ostatnio czuję w sobie taką panikę - panikę przed innymi ludźmi, boję się mijać ludzi na ulicy, chcę jak najszybciej przejść, by nikt na mnie nie patrzył, żebym ja nie musiała na nikogo patrzeć, wrócić do swojego pokoju, zamknąć się w azylu. Ale okazuje się, że mój pokój nie jest takim azylem jakim chciałabym, żeby był. Tu też odczuwam panikę, trzęsę się, boję się cokolwiek myśleć. Mam wrażenie, jakby mój mózg chciał porzygać się na wieść o moim życiu. O moim beznadziejnym życiu. Przeraża mnie myślenie o czymkolwiek i mimo, że staram się czymś zajmować - w weekendy teraz chodzę na zajęcia na Zegrzu od rana do wieczora, to jak wracam do siebie, to wracają wszystkie te chujowe myśli.
Dziś miałam jak zwykle angielski, babka pyta nas o prace domową. Zadzwonił do mnie ojciec i spytał, czy mogę zejść na dół pod szlaban odebrać lodówkę. No to powiedziałam, że tak średnio, bo mam angielski. I on, że no to żebym zeszła na 5 minut tam tylko przyjąć i co się stanie. No to mówię, że nie mogę, bo babka w każdej chwili może mnie wywołać i co jej powiem, że czekam na tatę z lodówką? No i dodatkowo on by był dopiero za 20 minut. No to mówię, że i tak nie mam pilota do bramy no i nie zejdę, bo mam ten angielski. No to powiedział mi „dobra to spadaj" i się rozłączył. No i po tej sytuacji dostałam jakiegoś takiego niesmaku do dalszego życia. Zacięło mi się gardło i nie mogłam nic z siebie wydusić, a łzy same zaczęły mi lecieć. I jak babka z angielskiego spytała mnie o coś, to nawet nie włączyłam mikrofonu i nie odpowiedziałam, bo miałam pustkę w głowie i jakiś wewnętrzny atak paniki. Przez cały angielski tak się czułam, mam taką niechęć do dalszego życia. Zaraz idę się umyć, zjeść i lecę na zajęcia grać w gry, może to mnie rozrusza i zapomnę o tym całym gównie co mam w głowie.

CZYTASZ
Moje przemyślenia
De Todojaki kurwa opis, jak ktoś chce przeczytać moje wypociny, to droga wolna, zapraszam