Część 11

517 64 23
                                    

Podczas kolejnego treningu na skoczni trener nie szczędził Andreasowi i Stephanowi pochwał. 

-Jak ty to zrobiłeś?- zapytał Andreasa, który pakował swoje rzeczy do torby- Jakim cudem udało ci się go tego nauczyć, skoro nawet ja ze sztabem nie dałem rady?

-Nie wiem. On w zasadzie sam się nauczył, ja mu tylko znalazłem miejsce do ćwiczeń. 

-Dziękuję ci, że potraktowałeś to poważnie. Wiem, że nie było ci łatwi i pewnie nadal nie jest, ale cieszę się, że dałeś radę. 

-No taka praca trenerze, cóż poradzić?

Andreas tylko udawał, że to po nim spłynęło, ale patrzył na skoki Stephana a zwłaszcza lądowania w wypiekami na twarzy i zaciśniętymi kciukami. Nawet nie przeszkadzało mu to, że chłopak skakał dalej od niego.

-O czym gadałeś z trenerem?- Stephan z uśmiechem na twarzy zapytał Andreasa podczas powrotu do domu. 

-O tym, że jestem zajebistym szkoleniowcem, bo ładnie dzisiaj lądowałeś. 

-Ahh, no tak. Zapomniałem, że trenowałem z najlepszym możliwym trenerem. 

-Nie no, a tak serio to jestem z ciebie dumny. Naprawdę, wiem jak trudno jest przezwyciężyć to, czego się boisz. 

-Wow, nie spodziewałem się, że ty mnie kiedykolwiek pochwalisz, wiesz? Spodziewałem się, że powiesz mi, że jeszcze za mało się staram czy coś. 

-Ej, aż takim dupkiem nie jestem.

-Nie, aż takim nie jesteś- Stephan popatrzył jak Andreas się uśmiecha i kręci głową. To na pewno miał po swojej matce. Anna robiła dokładnie to samo. W ogóle to Andreas był bardzo podobny do swojej mamy. Włosy, oczy, nos. Chociaż nie miał tak delikatnej urody jak Anna. On miał bardziej zarysowane kości i bardziej wysuniętą szczękę. 

-Czemu mi się tak przyglądasz?- Andreas przerwał jego zamyślenie. 

-A nie wiem, jakoś tak się zapatrzyłem. 

-Zaczynam się źle czuć jak ktoś się na mnie gapi.

-Tylko mi nie mów, że taki nieśmiały jesteś- Stephan obrócił się w stronę Wellingera i nadal się w niego wpatrywał.

-Nie jestem nieśmiały, ale nie lubię jak ktoś zwraca na mnie zbyt dużą uwagę. 

-Jak będziesz rozmawiał z dziennikarzami? Jak zniesiesz tysiące ludzi na skoczni? Jak będziesz żył ze świadomością, że nagrywają cię kamery, a przed telewizorami oglądają miliony kibiców?

-Mógłbyś przestać mnie dołować? 

-A wiesz, że mamy konferencję za parę dni i przestawienie drużyny? A potem sesję zdjęciową? 

-Zamkniesz się już? Czy muszę cię uspokoić siłą?- Andreas nie odrywając wzroku od drogi, przyłożył Stephanowi dłoń do twarzy. Była dość duża, żeby zakryć i oczy i usta- Tak teraz ja ci się przyjrzałem i muszę przyznać, że jakby ładniejszy jesteś. 

Stephan próbował coś dukać, ale Andreas skutecznie mu to uniemożliwił. Musiał niestety zaparkować i potrzebował do tego dwóch rąk. 

-Jezu, już myślałem, że mnie udusisz. 

-Nie kuś. Ej, coś tu nie gra. Ktoś zajął mi miejsce na naszym podjeździe.

-Nie ktoś. To auto mojej mamy- powiedział zdezorientowany Stephan- Co ona tu robi? 

-Mnie się nie pytaj. Ja nawet nie wiem jak ona wygląda, a ty mi każesz przewidywać to, co ona tu robi. 

Stephan ustalił ze swoją mamą, że to on będzie do niej przyjeżdżał, a nie ona do niego. Rozwód był dla niej trudniejszy niż dla niego i nie potrzebowała oglądać swojego byłego męża i jego nowej żony. 

-Mamo?- Stephan niepewnie wkroczył do domu i rozejrzał się. 

-Cześć kochanie! Jak dobrze cię widzieć. 

Niewysoka brunetka wyszła z kuchni i uściskała swojego syna. 

-Co tutaj robisz? Taty nie ma, więc jak chcesz z nim porozmawiać to musisz dowiedzieć się kiesy wracają, bo mu sami dokładnie nie wiemy.

-Tata mnie tu przysłał, żebym sprawdziła jak sobie radzicie. A tak w ogóle synku, to może byś nas przedstawił?- spojrzała na Andreasa i się uśmiechnęła.

-Yyy, tak. Mamo to Andreas, Andreas to moja mama. 

-Miło mi panią poznać.

-Darujmy sobie tą panią. Mów mi Ella. Masz bardzo miłego pieska. 

-Wdał się we mnie- skromnie stwierdził Andreas. 

-Tak, obaj jesteście uroczy. No, to widzę, że się nie pozabijaliście, więc chyba jest dobrze. Będę się zbierać.

-Już? Może zostanie pani... znaczy może zostaniesz na jakiejś kawie?

-Właśnie mamo. Mam ci dużo do opowiedzenia- Stephan zaczął przebierać nogami jak małe dziecko. 

-No dobrze, to mów co ci leży na sercu.

Siedzieli w salonie i Stephan z wypiekami na twarzy opowiadał swojej mamie o tym, jak trenuje z Andreasem i jak dobrze zaczęło mu wychodzić lądowanie. Liczył na to, że jakieś dobre wieści o nim na chwilę pozwolą mamie zapomnieć o swoim byłym mężu i tych wszystkich złych chwilach, które musiała przejść. 

-Wow, czyli się dogadujecie? Bardzo się z tego cieszę. Nikt was lepiej nie zrozumie niż wy siebie wzajemnie. 

Andreas wziął sobie do serca jej słowa. Nikt tak jak Stephan go nie rozumiał i to dlatego właśnie on jako pierwszy próbował w jakiś sposób ocieplić ich relacje. Ten pomysł Schustera, żeby Andreas uczył go i mu pomagał spadł na nich jak błogosławieństwo. Bez tego na pewno nadal by się do siebie nie odzywali. 

Ella siedziała z nimi do wieczora. W tym czasie zdążyła wypytać Andreasa dosłownie o wszystko. Zapytała nawet o rozmiar buta. Zaczął się bać, że następne pytania będą wręcz nie na miejscu. Na szczęście obeszło się bez nich.

"Terror" rodziców trwał nadal, bo do Andreasa zadzwonił jego tata z zaproszeniem na obiad następnego dnia. 

-Oczywiście weź też swojego brata. 

-Nawet nie zastanawiałem się nad inną opcją. 

No właśnie. Dlaczego? Przecież jakby nie patrzeć, to oni nie byli do siebie przywiązani. Nie mieli rąk skutych kajdankami i mogli spędzać wolny czas tak jak chcieli. Wcale nie musieli chodzić razem z psem na spacery. Loki był pupilem Andreasa i w zasadzie to nie zapraszał Stephana na te ich przechadzki. Nie musieli co wieczór razem oglądać "Przyjaciół". W domu były dwa telewizory, więc każdy miał wybór. Nie musieli razem uprawiać joggingu. W mieście było wystarczająco dużo tras do biegania, żeby każdy z nich mógł korzystać z innej. Ale jednak robili te wszystkie rzeczy razem.

Może to była kwestia przyzwyczajenia się do siebie? W końcu już trochę czasu spędzili ze sobą i to była lepsza opcja niż samotność?

Może te "wspólne" traumatyczne przeżycia ich tak do siebie zbliżały? 

Nie zanosiło się na to, bo przecież obaj byli na początku do siebie wrogo nastawieni. Nawet nie chcieli na siebie patrzeć. A teraz nie wyobrażali sobie dnia bez siebie. 

-Mój tata zaprasza nas jutro na obiad- Andreas ułożył się na swoim stałym miejscu na kanapie i kątem oka spojrzał na reakcję Stephana. 

-Nas? 

-No nas. Chyba chcę cię poznać.

-Boże, to zabrzmiało jak groźba. 

-Mój tata nie jest straszny, więc nie masz się czego bać. Wręcz przeciwnie, jest świetny.

-Możemy go wyswatać z moją mamą- zażartował Stephan.

-O nie, już wystarczająco mamy popieprzoną sytuację rodzinną. Bardziej tego nie komplikujmy, bo będę to sobie musiał rozrysowywać. 

-Rodzinną mówisz?-Stephan popatrzył mu w oczy- Jednak przekonałeś się do wizji szczęśliwej rodzinki?

-Do szczęśliwej rodzinki nie, ale do szczęśliwego braciszka tak. 

Brothers...Almost.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz