Rozdział Dwunasty

1.5K 119 62
                                    


Tego roku październik był wyjątkowo chłodny i nieprzyjemny. Niebo zasępiło się szarymi chmurami i wciąż mżyło. Znosząc tę jesienną pluchę, Harry moknął, stojąc między nagrobkami, przy grobie najlepszego przyjaciela. Jedną ręką przetarł płytę, odsłaniając wygrawerowane: Ronald Weasley. Potem Harry ciężko westchnął, przeczesując grzywę swoich ciemnych włosów.

- Nie wiem, co się ze mną dzieje, stary - parsknął w nicość, jakby z nadzieją, że ktoś go usłyszy. Potem jego mina złagodniała, a głos przycichł. Raz jeszcze zerknął na nagrobek przyjaciela. - Rose też przeżywa chyba nienajlepszy okres...

- Harry?

Monolog nad nagrobkiem przerwał mu znajomy, drżący głos. Odwrócił się do rudowłosej Ginny Longbottom, której brzuch znacząco urósł przez ostatni miesiąc. Już za kilka tygodni miało przyjść na świat jej pierwsze dziecko. Harry'emu zrobiło się trochę ciemno przed oczami.

- Ginny... - zaciął się. Kobieta stała w brązowym płaszczu, pod wielkim parasolem. Zrobiła kilka kroków do grobu brata. Jej buty zanurzały się z chlupotem w papce zmieszanej wody z opadłymi liśćmi.

- Nadal go odwiedzasz?

- Czasami.

Pod pachą dźwigała bukiet czerwonych róż, który złożyła na nagrobku. Bez pytania o zgodę, Harry pomógł jej, przytrzymując jej parasol. Podziękowała mu uśmiechem.

- To tak jak ja.

W milczeniu wpatrywał się w jej orzechowe oczy, a uśmiech kobiety odrobinę zbladł. Harry oddał jej parasolkę, a kiedy jej ciepłe dłonie zetknęły się na moment z jego lodowatymi palcami, zapytał:

- Możemy... porozmawiać?

Poruszyła niemrawo ustami, a potem blado się uśmiechnęła i skinęła głową.

Zachęciła go gestem, by wszedł pod parasol i razem ruszyli dróżką między grobami. Harry przygryzł wargę i zerknął na obrączkę na serdecznym palcu, a potem kątem oka spojrzał na brzuch Ginny.

- Dziwne to... wszystko - usłyszał swój własny głos. Ginny, o dziwo, jednak zrozumiała, o co mu chodzi.

- Tak... prowadzimy zupełnie inne życie, niż sobie to planowaliśmy w Hogwarcie - uśmiechnęła się z opanowaniem. - Jak twoja praca aurora?

- Lubię ją - wzruszył ramionami Harry. - Tylko nie zawsze mam chęć do sprawdzania przeklętych serwisów do herbaty, które okazują się być zwykłymi serwisami.

Ginny zachichotała.

- Tak, musisz być ciągle czujny - pokiwała głową, a potem zapatrzyła się przed siebie, a głos uwiązł jej w gardle.

- Ty... nie pracujesz, tak? - Spróbował zmienić temat, a Ginny pokręciła głową.

- Nie. Wcześniej byłam w drużynie, pewnie wiesz. Nawet miałyśmy okazję pograć na większych zawodach. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie, a potem mina jej zrzedła. - Ale teraz nie... Mam inne obowiązki.

- Tak - przytaknął Harry, oblizując niepewnie wargi. Szli chwilę w milczeniu. - Wiesz, jak się czuje Rose?

- Ponoć dochodzi do siebie. Ale nie pojechała do Hogwartu. Herm będzie ją uczyć w domu.

- Ciekawe, kiedy znajdzie na to czas w czasie swojej kampanii.

- To Hermiona - zauważyła z uśmiechem Ginny. - Poradzi sobie.

Harry też się uśmiechnął. Między nimi zrobiła się jakby serdeczniej. Prowadzili tę nic niezobowiązującą gadkę, jak starzy dobrzy znajomi. Ale Potter wiedział, że nie, dlatego chciał z nią porozmawiać. Wciąż jednak nie potrafił zabrać głosu, a w tym czasie Ginny posmutniała.

- Kiedyś miała matkę Draco do pomocy - zerknęła na Harry'ego, na którego twarzy nie pojawiły się żadne emocje.

- A, no tak. Ile to już minęło od jej śmierci?

- Dwa lata - zrobiła niepewną minę. - Ty... wiesz?

- Tak, oczywiście - przytaknął. - Hermiona mi powiedziała. Ale biorąc pod uwagę życie Narcyzy, i tak długo wytrzymała. I spędziła te ostatnie lata z rodziną.

- I tak byłam zaskoczona.

- Wszyscy kiedyś skończmy na cmentarzu - zauważył Harry, rozglądając się po otaczających ich nagrobkach. Ginny spojrzała na niego ostro.

- Nie mów takich rzeczy - rudowłosa naburmuszyła się. - I właśnie, dlatego moi rodzice się o ciebie martwią. Mógłbyś ich czasami odwiedzić.

- Po co? - Prychnął Potter. - Żeby znosić ich pełne żalu i wyrzutów sumienia spojrzenia?

- Harry... - Longbottom pokręciła głową i ciężko westchnęła.

I znów między nimi zapadła niezręczna cisza. Harry spojrzał na brzuch Ginny, po którym rudowłosa gładziła się teraz nerwowo.

- Jakiej będzie płci? - Zapytał zdawkowo. Popatrzyła na niego z zaskoczeniem na tą nagłą zmianę tematu, a potem spojrzała na swoje ubłocone buty.

- Chłopczyk.

- Aha - Harry w zamyśleniu pokiwał głową i podrapał się po szorstkim podbródku. - My nie wiedzieliśmy, jakiej...

- Dziewczynka - Harry uniósł głowę, jakby go uderzyła tym cichym szeptem. Nie patrzyła na niego, tylko na swoje różowe od zimna palce. - Dowiedziałam się, zanim...

Jej głos ucichł. Harry nie wiedział, co miałby odpowiedzieć, a rudowłosa unikała jego spojrzenia.

- Myślisz czasem o naszym dziecku? - Harry sam poczuł, jak jego oczy wilgotnieją. - Miałaby teraz szesnaście lat.

- Myślę... - brązowe oczy Ginny zaszły łzami. Przystanęli.

Harry położył jej ręce na ramionach. Przestało padać. Rudowłosa zwinęła parasolkę i teraz w milczeniu wpatrywała się w jego zaparowane okulary.

- Ginny... - powiedział do niej Potter zachrypniętym głosem. - Czy między tobą, a Luną coś jest?

Longbottom spłonęła rumieńcem.

- Harry...

- Odpowiedz mi - zażądał Potter, a gdy kobieta nic nie powiedziała, ciemnowłosy odsunął się od niej i ze zmęczeniem przetarł twarz. - Jest moją żony, Ginny. Może na to nie wygląda, ale zależy mi na niej.

- Uwielbiasz ranić ludzi - powiedział nienaturalnie spokojnie rudowłosa, a Potter spojrzał na nią z bólem. Kobieta zrobiła krok w jego stronę i zmierzyła pełnym nienawiści spojrzeniem. Jej głos zadrżał, a z oczu wypłynęły łzy. - Pojeb z ciebie, Harry. Chory, pedalski pojeb.

Zasługiwał na te okrutne słowa, a przynajmniej tak mu się wydawało. Ginny odwróciła się napięcie i odeszła z płaczem.

I końca nie będzie //DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz