ON JESZCZE O TYM NIE WIE

527 39 21
                                    

*WINCENT VAN GOGH POV*

Od kiedy tylko zobaczyłem Ryśka wtedy w OBI, dosłownie oszalałem na jego punkcie. Cały czas myślę tylko o nim i o tym, jak mam go zdobyć. Czy ja zaczynam tracić zmysły? Niby zamontowałem w ich pokoju kamerę i podsłuch, ale przecież nie jestem jakimś psycholem.

— Nie jestem prawda? — zapytałem sam siebie, patrząc w swoje odbicie lustrzane.

Muszę koniecznie znaleźć dogodny moment, w którym wreszcie będę mógł zacząć działać. Na przeszkodzie do mojego wiecznego szczęścia z Ryśkiem stoi jedynie ten jego chłopaczek. Kiedy on jest w pobliżu, mój Rysiu zapomina o całym świecie i tylko gapi się na niego tymi swoimi maślanymi oczami. Przecież on ma się tak na mnie patrzeć. Ja jestem tym, czego Rysiu potrzebuje. Tylko on jeszcze o tym nie wie...

— Ale wkrótce się dowie. Wyjaśnię mu to bardzo dokładnie i DOGŁĘBNIE.

*PRZESZKODA WINCENTA POV*

— Ej

— Ejjjjj — powiedziałem, szturchając Ryśka.

— Co?

— Wiesz co?

— Tak wiem, kochasz mnie, ja ciebie też.

— Nie! Znaczy tak, ale nie o to mi się rozchodzi. Jestem głodnyyy.

— Zawsze jesteś głodnyyy.

— Ale teraz prawie umieram z głodu. Nie chcesz, żebym umarł prawda?

— Miałbym przynajmniej spokój i nikt nie przeszkadzałby mi w oglądaniu serialu.

— Idź do sklepu po jedzonko dla mnie.

— A co ja jestem dostawcą jedzenia?

— Przypomnij mi, kim z zawodu byłeś, zanim to wszystko się stało? Nie byłeś czasem dostawcą JEBANEJ pizzy?

— FAKT. Dobra co chcesz?

— Nie wiem, wybierz coś.

— OKEJ, ale jeśli usłyszę, choć by jedno słowo o tym, że nie dobre to I SWEAR TO GOD (głosem Jeffreego STARA (XD)) zabiję cię.

— Luzik.

*DOSTAWCA ŻARCIA POV*

No dobra, gdybym był Szymonem, co chciałbym zjeść? Prawdopodobnie wszystko z tego sklepu oprócz cebuli i kasjerki hehe.

— HEJKA

— Hej, przestraszyłeś mnie Wincent. Co ty tu robisz?

— A co można robić w sklepie głuptasie?

— No tak, w sumie głupie pytanie. Po prostu się zdziwiłem, nie wiedziałem, że mieszkasz gdzieś w okolicy.

— Tak w zasadzie to nie mieszkam. Po prostu lubię ten sklep i akurat całkiem przypadkiem się spotkaliśmy. Przeznaczenie? Może coś więcej? — powiedział, przybliżając się do mnie zdecydowanie za blisko.

— Miło nam się gada, co nie? Może gdzieś razem wyskoczymy, w okolicy jest taka jedna zajebista knajpka. Od razu mówię, nie przyjmuje sprzeciwu i ja stawiam jak by co.

— Może kiedy indziej. Szymon na mnie...— przyłożył mi palec do ust i nachylił się nade mną szepcząc do ucha — Nie przyjmuje odmowy słodziaku.

UPROWADZONY PRZEZ DZIUNIE OD PIZZY || SZYMON ZAPARTY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz