-Tato, czy on naprawdę musi tu przyjeżdżać? Dobrze wiesz, że nie leży mi ta cała sytuacja. Już wystarczy, że będę musiał go oglądać na treningach, a teraz będzie mi wyskakiwał z lodówki. Aż sam się dziwię, że on się na to zgodził- Stephan wiedział, że już nie zmieni decyzji ojca i macochy, ale chciał sobie bezkarnie pojęczeć.
-Zgodził, bo nie wie, że będziecie razem trenować.
-Słucham?!- Stephan prawie krzyknął.
-No tak. Nie chcieliśmy mu mówić, bo by nigdy tu nie przyjechał. Wykręcałby się, że poznacie się i polubicie na skoczni, a tak nie ma innego wyjścia.
-Czyli to, że nie spotykaliśmy się na treningach to nie przypadek, prawda? Uknuliście to?
-Nie nazwałbym tego knuciem.
-A jak to nazwiesz?
-Robieniem tego co trzeba.
-On się na pewno ucieszy. Już czuję tą rodzinną atmosferę.
-Dosyć. "On" ma imię to po pierwsze, a po drugie to zrób to dla mnie. Chociaż raz nie myśl tylko o sobie.
Stephan był na siebie zły, że dawał się ojcu za każdym razem tak brać pod włos. Był na niego wściekły, że zostawił jego mamę i ożenił się po raz drugi, ale to w końcu jego tata i nie mógł go zasmucać swoim zachowaniem. Postanowił, że spróbuje się przełamać.
Trochę się już znali z Andreasem. Cały czas pamiętał jak podczas pierwszego wspólnego treningu Wellinger uderzył go nartami w głowę. Ich rozmowa wtedy skończyła się kłótnią i to chyba był pierwszy sygnał, że to wszystko źle się skończy. Potem ich relacje były... normalne. Niczym się nie różniły od tych z innymi chłopcami na skoczni. No może poza faktem, że Wellinger nigdy nie śmiał się z jego małych dłoni, co zawsze i dla wszystkich było powodem do drwin.
-Zaraz tu będzie- Anna coraz bardziej przeżywała przyjazd syna.
-A możecie mnie oświecić które z was mu powie, że nie tylko będziemy spać pod jednym dachem, ale też razem trenować? Na mnie nie liczcie, mówię od razu.
-Dowie się jutro na skoczni. Dzisiaj nie ma już co go denerwować- Christian chciał chyba popisać się swoim geniuszem.
-No tak, bo przecież ja spędziłem ostatnie miesiące leżąc do góry tyłkiem w hamaku na Hawajach. Mnie można dostarczać niezdrowych wrażeń i sprawiać mi dziewiętnastoletniego braciszka, prawda?
-O właśnie. Dobrze, że poruszyłeś tą kwestię. Jesteś starszy, więc masz się też dojrzalej zachowywać, rozumiesz?
-Może mam mu jeszcze zupki przecierać, co?
-Już jest!- Anna obwieściła to nie tylko swoim domownikom, ale też połowie osiedla.
-Hura!- Stephan w złości zaczął ją przedrzeźniać.
Nie zamierzał jakoś przesadnie się starać, żeby Andreas go polubił, bo on nie miał zamiaru darzyć go jakąkolwiek sympatią.
W pierwszej chwili, kiedy Wellinger wszedł do domu ze swoją mamą Stephan nawet nie chciał na niego spojrzeć. Wolał dać mu do zrozumienia, że jest zły na tą całą sytuację, ale w końcu się przemógł. Pierwszą rzeczą, która zwróciła jego uwagę była mała, brązowa kulka na rękach Andreasa, która ugryzła w palec jego ojca.
Uwaga o zaprzyjaźnieniu się z pieskiem, bo on też nie lubi obcych wyrwała mu się mimowolnie. On wcale nie chciał tego powiedzieć. A raczej nie chciał żeby tak to zabrzmiało.
Podczas obiadu czuł, że Andreas mu się przyglądał. Czuł na sobie jego spojrzenie, ale udawał, że tego nie widzi, bo nie chciał wywoływać jakichś niepotrzebnych konfliktów. Chciał patrzeć, mógł patrzeć.
-No i jak tam synku? Wszystko gra?- Andreas zgodnie z obietnicą zadzwonił do swojego taty.
-Jasne, jest super. Rodzina Addamsów- odpowiedział i posadził Lokiego na łóżku.
-Aż tak źle?
-Stephan to ostatni gbur. Już przy pierwszej okazji musiał mi dogryźć.
-Andi, dla niego to też trudne. Wyobraź sobie, że on się czuje tak jak ty teraz. Spróbujcie się wspierać, a nie sobie dokuczać.
-Łatwo ci mówić.
Ten półgodzinny obiad wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Na szczęście Andreas wpadł na pomysł wykręcenia się z tej szopki zmęczeniem i przygotowaniem się do treningu, który czekał go kolejnego dnia.
-Idę z Lokim na spacer- oznajmił i poszedł do drzwi, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
Już kilka sekund po wyjściu na zewnątrz zaczął żałować, że nie założył długich spodni, bo komary gryzły jak szalone. Nie można było ich odgonić w żaden sposób. Andreas przez kwadrans próbował wydostać się z osiedla, bo przez całe te nerwy zapomniał nawet jak dojechał do nowego domu swojej mamy. Wreszcie zobaczył bramę i z dumą szedł w jej kierunku, ale przy domu numer 11 zobaczył starszą panią, która nie mogła poradzić sobie ze zmianą żarówki w lampie nad drzwiami wejściowymi. Próbowała wejść na najwyższy stopień drabinki, ale nie mogła.
-Niech pani poczeka! Pomogę pani. Niech pani da mi rękę- Andreas wyciągnął dłoń i pomógł staruszce zejść z drabiny.
-Bardzo ci dziękuję chłopcze. Eh, takie wyskoki to już nie na moje lata.
-Ja pani wkręcę tą żarówkę, tylko niech pani zerknie na mojego psa.
-Oczywiście.
Nie minęło trzydzieści sekund, a mógł powiedzieć:
-Gotowe.
-Dziękuję synku. Bardzo miły z ciebie chłopiec. Może wejdziesz na chwilę? Zrobiłam przed chwilą lemoniadę.
-Nie, dziękuję. Nie chcę pani sprawiać kłopotu.
-Nalegam- uśmiechnęła się i Andreas wtedy nie mógł odmówić.
Anna krążyła po swoim domu i przeklinała w duchu, że pozwoliła Andiemu chodzić samemu po zupełnie nieznanym mu miejscu. Nie dość, że nie wiedziała gdzie on jest, to jeszcze nie mogła się do niego dodzwonić.
-A jak mu się coś stało? Jak go pobili albo wpadł pod auto? Boże, to wszystko moja wina, niepotrzebnie go tu ściągałam. A jak on uciekł, bo nie chciał tu być?
-Kochanie uspokój się. Na pewno nic mu nie jest. Po prostu poszedł na spacer i tyle. Nic dziwnego, że chce poznać okolicę- Christian chciał zachować kamienną twarz i uspokoić swoją żonę, ale w głębi ducha zaczął się martwić o swojego pasierba. Dochodziła dziesiąta wieczorem, a po Andreasie nie było śladu.
-Ucieknie to on jutro, jak łaskawie mu oznajmicie, że będzie ze mną trenował. A teraz idę spać- Stephan wyłączył telewizor, który oglądał w salonie i jak gdyby nigdy nic poszedł do swojego pokoju. Od razu podszedł do okna, bo miał z niego widok na całą ulicę i starał się zaobserwować jakąś postać zbliżającą się do jego domu. Dopiero po dwudziestu minutach odetchnął, bo zobaczył Wellingera i truchtającego za nim małego Owczarka Niemieckiego.
Ulżyło mu, że Andreas wrócił. Wcale nie dlatego, że nagle go polubił. Chciał po prostu zobaczyć jego minę, kiedy następnego dnia Schuster zakomunikuje mu, że będą razem w jednej drużynie.

CZYTASZ
Brothers...Almost.
FanfictionRozwód rodziców jest trudny dla każdego dziecka, niezależnie od tego czy ma lat 10 czy 30. Sytuacja robi się jeszcze bardziej irytująca, kiedy musisz zamieszkać z nowym mężem swojej mamy i jej pasierbem, żeby się do siebie zbliżyć i stać się rodzin...