czasem mam wrażenie, że tak naprawdę nie żyję. Albo raczej, że moje ciało żyje, a mój mózg nie. Potrafię się tak jakby wyłączyć z życia. Nie wiem czy kto ktokolwiek wie o czym mówię, nie wiem czy to jakaś choroba psychiczna i czy powinnam z kimś o tym porozmawiać, czy może tak po prostu wygląda moje życie i już. A do rzeczy:
wczoraj była wigilia, zaczęło się standardowo od czytania tego czegoś i dzielenia się opłatkiem. I tu się wszystko zaczyna. Składając innym życzenia miałam wrażenie, że nie mówię to tego wszystkiego ja, tylko ktoś za mnie. Tak jakby siedział jakiś malutki człowieczek we mnie i sterował moją buzią i strunami głosowymi.
Po jakimś czasie zasiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy jeść. Tak by się mogło wydawać, lecz ja czułam, że to nie ja usiadłam, a ktoś inny zamiast mnie. Na początku nie byłam tego świadoma, ale ogarnęłam się w pewnym momencie podczas próbowania potraw- że mnie tam nie ma. Jak to ogarniam? Nie jestem w stanie wam tego opisać, ale po prostu w jednym momencie czuję, że to nie ja poruszam swoimi kończynami.Piszę to w nocy po północy (hehe taki rym), chciałam napisać do tego koleszki z wcześniejszych wpisów, ale był aktywny 2h temu więc zgaduję, że teraz mi nie odpisze, a nie chcę mu mówić o tym w dzień, czy też innej nocy. No i dlatego też piszę to tu, może ktoś to kiedyś przeczyta, a może nie, ale nie chciałam zamęczać mojej pamięci w telefonie (której już nie mam) pisząc w notatkach. Nie mam też takiej osoby, której mogłabym opisać to co czuję, bo albo mnie wyśmieje, albo powie „lol" i coś dopowie niezbyt konkretnego oraz zignoruje.
Wstawie to w dzień jak nie zapomnę, a tymczasem dobranoc
CZYTASZ
Moje przemyślenia
Randomjaki kurwa opis, jak ktoś chce przeczytać moje wypociny, to droga wolna, zapraszam