[rozdział 12]

531 42 11
                                    

Wiele sytuacji w naszych życiach było skomplikowanych i dziwnie niewyjaśnionych.

* * *

Głos tego chłopaka w głowie Clarke wydawał się zbyt podobny już na początku ich potyczki słownej. Dlaczego więc niczego się nie domyśliła? Cała sytuacja była bardzo skomplikowana, a szum, który teraz przeszywał całe jej ciało był wprost nie do zniesienia.

Jestem Jonathan Blake.

Czy ona miała syna z Bellamy'm? Czyli... Griffin desperacko potrzebowała odpowiedzi, a przed sobą miała źródło.

- Jesteś moim synem? - Clarke uniosła głowę i spojrzała na Jonathana.

Chłopak tym razem nie krył uśmiechu. Był jak widać zadowolony z takiego obrotu spraw.

- Chwila, co się do cholery dzieje! - krzyknęła nagle Echo, więc Octavia, Raven i Jonathan, a poza nim Clarke, zaczęli się dziwnie stresować. Nikt nie miał pojęcia, jak się teraz zachować.

Jeszcze żadnemu z nich nie przytrafiło się coś takiego, aczkolwiek Echo była załamana. W tym momencie zdała sobie sprawę, że już niedługo to, co miała z Bellamy'm, będzie już tylko historią bez zakończenia.

- Słuchajcie, lepiej już wracajmy. Mamy wszystko, co potrzebne, a Jonathan pójdzie z nami, tak? - Blondynka spojrzała się na swojego syna.

Jonathan przytaknął.

Cała reszta drogi przebiegła w ciszy, a między Jonathanem i Clarke zaczęła pojawiać się więź. Jakkolwiek mogła to nazwać. Bo właściwie w jej głowie było zbyt dużo pytań. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z brunetem i... Właściwie co miała mu powiedzieć? "Hej, mamy syna!"?

Gdy pojawili się w obozie było już kompletnie cicho i większość ludzi była w swoich namiotach.

Bellamy był w swoim, gdy usłyszał hałas dochodzący z obozu. Wyszedł więc z niego, aby sprawdzić co się działo. Nie zapomniał oczywiście o broni, która była mu niezbędna.

Rozejrzał się najpierw po namiotach, aż zauważył Clarke, która uśmiechała się od ucha do ucha. Nie wiedział dlaczego, ale ten widok sprawił, że w jego sercu pojawiło się miłe uczucie. Boże, czemu aż tak się przejmował jej samopoczuciem?

Otrząsnął się i wyjrzał bardziej, aby dojrzeć kolejne osoby, które szły za Clarke.

Zauważył Octavię, Raven i Echo, która... miała obandażowaną rękę!

Bez zastanowienia przybiegł do nich, a słowotok, który miał zacząć przerwała mu mała istota.

- Jest tu jakiś lekarz? Może Abby? - Bellamy zdziwiony spojrzał w stronę Clarke, na którą teraz spoglądał chłopiec.

Ile on mógł mieć lat? Oh, nieważne. Ważne, kim był. Kompletnie nie kojarzył go z obozu. Poza tym dziewczyny poszły do lasu same.

Ale teraz liczyła się Echo i jej ręka, która była w doskonałym stanie, co zapewne było dziełem Griffin.

Minęła jedna chwila, a Bellamy i Echo zostali sami.

Clarke, Raven, Octavia i ten chłopiec poszli do skrzydła medycznego.

Blake w tym momencie patrzył na Echo wyczekującym wzrokiem.

- Co się stało w tym lesie? Skaleczyłaś się gałęzią czy co? - niby ironicznie, niby ze zmartwieniem zapytał o to dziewczynę.

- Robisz sobie ze mnie żarty? - Bellamy nagle wyprostował się i zdał sprawę z tego, jak to wszystko było pogmatwane i za cholerę nie powinien tak mówić.

W myślach ją przepraszał, bo nie chciał jej krzywdzić, a z drugiej strony był takim tchórzem. Nie potrafił się przyznać do swoich uczuć.

~~~

twitter: #thenb

Nowy Początek | BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz