spałem i cicho wychodził. Zastanawiałem się niekiedy czy jest świadomy tego, że udawałem... czasami nie miałem ochoty rozmawiać z nikim, dlatego samotny odpoczynek wydawał się być najlepszym rozwiązaniem.Tak czy inaczej mogłem śmiało stwierdzić, że cieszyłem się jego obecności w moim domu. Miło było móc się do kogoś odezwać, albo wypić piwo w nocy na tarasie, kiedy oboje nie mogliśmy spać. Hobi zakładał wtedy przedziwne bambosze, wyglądające jak śniegowce na wielkie mrozy - przerobione w kolaboracji babcia x graficiarz - tak by nie było mu zimno.
Uwielbiałem spędzać z nim czas, zwłaszcza wieczory, kiedy miasto zaczynało być ciche i spokojne, lubiłem jego tok myślenia, a refleksje na temat życia, były moimi ulubionymi zaraz po tych Namjoona.
Z czasem moja wracająca umiejętność gry poprawiała się, a ja mogłem grywać coś bardziej trudniejszego niż podstawowe kołysanki dla dzieci.
"Dla Elizy" towarzyszyło mi stanowczo zbyt wiele razy w życiu, aż w końcu odbiła się znacząco na moim sercu i duszy.
Wziąłem głęboki wdech, przymknąwszy powieki i zacząłem grać pierwsze rytmy. Przed oczami nagle zaczęły pojawiać mi się różne wycinki z życia w towarzystwie pierwszych wybrzmiewających nut, pierwszy keyboard jaki dostałem, pierwsze prawdziwe pianino, przy którym siedziałem do teraz, aż wreszcie pierwsza dziewczyna, na której widok poczułem coś w środku. Choć długi czas nie mogłem o niej zapomnieć, wciąż co jakiś czas odwiedzała mnie w snach, przypominając o momentach, o których chciałbym móc zapomnieć. Poczułem jak moje serce zaczyna wybijać szybszy rytm, oddech stawał się szybszy i ukrywany, a dłonie lepkie, melodia zmieniła się na bardziej ponurą. Zaczynałem odczuwać także dyskomfort w dłoni, choć nie mogłem przestać grać. Czułem się tak, jakbym wpadł do ciemnego tunelu, w którym brakowało mi powietrza, z którego nie potrafiłem się wydostać, jakbym miał się tam zaraz udusić. Nagle zobaczyłem uśmiechającą się Minso, wyciągającą dłoń w moim kierunku, zupełnie tak jakby znała drogę ucieczki z tego szaleństwa.
CZYTASZ
Pianist
Fanfiction„Gdybym tamtej nocy zostawiła go na zimnej ulicy, prawdopodobnie sumienie nie dałoby mi spokoju na długo, a moje życie wciąż było by tak samo nudne i monotonne. Zabierając ze sobą bezbronnego człowieka, zaprosiłam do domu demona, który przekroczył n...