[rozdział 3]

797 55 11
                                    

Nie omijajcie tego wstępu. Jest on niezwykle ważny.

W zasadzie wiele rzeczy w naszym życiu jest na tyle ważnych, aby mówić o nich głośno.

Właściwie mówimy już o problemach, czyż nie?

W rzeczy samej. Przełomowy moment.

Nieważne. Sami potrafimy wszystko utrudnić.

Cóż, nic nie mogło być łatwe i piękne.

A przynajmniej nie na początku. Bowiem początki były najgorsze.

* * *

Griffin, Blake i Jordan opowiedzieli wszystko, co dotychczas się wydarzyło.

To znaczy Jordan mówił.

Najpierw chciał włączyć nagranie, ale wszyscy kategorycznie odmówili. Nie wiedzieć czemu, Clarke chciałaby jeszcze raz móc zobaczyć uśmiechniętych Monty'ego i Harper. Bellamy odczuwał to samo.

Następnie streścił bardzo szczegółowo wszystko, co było zawarte w wiadomości od Green'ów.

Wiele osób uroniło łzy, ale jedna reakcja zaskoczyła wszystkich zebranych najbardziej.

Octavia wyszła przed szereg i zaczęła rozpaczać.

- To... wszystko moja wina. Gdyby nie to, że spaliłam te cholerne algi... Oni by wciąż żyli. Zabiłam przyjaciół... Ja... zabiłam ich.

Nikt się nie odezwał.

''Masz rację'' - pomyślało kilkoro.

''Co było, już nie wróci'' jeszcze innym przeszło przez myśl.

Ale Jordan jako jedyny czuł się w tej sytuacji najgorzej. Nie miał pojęcia jak zareagować.

Tata opowiadał mu, że Octavia jest dobrym człowiekiem, ale bardzo się pogubiła i potrzebuje pomocy przyjaciół.

Jordan nie mniej jednak wiedział, że dziewczyna nie powinna się obwiniać. Nie po tak długim czasie.

On jej wybaczył. Jego rodzicie również.

Octavia osunęła na podłogę i zaczęła głośno łkać.

Nikt nie zareagował.

Clarke stała z przytuloną do siebie Madi oraz stojącą obok wraz z Kane'm, Abby.

Bellamy był przy Echo, która desperacko chciała się zakryć, aby nie widzieć Octavii, której widok teraz był dla niej kojący. W końcu zrozumiała, co zrobiła.

Ale czy naprawdę śmierć przyjaciół oczyściła jej umysł? Nikt tego nie wiedział.

A reszta? Byli wręcz rozsypani. Nikt nie wiedział, co ze sobą zrobić.

Bellamy czuł, że Octavia cierpiała i wiedział, że zdała sobie naprawdę sprawę z czynów i działań, pod jakimi działała jako Komandor.

Wiedział też, że obwinianie samego siebie nie było dobre i postanowił przerwać jej cierpienie. Bo tak naprawdę on nie chciał, żeby cierpiała. Była skłonna zabić go na arenie, ale on już nie rozpamiętywał. W jakimś stopniu się zmienił.

Jeśli jeszcze chodziło o Octavię, musiał jej pomóc sprostać temu, co narobiła. Przypomniało mu się, jak Clarke wiele razy go pocieszała i stawiała sprawę jasno.

''Potrzebujemy siebie nawzajem.''

Tak też było z nim i Octavią. Nie mógł żyć bez niej. Już na pewno nie w takim stanie.
Potrzebował jej i był gotowy na poświęcenie.

Jego odpowiedzialność.

Bellamy odsunął od siebie Echo i podszedł do Octavii. Brunetka i reszta obserwowała ich uważnie, ale potem jakby zobojętniała bo udała się do pokoi, w które przydzielił ich Jordan. Kane, Abby i Madi poszli z nim, więc zostały tu tylko Clarke i Echo.

- O, wstań, proszę. Pójdziemy w inne miejsce i pogadamy, dobrze? - pochylił się do niej i uśmiechnął pokrzepiająco.

Octavia nie drgnęła. Czuła w sobie potężny ból. Poczucie winy było jej karą już na całe życie.

- Bellamy, nie mogę. Powinnam umrzeć wtedy... na ziemi. Nie zasługuję, żeby tu być.

Bellamy westchnął.

Wiedział doskonale, co czuła jego siostra, ale nie mógł się poddać.

Spojrzał się najpierw na Echo, a później na Clarke, szukając w niej jakiejkolwiek pomocy.

- Zostawcie nas - powiedziała stanowczo.

Bellamy przytaknął i poszedł wraz z Echo.

Clarke nie była zbyt zainteresowana gdzie, bo liczyła się dla niej tylko Octavia.

A przynajmniej w tym momencie.

Musiała jej powiedzieć, na czym stali. Tą jedną część już znała, ale Griffin musiała coś uświadomić, skoro nawet Bellamy nie zdołał tego uczynić.

Pomieszczenie było przepełnione bólem, który jeszcze nikogo nie opuścił.

Blondynka czuła paraliż ciała, bo już nikt z nich nie zobaczy Monty'ego i Harper. Jedyne, co po nich zostało, to nagranie i ukochany syn, którym ma się opiekować ona i Blake.

Wszystko było zbyt trudne i bolesne. Przeżyli wiele rzeczy. Było już tyle śmierci i zwątpień. Byli przyzwyczajeni.

Jednak w pewnym stopniu chcieli zmienić bieg zdarzeń i postąpić inaczej.

Clarke przyjrzała się Octavii, która była teraz krucha, niczym mały ptak. Bała się uwolnić, szukała dla siebie miejsca. Wiedziała, że tutaj go nie znajdzie.

Ale Griffin nie miała w zamiarach zostawiać jej tutaj. Coś w niej podpowiadało, że wszystko da się jeszcze naprawić.

- Obwinianie się nic tu nie pomoże, Octavio. Dobrze o tym wiesz. Musisz wstać na nogi i otrząsnąć się. Oni ci wybaczyli. Jestem tego pewna. Chodź ze mną, coś ci pokażę.

Octavia zwróciła swój wzrok w stronę Clarke i nie wiedziała tak naprawdę, jak zareagować, ale ostatecznie przytaknęła i ruszyła razem z blondynką w stronę 'gabinetu' Monty'ego.

Life on Mars.

Nowy Początek | BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz