Rozdział Szósty

1.5K 131 65
                                    

Tej nocy Ginny Longbottom z trudem zasnęła. Wciąż męczyły ją wyrzuty sumienia po tym feralnym przyjęciu. Sama nie wiedziała, po co się tam zjawiła... powinna była się domyślić, że będzie tam Harry.

Neville spokojnie chrapał obok w niej łóżku i w końcu rudowłosa wpadła w letarg, który przerwało ciche pukanie w szybę okna. Natychmiast się przebudziła.

Na zewnątrz znowu coś śmignęło. Rudowłosa przestraszone zerwała się z łóżka, wsunęła na bose stopy kapcie i podeszła do drzwi balkonowych. W prawej dłoni już ściskała różdżkę, a drugą pogładziła się po zaokrąglonym brzuchu. Pukanie rozległo się kolejny raz, a Longbottom otworzyła drzwi i wyszła na balkon. Poczuła gęsią skórkę na nagich ramionach, bo miała na sobie tylko cieniutką koszulę nocną. Trzymając ciągle dłoń na brzuchu, aż otworzyła usta ze zdumienia, gdy spojrzała przed siebie.

Unosząc się w powietrzu, na miotle siedziała Luna Lovegood, a raczej Luna Potter. Jej długie, jaśniejsze od słońca włosy, rozwiewały chłodne powiewy wiatru.

- Luna... co ty tutaj robisz? - Zapytała ją drżącym głosem.

- Cześć, Ginny - uśmiechnęła się blado kobieta. Wyciągnęła do niej rękę i gestem głowy zachęciła, by rudowłosa wsiadła razem z nią na miotłę. - Chodź.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - żachnęła się piegowata, a blondynka pokręciła głową.

- Wszystko ci powiem, jak dotrzemy na miejsce. Chodź, chcę ci pokazać jedno miejsce.

A ponieważ Ginny znała i ufała Lunie, po chwili wahania, z drobną pomocą przyjaciółki wsiadła na miotłę, która odrobinę ugniotła się pod ciężarem Longbottom.

Ginny mocno objęła Lunę w pasie, a Potter odepchnęła się stopami od balustrady balkonu i ruszyła

w ciemność.

Niebawem dotarły na średnich rozmiarów wzgórze, na którego czubku znajdowało się wielkie drzewo i właśnie pod tym drzewem zatrzymały się dwie kobiety. Ginny ostrożnie ześlizgnęła się z miotły i swoje brązowe oczy podniosła do góry. Niebo z tej pozycji jakby otaczało ich z każdej strony, było gwieździste i przejrzyste, a wielki księżyc w pełni pełnił funkcję reflektora.

- Tu jest pięknie - szepnęła z zachwytem rudowłosa, gdy Luna odłożyła miotłę gdzieś w bok. Ginny zwróciła się do niej. - Co to za miejsce?

- Przychodzę tutaj, kiedy muszę pobyć sama - wyjawiła jej Potter, a potem wskazała na ugniecione miejsce w wysokiej trawie. - Proszę, usiądź.

Ginny to zrobiła. Poczuła, jak całe ciało jej drży. Mimo sierpniowej nocy, było bardzo zimno, już wcześniej odczuła to podczas lotu. Nagle na jej plecach pojawiło się coś miękkiego i ciepłego, a Ginny zdała sobie sprawę, że to płaszcz, który zdjęła z siebie i podała przyjaciółce Potter.

- Dziękuję - uśmiechnęła się niepewnie, a blondynka usiadła obok niej. Zapadła niezręczna cisza, a gęstą atmosferę można było ciąć nożem. Obie w milczeniu wpatrywały się w iskrzące na niebie gwiazdy.

- Więc... - zaczęła Ginny, niepewnie zerkając na blondynkę. - ...po co mnie tu zabrałaś?

- Ach... chciałam tak po prostu sobie z tobą tutaj posiedzieć - odpowiedziała jej beztrosko kobieta, a Ginny była gotowa strzelić sobie w twarz. Luna niewinnie poruszyła swoimi nogami. Teraz dopiero Longbottom zdała sobie sprawę, że przyjaciółka zdjęła buty i bose stopy zanurzyła w trawie. Luna uśmiechnęła się szeroko i położyła na plecach. Zapytała śpiewnie: - Czy to grzech rozkoszować się sierpniową nocą?

- Chyba nie... - delikatnie uśmiechnęła się piegowata. Luna łypnęła na nią jednym okiem. Jej spojrzenie od razu powędrowało do ukrytego pod koszulą nocną brzucha Ginny.

- Jak się czujesz?

- Okay - zaczerwieniła się kobieta i popatrzyła gdzieś w bok, a potem odważyła się spojrzeć w twarz przyjaciółki. - Luna, a ty? Tamto przyjęcie...

- Ci - niespodziewanie blondynka gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej i jeden palec położyła na ustach Longbottom, natychmiast ją uciszając. - Zaczyna się.

Nim Ginny zdążyła zapytać, co się dzieje, z trawy uniosło się w górę miliony złotych istotek, przypominających Longbottom otworzyła szeroko usta. Wokół nich zrobiło się nagle bardzo jasno.

- To iskotki łąkliwe - wyszeptała zachwycona Potter, a potem zachichotała. - Zapewne mają inną nazwę, Hermiona by ci powiedziała, jaką, ale dla mnie pozostaną iskotkami.

W tym olbrzymim blasku rudowłosa spojrzała na promieniejącą przyjaciółkę. Jej twarz wydała się piegowatej tak piękna i pociągająca.

Luna popatrzyła w orzechowe oczy Ginny, a potem powoli nachyliła się do jej ucha. Ostrożnie odgarnęła jeden rudy lok, a Longbottom wstrzymała oddech. W uchu rozpłynął się szept Luny.

- Kocham cię.

Do domu Ginny wróciła dopiero nad ranem.

I końca nie będzie //DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz