4. It's show time!

442 37 0
                                    

Lecieli prawie 12 godzin. W czasie gdy Gadro stękał nad swoimi plecami, Hermiona ani trochę się nie krzywiła. Nie mówiła nic. Gdy wylądowali nieopodal miejscowości Rhine, w stanie Wisconsin, Hermiona z gracją baletnicy zeskoczyła na ziemię i rozsiodłała swojego smoka.

- Jakim cudem masz jeszcze siłę?! - zawołał Gadro. Hermiona spojrzała na niego twarzą zupełnie pozbawioną emocji, po czym uśmiechnęła się i odniosła siodło do stajni. Smoki zniknęły razem z nią w dziurze w ziemi. Mężczyzna usiadł na pniaku i westchnął. Po chwili poczuł na ramionach delikatne dłonie.

- Mionka, wiesz, że ja zawsze chętnie... ale to nie najlepszy moment.

- Och Gadro... Jak zwykle wiesz czego pragnie kobieta! Ale nie to miałam na myśli. Pokaż plecy.

- To nie najlepszy pomysł-

- TERAZ.

W jej głosie była nuta grozy. W takich momentach nigdy jej nie odmawia. To grozi długą bolesną klątwą. Westchnął i zdjął z siebie płaszcz, kamizelkę i koszulę. Wszystko przesiąknięte mieszanką krwi, ropy i czegoś co przypominało śluz.

- Ech... Naprawdę. Lorenzo mianował nas partnerami. Powinieneś mi o tym powiedzieć. Martwy tylko będziesz mi zawadzał. - powiedziała.

W jej głosie nie było cienia uczuć. To było stwierdzenie faktu. Był dla niej niczym. Wiedział o tym. Od samego początku ich współpracy, powiedziała mu jasno... Nie będzie dla niej niczym więcej niż narzędziem.

Skóra była cała w bliznach. Nic nowego. Ale ogromna dziura tuż obok kręgosłupa była czymś nowym.

- Skąd to masz?

- Cóż... Wykonywałem zadanie. Standardowo. Bez problemu. A tu nagle wyskakuje Moody z Lupinem i Blackiem! Oberwałem od lawiny wywołanej przez tego durnia Blacka! Idiota chcąc mnie dorwać zabił troje dzieci!

- Coraz częściej się zastanawiam, czy to aby napewno Bella jest tą szurniętą.

- To u nich rodzinne.

- Patrzysz na takiego i myślisz: ,,Serio? To jest ten plemnik, który wygrał?"

- A pomyśl, co jego rodzice musieli sobie myśleć!

- Jak dla mnie to nawet teraz zmieści się w oknie życia.

Zaśmiała się, i był to śmiech z nikłą iskierką ciepła. Był to jedyny raz, gdy usłyszał w jej głosie coś żywego. To było dla niego cenniejsze niż cokolwiek innego. Pozwoliła mu się zbliżyć. Czyli obecny stosunek między nimi jest wystarczający.

- Dziękuję.

- Drobiazg.

Z daleka to brzmiało jak podzięka za pomoc, ale oni oboje wiedzieli. On dziękował za zaufanie, a jednocześnie upewnił ją, że nie przekroczy granicy. Wszyscy w ''Firmie'' znają historię poprzedników Gadro... 146... I wszyscy nie żyją. Zabiła ich, gdy przekroczyli granicę. On nie zamierzał. Hermiona stała się dla niego...jak młodsza siostra. Na więcej nigdy sobie nie pozwoli. Ona jemu też.

- Powinniśmy iść. Mateo czeka.

Westchnęła i powiedziała.

- A to nie koniec... Lorenzo ma dla mnie zadanie.

Zamarł. Lorenzo wysyła ją tylko wtedy, gdy poziom śmiertelności misji przekracza wszelkie wskaźniki. Ma nadzieję, że zginie. Ale ona, za każdym razem wraca. Czasem myśli, że tylko po to, żeby zrobić mu na złość.

- Co tym razem?

- Pieski Voldemorta. Dudziestu... Może trzydziestu? Nie wiem. Najeżdżają na wioskę mugoli.

Harry Potter: Severus Snape VS Hermione Granger: Who Are You?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz