Polazłem do tego rowu, w którym leżałem ostatnio. Szukałem śladów tej jakże nikczemnej zbrodni. Patrzę do krzaków i widzę lornetkę i aparat. Myślę sobie, co jest kurwa? Przejrzałem ten aparat, a tam zdjęcia jakiegoś ziomka. W sumie całkiem dorodny samiec z niego. Schowałem aparat do mojego plecaka z jednorożcem, na pewno jeszcze będzie potrzebny. Odszedłem dalej i dostrzegłem moją najulubieńszą pomadkę do ust. BLISKTEKS. Kilka kroków dalej znalazłem kolejnego blisteksa, później jeszcze jednego. Kurwa, co za debil wyjebał tyle blisteksów. Po śladach z pomadek dotarłem do jakiejś rudery. Wyjebałem drzwi z buta.
— FBI OPEN THE DOOR — wydarłem mordę na całą chałupę.
— Czego tę pizdę drzesz, przecież drzwi są otwarte.
— Aha, no faktycznie. Sorka.
— Co ty tu robisz? Tutaj na pewno nie znajdziesz osoby, która została porwana i siedzi w piwnicy.
— Dzięki za info. Pa!
Przeczekam w krzakach, aż ta samica pójdzie spać i wtedy wjadę jak rycerz na białym koniu i uratuje mojego księcia.
*DADDY BLISTEKSÓW POV*
Śpię sobie spokojnie na łóżku twardym jak jasny chuj i nagle słyszę dźwięk łamanych kości, a nie to tylko ktoś wypierdolił drzwi z zawiasów. Idę spać dalej.
— Jestem twoim rycerzem, przybyłem aby cię uratować! — jakiś pojeb drze pysk nad moją głową.
— Aha fajnie — odwróciłem się do niego plecami.
— Nie chcesz zostać uratowany przez walecznego rycerza?
— Chcę, ale jakoś nie widzę tutaj żadnego walecznego rycerza.
— Ranisz moje uczucia.
— Co się tutaj odjaniepawla? — biedne drzwi, ten pożal się boże rycerz, przed chwilą je naprawił (tak, nawiązuje tu do sceny z pierwszej części Harrego Pottera gdzie Hagrid wyjebał drzwi z nawiasów i potem odbył się słynny dialog
HAGRID: JESTEŚ CZARODZIEJEM
HARRY: KIM JESTEM?
HAGRID: JESTEŚ CZARODZIEJEM
HARRY: ALE JAKI ZE MNIE CZARODZIEJ? HAGRID: DIABELNIE DOBRY), a ta szmata znowu wypierdoliła je z zawiasów.— Przybyłem uratować mojego księcia — powiedział, po czym wyciągnął, chuj wie skąd plastikowy miecz.
— Wypierdalaj z mojego pola! — również wyciągnęła plastikowy miecz i zaczęli się nimi napierdalać, a ja jak gdyby nigdy nic poszedłem spać.
*FANECZKA OJCA MATEUSZA POV*
Po wygranej bitwie na plastikowe miecze zamknęłam pizzertypa w szafie, jeszcze się może na coś przydać. Była godzina osiemnasta, dlatego popędziłem jak hart ze smyczy oglądać serial z moim ulubionym księdzem. Akcja właśnie miała się rozstrzygnąć, właśnie wszyscy fani mieli się dowiedzieć, kto zabił grabarza i nagle wyjebało korki? To jest kurwa jakiś żart? Co ten pojeb zaś tam robi? Ja mu kurwa wszystkie zęby na spacer zaraz wyprowadzę! Przez niego nie wiem, jak zginął grabarz. Dlaczego życie jest taki niesprawiedliwe? Wkurwiona zeszłam na dół do piwnicy.
— Co jest kurwa?
To, co tam zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zaparty wraz z Ryśkiem smażą sobie kiełbaski na elektrycznym grillu i wymieniają się własną śliną.
— Zdradzasz mnie? — pisnęłam, jak żaba, na którą ktoś nadepnął.
— Tak, a teraz wypierdalaj stąd.
— Ok, ale zabieram grill, na takie luksusy trzeba sobie zasłużyć, a teraz zostaje ci tylko żreć suchy chleb. Żegnam ozięble! — wyszłam, trzaskając drzwiami, przez co znowu wypadły z zawiasów.

CZYTASZ
UPROWADZONY PRZEZ DZIUNIE OD PIZZY || SZYMON ZAPARTY
FanfictionSzymon zamawia pizzę z ananasem w celu pogłębienia własnej depresji. Od tego wydarzenia jego życie zmienia się o 180 stopni. • książka pisana w celach humorystycznych!