/Hermiona POV/
Spojrzałam na zebranych ludzi. Zabawne. Ostatnio było ich więcej. Czyżbym przyczyniła się do zmniejszenia populacji? Nie... A może? Mniejsza. Mam zadanie. Spojrzałam na planszę do szachów i moją postać z uśmiechem spoglądającą na planszę. Wpadłam na głupi pomysł... Ale najpierw zlecenie.
- Bellatrix... Czy udało ci się przekonać wilkołaki do walki po naszej stronie? - spytał Czarny Pan.
- Tak, Panie.
- Rubeusie... A co z olbrzymami?
Ten tylko kiwnął głową. I tyle? Nic nie powiedział? Zero ukłonu? A Voldemort na to zezwolił? Chyba komuś tu upada posłuch...
- MASZ ODPOWIADAĆ, GDY ZADAJĘ PYTANIE!!!
No i mamy efekt rozbujanego ego. Ale mimo to, on nie poruszył ustami. Dobra. On jeden ma mój szacunek. Chyba mu się lepiej przyjrzę. Najlepiej z bliska...
Kolejni zdawali raporty, odbywali kary i dostawali nowe zlecenia. Spojrzeniem odszukałam Snape'a. Ciekawe jakie on ma zadanie...
- Jak ci idzie twoje zadanie? Zbliżyłeś się do szlamy Pottera?
O. JA. PIERDOLE.
Powstrzymałam salwę śmiechu, ale szeroki uśmiech i tak pojawił się na moich ustach. Czy można dostać gorsze zadanie?!
- Niestety pojawiła się przeszkoda, Mój Panie.
- Przeszkoda? Niby jaka?
- Gadro...
Na imię mojego partnera Bella wydała z siebie skowyt niczym umierające zwierzę.
- Wydawało mi się, że miałaś go zabić, Bello... Zawiodłaś mnie. CRUCIO!!!
Przyjemnie patrzyło się na torsje spowodowane niewyobrażalnym bólem w wykonaniu tej szalonej szmaty, ale to ja chcę ją karać. Nikt po za mną nie ma do tego prawa. Moje rozmyślania przerwał Snape.
- Dumbledore dał znać Kingsleyowi. Jak tylko Gadro pojawi się z Granger przed szkołą, odeskortują ich do niego. Do Ministerstwa. Tam będą zdani całkowicie na łaskę aurorów.
- To dobra wiadomość. Lecz ciekawi mnie, dlaczego Dumbledore chce się pozbyć przyjaciółeczki Pottera.
- Utracił nad nią kontrolę. Jego zabaweczka zaczęła się poruszać bez jego wpływu, wbrew woli. W dodatku Granger wodzi wszystkich za nos. Nie mam pojęcia co robi w czasie, gdy Gadro ją zabiera. Ale zawsze wraca pobita.
- Sama świadomość jej cierpienia mnie zadowala... A Gadro jest teraz celem ekskluzywnym. Chcę jego głowy na talerzu. Nie interesuje mnie czy mugole was zobaczą. Gadro ma się znaleźć w tej sali, na kolanach, błagając o łaskę, której nie otrzyma!
Salwa śmiechu z ich strony całkowicie rozwiała mój dobry nastrój. Chłodnym wzrokiem spojrzałam na wszystkich. Spotkanie się kończy.
- To wszystko. Możecie-
Moja forma przy planszy się poruszyła. Zaczęła się śmiać. Zgasiłam świece w pomieszczeniu, oprócz tych w żyrandolu nad planszą. Na głowie wyrosły jej rogi jelenia, a nogi zamieniły się w ciało testrala. Z szerokim uśmiechem na ustach przesunęłam białym pionkiem po szachownicy. Spojrzałam prosto w oczy Voldemorta i powiedziałam.
- Twój ruch.
Podszedł do stołu i zrobił kolejny ruch. Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja łapiąc za konia, powiedziałam.
- Aleksander Wielki, Faraonowie, Mehmed III, Stalin, Hitler, Morgana, Belberius, Salazar, a teraz ty. Wszyscy posiadali imperium i wszyscy upadli. Ale z nich wszystkich twój upadek zapoczątkowałeś już na samym początku. Nie wygrasz tej wojny...
- Jak taka Szlama jak ty ma czelność mówić coś takiego? - wysyczał.
- Posiadłam magię, której wy czysto krwiści nie posiądziecie nigdy. Magię, o której nie wiedział nawet sam Merlin. Magię starszą niż czas... Myślisz, że masz z tym szansę? - spytałam patrząc na niego pustymi oczodołami.
- Nie ma silniejszej magii, niż moja... Śmierć twoich rodziców ci to wyraźnie pokazała. A wiesz kto dał mi ich adres? Twój ukochany rudy przyjaciel... Ronald Weasley... Jakie to musiało być bolesne... Jakie to było uczucie?
Spojrzałam na niego i na jego oczach twarz młodej dziewczyny zmieniła się w krwawą czaszkę.
- Byli niezbędną ofiarą do obudzenia mocy. Mogę wam śmiało pogratulować. Sami skręciliście sobie linę na szubienicę.
Po kolejnym ruchu, moja postać powróciła do pierwotnej i zastygła w powietrzu, zupełnie jakby siedziała na tronie.
Uśmiechnęłam się i z pomocą wiatru otworzyłam okna. Przemieniłam się w białego kruka i przysiadłam na głowie swojego klona. Zaskrzeczałam na Voldemorta, po czym wystawiłam do niego nóżkę. Zaklęciem odpiął od niego karteczkę. Potem wyleciałam przez okno.
- Panie?
- WSZYSCY WYNOCHA!!!
Snape nie musiał pytać. Wiedział, że ma zostać. Gdy wrota zamknęły się za ostatnim z nich, Czarny Pan powiedział.
- Chcę jej głowy... Ona ma zginąć, rozumiesz?!
- Tak Panie.
Voldemort zniknął, a Snape drżącą dłonią podniósł kawałek pergaminu. Zamarł. Dobrze znał ten charakter pisma.
*Śmiej się póki możesz, ale nie zapominaj, że nigdy nie wiesz co kryje się w mroku. Tym razem byłam to ja. A następnym razem będzie to sama Śmierć.*
CZYTASZ
Harry Potter: Severus Snape VS Hermione Granger: Who Are You?
FanfictionSzósty rok zapowiadał się tak jak, każdy poprzedni. Do czasu ponownego spotkania Złotego Trio... Jedno słowo...Zdanie w zasadzie... Wystarczyło aby wszyscy zrozumieli jedno... Hermiona Granger, przyjaciółka, siostra, genialne czarownica, wiecznie ws...