Część 12

540 65 40
                                    

-Nie jadę tam, boję się- Stephan trzymał się poręczy schodów.

-Mojego taty się boisz? Przecież cię nie zje. Chodź i nie histeryzuj- Andreas otworzył drzwi i ruchem ręki kazał Stephanowi wyjść.

-Ale jak mnie nie polubi?

-No to co? Przecież to mój ojciec i nie musi cię uwielbiać. Mnie twój ojciec też nie lubi, a mam to gdzieś.

-Ale ja nie chcę żeby mnie ktoś nie lubił- z każdym słowem jego głos robił się wyższy i zaczynał brzmieć jak dziecko.

-Nie polubi cię, jak nie dotrzymasz słowa i nie pojedziesz. Rusz się- Stephan pokręcił głową i chciał wejść po schodach na górę- Jeśli tu nie przyjdziesz, to przełożę cię przez ramię i zaniosę do auta. Wybieraj.

-Nie ośmielisz się. 

Ośmielił się. Pomimo tego, że Stephan się opierał, to niestety był mniejszy i nie dał rady silniejszemu Wellingerowi. Po chwili zaczęło mu się to podobać. 

-Jak mnie upuścisz, to urwę ci głowę.

-O ile doskoczysz.

-Dobra, puść mnie. Sam pójdę. 

-Zamknij się, bo będziesz jechał w bagażniku. 

Stephan wolał odpuścić, bo przekonał się o tym, że Andreas dotrzymuje słowa. 

Andreasowi chciało się śmiać z tej całej sytuacji. Jak to musiało wyglądać z boku? Aż dziwił się, że nikt z sąsiadów nie zadzwonił na policję, żeby zgłosić porwanie. 

-No wreszcie jesteście! Już myślałem, że nie dojedziecie- tata Andreasa stał w drzwiach i nie ukrywał swojego zniecierpliwienia.

-Przepraszam, ale mieliśmy mały problem z wyjściem z domu. 

-No dobra, wchodźcie. Obiad stygnie.

-Dzień dobry- powiedział w końcu przerażony Stephan. 

-Cześć, jestem Martin.

-Stephan. 

No, to najtrudniejszą część miał za sobą. Teraz tylko pozostało mu uśmiechać się jak idiota i wszystko powinno być w porządku. 

W sumie to Martin nie był taki zły. Dużo żartował i o dziwo Stephan nie czuł się jak piąte koło u wozu, bo Wellinger ciągle go o coś pytał. 

-To aż dziwne, że tak dobrze się dogadujecie. Pamiętam wasze pierwsze spotkanie i awanturę, bo jeden uderzył drugiego nartami. 

-Tak, teraz się nie bijemy nartami- uśmiechnął się Andreas

-Teraz najwyżej przekładamy się przez ramię i rzucamy sobą na siedzenia w aucie.

Martin zaśmiał się, ale nie uwierzył w słowa Stephana. Przecież to było absurdalne. Jak dwójka dorosłych facetów mogłaby się tak zachowywać?

Po obiedzie przyszedł czas na trochę ruchu i całą trójką wybrali się na spacer. Niedaleko domu Andreasa był park, w którym uwielbiał spędzać czas, kiedy był dzieckiem. Szczególnie upodobał sobie dwa stawy, w których uwielbiał się przeglądać i siedzieć nad nimi godzinami, kiedy miał jakiegoś doła. 

-Andreas?- dziewczęcy głos przerwał ich rozmowę o przygotowaniach do sezonu.

Wellinger odwrócił się i zobaczył wysoką blondynkę, która wpatrywała się w niego. Dopiero po chwili rozpoznał w niej Nine, swoją przyjaciółkę sprzed lat. 

-No nie wierzę, co ty tu robisz?-Andreas przytulił ją, a Stephan poczuł jakby ktoś nagle wbił mu igłę w tyłek, bo w momencie wszystkie mięśnie w jego ciele się napięły. 

Brothers...Almost.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz