Rozdział Dwudziesty Trzeci

1.4K 111 45
                                    


Martwe ciało Hermiony upadło na podłogę.

Jej niewidzące już nic oczy na zawsze rozszerzyły się w cierpieniu. Ostatnia jej łza spłynęła po jej policzku i upadła na podłogę, wsiąkając w dywan.

Draco dobiegł do ciała żony, nad którym już pochylił się Potter. Obaj popatrzyli na siebie

z przerażeniem.

- Nie żyje - powiedział z bólem Harry. Draco odgarnął czule kobiecie włosy z oczu, a potem zamknął jej powieki. Znów spojrzał w zielone tęczówki Harry'ego.

- Ale tobie nic się nie stało - powiedział. - Tylko to się liczy.

Na chwilę zapadła cisza, a potem wpadli sobie w ramiona. Harry zalał się łzami, a Draco pogładził go po włosach.

- Przepraszam - szeptał bliznowaty. - Przepraszam.

Draco uśmiechnął się z trudem i odsunął od mężczyzny. Pogładził go po policzku, a potem znów przyklęknął przy ciele Hermiony, a Harry stanął po drugiej stronie.

- Co teraz zrobimy? - Zapytał, chowając różdżkę do kieszeni.

- Już dawno powinienem był zapłacić za stare grzechy - odpowiedział Draco, próbując dzielenie się uśmiechać. Jednocześnie wciąż gładził kobietę po nadal ciepłym czole.

To Pottera dotarł sens jego słów.

- Nie - zaprotestował, kręcąc z przerażeniem głową. - Nie! Nie zgadzam się.

Draco wciąż z tym samym uśmiechem, dodającym im obu otuchy, podniósł się i położył Harry'emu dłoń na policzku. Spojrzał mu w ten sposób głęboko w oczy.

- Zaopiekuj się moimi dziećmi, dobrze? - Zapytał z głęboką powagą. Harry nie był w stanie nic powiedzieć, przez łzy, które wciąż ściekały mu z oczu i nosa. Pokiwał tylko głową.

Wtedy Draco połączył ich wargi w pocałunku. W pocałunku nad martwym ciałem Hermiony. Jednocześnie, czując smak słonych łez ciemnowłosego, blondyn wyciągnął różdżkę i uniósł dłoń w górę. Nie drżała, bo pocałunek dodawał mu otuchy.

Malfoy w górę posłał przeklęty symbol Voldemorta. Mroczny znak.

Potem mężczyźni odsunęli się od siebie, a Harry wycelował różdżką w blondyna. Zastygli jeszcze na moment, błękit i zieleń ich oczu cieszyła się sobą jeszcze dobrą chwilę. Draco był zdecydowany, Potter to czuł.

Dlatego sam podjął decyzję. Harry wrzasnął:

- Drętwota!

Promień uderzył w pierś blondyna, który nieprzytomnie osunął się na kolana. Harry szybko podbiegł

i złapał go w ramiona. Potem pociągnął ciało mężczyzny i umieścił w pozycji siedzącej, opartego o ścianę. Sam stanął na nim i po prostu się wpatrywał w blondyna.

W jego głowie panował chaos. Serce mu pękało.

Czekał.



Kilka nieznośnie długich minut później do domu wpadł oddział aurorów. Harry nie poruszył się w żaden sposób, blady i spocony ledwo trzymał się na nogach. Wszystkie głosy docierały do niego jak zza ściany. Ktoś poklepał go po ramieniu, ktoś inny sprawdził tętno martwej minister.

- Nie żyje!

- Harry? Harry?

Ktoś uścisnął mu ramię, zauważając znajdującego się przy ciemnowłosym oszołomionego Draco.

- Brawo, Harry, złapałeś tego skurwesyna.

Potter oprzytomniał. Poczuł, jak w pierwszej chwili, przez wielki ruch w jego domu i wrzask, robi mu się niedobrze, ale nim zwymiotował, musiał najpierw ochronić Malfoya.

- Sam się poddał - powiedział cicho, a potem głośno powtórzył. - Sam się poddał.

Koledzy spojrzeli na niego z zaskoczeniem, a Harry opuścił spojrzenie. Jego policzki zrobiły się czerwone.

- Jaka kara go czeka? - Bąknął pod nosem.

Pozostali przy nim dwaj aurorzy spojrzeli po sobie niepewnie, a potem na niego i wzruszyli ramionami.

- Władują go do Azkabanu. Pewnie na dożywocie.

Potem znów zaczął się harmider. Ktoś wynosił ciało Hermiony, kilka innych aurorów dźwigało Dracona.

A Harry stał pośrodku tego burdelu, nie wiedząc zupełnie, co ma mógłby zrobić.

I końca nie będzie //DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz