[rozdział 7]

538 42 22
                                    

Jak dobrze być w miejscu, gdzie możesz odetchnąć, przemyśleć wiele spraw, a przede wszystkim żyć.

* * *

Wylądowali bez większych zniszczeń.

Po co dokładnie opisywać cierpienie wielu z nich podczas lotu, gdy dopiero teraz miał zacząć się prawdziwy ból?

Nie ważne. Jeszcze nie przeszliśmy do tego momentu. Jesteśmy na początku. Przeanalizujmy to później, w odpowiednim czasie.

Ziemia była wprost niebywała. Monty nie kłamał.

Mogli śmiało powiedzieć, że zieleń otaczała ich z każdej strony. Nie sposób było powiedzieć w tym momencie czegoś złego.

Wszysto było nieskazitelne i po prostu piękne.

Obserwowali ten widok jak zaczarowani.

Kane wyszedł przed szereg z zamiarem powiedzenia swojego motywującego zdania.

- Czyli to jest nasze nowe miejsce. Starajmy się nie popełniać tych samych błędów. Bądźmy dobrzy, dla nich wszystkich.

Clarke dotknęły słowa Kane'a.

Od razu zwróciła swój wzrok w stronę Blake'a. Wyrzuty sumienia nie pozwalały jej myśleć racjonalnie i musiała z nim jak najszybciej wszystko wyjaśnić. Działo się zdecydowanie za dużo.

Na szczęście nie zauważył, że spojrzała się w jego stronę, bo Echo dosłownie na nim opierała ręce. Griffin zignorowała ten widok i czym prędzej poszła do Madi i reszty przyjaciół, aby pomóc im rozłożyć wszystkie namioty i schować bezpiecznie wszelakie sprzęty lekarskie i te elektroniczne.

Gdy już się z wszystkim uporali, postanowiła pójść do Bellamy'ego.

Wiedziała, że był w namiocie z Kane'm i Abby, bo mama jej wcześniej o tym wspominała, a poza tym głośno się śmiali.
Dziwne, że nie było z nimi Echo, ale nie interesowało ją to za bardzo. Teraz po prostu chciała naprostować kilka rzeczy i rozwiać wątpliwości.

- Mogę przeszkodzić? - namioty były duże, więc nie musiała się schylać.

Wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę.

- Coś się dzieje kochanie? - Abby natychmiast podeszła do Clarke, przyglądając się jej twarzy.

Domyśliła się, że przyszła tu z powodu Bellamy'ego Blake'a. W końcu nie od dziś byli w sobie zakochani i oboje nie potrafili tego przyznać.

Abby uważała, że nawet jeśli teraz oboje błądzili w swych uczuciach, i tak znajdą drogę do siebie nawzajem.

Jednak teraz, gdy byli zdystansowani, sama nie wiedziała co myśleć.

Była więc wdzięczna, że miała te rzeczy za sobą.

- J-ja - Clarke zająknęła się, co zdziwiło ją samą. Po chwili otrząsnęła się i zaczęła mówić. - Możemy chwilę porozmawiać, Bellamy?

Brunet przytaknął od razu i oboje wyszli z namiotu, na świeże powietrze.

Był ciepły, lipcowy wieczór.

Zieleń onieśmielała, powietrze było nieskazitelne. Można było powiedzieć, że wszystko na swoim miejscu.

Jednak coś się nie zgadzało i były to uczucia.

Clarke i Bellamy poszli w stronę małego jeziora, z dala od wszystkich namiotów i reszty ludzi.

- Daleko wyszliśmy, więc to musi być coś poważnego - Bellamy zaśmiał się, co spowodowało szybsze bicie serce Clarke.

Nie, to nie mogło się dziać.

- Cały czas siedzi mi w głowie pewna sytuacja.

Clarke usiadła na trawie i zaraz po niej zrobił to Bellamy.

Blake zaczął wyczuwać dziwne napięcie i strach, bo nie wiedział, co Clarke miała mu do powiedzenia.

Miał nadzieję, że nie będą gadać o nich samych, bo nie miał na ten temat ochoty żadnej. Był z Echo i to liczyło się najbardziej.

Nie liczyło się to, że jej nie kochał. Że jej nigdy nie kochał.

- Dlaczego ty.... no wiesz...

Bellamy już wiedział, o co chciała zapytać, więc przeskoczył na inny temat.

- Wiem... Jordan niezbyt zachwycił się widokiem ziemi, ale przyzwyczai się z pewnością. W końcu my też daliśmy radę.

Clarke westchnęła. Poddała się.

Nie chciał z nią rozmawiać na ten temat.

- Jesteś spełniony?

Bellamy spojrzał się w jej stronę.

Wyglądała tak naturalnie. To znaczy zawsze taka była. Mimo że wiele razy działała mu na nerwy, irytowała go, a innym razem pomagała wstać.

- Nie. I chyba nigdy nie będę. Octavia nigdy mi nie wybaczy...

- Wybaczy. Wiem, że to zrobi. Prędzej czy później. Ale wiesz co? Teraz już na całego zrobiłeś co mogłeś, by ją chronić. To... jest naprawdę w porządku.

Bellamy odchylił głowę do tyłu i odetchnął.

- A co nie jest w porządku? - zapytał po chwili milczenia. Taką właśnie ciszę uwielbiał i dawno nie doświadczył.

Pustka, brak miłości, ciągłe rozczarowania, uczucie niespełnienia.

- Sama już nie wiem. Ale do listy, z punktem pierwszym, zapiszę zostawienie Cię na śmierć.

Późnej było tylko gorzej.

Nowy Początek | BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz