Część 24

512 65 5
                                    

Andreas siedział w swoim pokoju i popijał kawę ze swojego ulubionego kubka z Dexterem. Przygotowywał się mentalnie na trening, który miał się zacząć za dokładnie siedemdziesiąt dwie minuty i dwadzieścia siedem sekund.

Jego dokładność nie była przejawem jego zamiłowania do matematyki, tylko cholernym stresem, który towarzyszył mu przed pierwszym spotkaniem ze Stephanem od czasu tego incydentu w kuchni. Andreas zastanawiał się jak teraz będzie wyglądać ich relacja. Czy Stephan się do niego odezwie? Czy powie mu dlaczego to zrobił? Poniosło go? Chciał sobie zażartować? Zachciało mu się czułości, a Andreas był pod ręka?

Nie był zły na Stephana. Był zdezorientowany całą tą sytuacja i w sumie nie ma się co dziwić, bo nieczęsto zdarza się, żeby brat całował brata. Nawet jeśli byli rodzeństwem tylko na papierze.

-Andreas, śniadanie!- Martin wyrwał go z zamyślenia swoim krzykiem zza drzwi.

-Idę, nie musisz się tak wydzierać!

-A co ty taki przybity jesteś?- zapytał Martin, kiedy zobaczył minę swojego syna.

-Nie chce mi się iść na trening.

-Chodzi o Stephana? To przez niego tutaj wróciłeś?

-A co? Nie chciałeś żebym wrócił?

-Skądże! Bardzo chciałem, ale sam mówiłeś, że dobrze ci tam było i chcesz tam zostać, a nagle stajesz w drzwiach i oznajmiasz, że jednak się wprowadzasz. Coś się musiało stać.

-Nic się nie stało. Po prostu... wole trzymać się z daleka od nich wszystkich. Rozwód twój i mamy nadal za bardzo mnie boli, żebym mógł patrzeć na ich cudowną rodzinkę.

Andreas cholernie mijał się z prawdą. Nawet nie pomyślał o tym rozwodzie. Pogodził się z nim już dawno. Wyprowadził się, bo liczył, że to jego uczucie do Stephana mu minie. Nie mogli się wiecznie unikać, bo musieli trenować i jeździć w zimie na konkursy, ale jeśli miał okazje się na chociażby chwile odciąć od Stephana, to zamierzał ja wykorzystać.

-Stephan, wstawaj. Za pół godziny jedziesz na trening. Nie zdążysz się zebrać- Christian próbował dobudzić swojego syna.

Chociaż tak naprawdę Stephan nie spał. Był cały przykryty kołdra i sparaliżowany strachem przed spotkaniem z Andreasem. Nie miał zielonego pojęcia jak zachować się w tej sytuacji. Już sam fakt, że wrócił do swojego domu świadczył o tym, że to nie przejdzie bez echa. Ale czego on się spodziewał? Dał się ponieść emocjom i liczył na to, że Andreas rzuci mu się na szyje? Że zaśmieje się, bo uzna to za jakieś głupie żarty? Nie, nic z tych rzeczy się nie stało.

-Tato, wracajmy do domu. Nie chce tam jechać- Stephan próbował przekonać Christiana do zmiany trasy.

-Oszalałeś? Sezon coraz bliżej, musisz trenować.

-Ale ja nie chce, rozumiesz?

-A masz jakiś konkretny powód czy to taka jednorazowa zachcianka?

-To poważna sprawa, wiec nie żartuj sobie, dobrze?

-Nie zachowuj się jak małe dziecko. Nie chcesz się spotkać z Andreasem? Przecież tak dobrze się dogadywalicie, a już długo się nie widzieliście.

-Nie, nie chce. Chce wrócić do domu i być sam.

Niestety, Christian nie zmienił zdania i chwile później Stephan wyjmował swój sprzęt z bagażnika samochodu. Był tak zdenerwowany, że trzęsły mu się ręce i wiedział, że na pewno tego dnia nie pójdzie mu dobrze.

Rozglądał się za Andreasem, ale nigdzie go nie widział. W jego głowie pojawiła się odrobina wiary w to, że Wellinger nie przyjdzie na trening. W sumie to Stephan brał taką opcje pod uwagę, bo Andreas na pewno nie chciał go oglądać. Jego przerażenie wzrosło, kiedy usłyszał śmiech z szatni drużyny. Pomiędzy rechotem Richarda a rżeniem Markusa usłyszał śmiech Andreasa. Na pewno opowiadał im o tej sytuacji sprzed kilku dni i wszyscy się z niego śmiali.

Chciał się odwrócić i uciec, ale jego plany pokrzyżował trener, który właśnie szedł w jego kierunku.

-Cześć. Czemu jeszcze nie jesteś przebrany?

-Były korki i chwile się spoźniłem, ale już idę.

Jeszcze jeden głęboki wdech, przyklejenie sztucznego uśmieszku na twarz i można było dołączyć do drużyny.

-Cześć chłopaki.

-Cześć- odpowiedzieli wszyscy włącznie z Andreasem, który jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się do Stephana i wrócił do zmieniania butów.

Czyżby on nie pamiętał co się między nimi stało? A może uznał, że to tylko mu się śniło?

W szatni został tylko Stephan z Richardem, który podejrzanie długo się przebierał.

-Czemu przyjechaliście na trening osobno z Andreasem?

-Bo już nie mieszkamy razem- odpowiedział Stephan, starając się żeby jego głos brzmiał beznamiętnie.

-Andi wrócił do siebie?- Freitag zmarszczył czoło.

-Tak.

-Nic o tym nie wspominał. No nic, chodźmy już, bo Schuster nam głowy urwie.

Tak jak przewidywał Stephan, jego skoki nadawały się tego dnia tylko i wyłącznie do pokazania dzieciom jako lekcja „Jak nie należy skakać". Nawet wejście na belkę było dla niego wyzwaniem.

Jak się okazało nie tylko on miał problemy. Andreas też był zdekoncentrowany i nie potrafił wykonać dobrze ani jednej części skoku. Nie umknęło to uwadze trenera.

-Ej, co się z wami dzisiaj dzieje? No skaczecie jakbyście mieli kij w dupie- Schuster był bardzo bezpośredni. Po trzech skokach wziął ich obu na rozmowę.

-Przepraszam, nie wyspałem się- tłumaczył się Stephan.

-To może zamiast chodzić po imprezach albo całe noce ogladac serial to kładlibyście się o normalnych godzinach, co?

-Już nie mieszkamy razem, więc nasze dzisiejsze problemy mają raczej inne źródła.

-Jak to nie? Czemu nic o tym nie wiedziałem?

-A to z tego też się musimy tłumaczyć?

-Macie się tłumaczyć ze wszystkiego, co ma wpływ na wasze skoki, a jak widzę to, że nie mieszkacie razem ma na nie wpływ. Mam nadzieję, że kolejny trening będzie inny. A teraz to szatni i do domu. I jeszcze jedno- powiedział trener, kiedy obaj już chcieli iść do szatni- Przyślijcie mi tu Markusa. Muszę go ochrzanić za pozycje najazdową.

-Jasne, trenerze- odezwał się Andreas, a Stephan od razu uświadomił sobie, jak miło jest słyszeć jego głos.

Niestety, te dwa słowa były ostatnimi, jakie w tamtej chwili usłyszał z ust Wellingera. Przeraził się, kiedy wszedł do szatni i zobaczył, że był tam tylko Markus, bo wiedział, że zostanie za chwile sam z Andreasem. Ten moment nadszedł szybciej niż się spodziewał, bo Andreas od razu powiedział Markusowi o prośbie trenera. Eisenbichler pomaszerował do Schustera, a Stephan znowu poczuł się spraliżowany. Nie widział co ma powiedzieć do chwili, kiedy nie zauważył na szyi Andreasa ogromnej, świeżej rany.

-O Boże, co ty masz na szyi?!- mimowolnie wyrwało się z jego ust.

-Nic takiego. Byłem w parku pobiegać i rowerzysta się zagapił i wjechał we mnie. Walnąłem głowa o ziemie, a leżała tam jakaś ostra gałąź i wbiła mi się w kark.

-A widział to lekarz? Bo wyglada to paskudnie.

-Widział. Spokojnie, nic mi nie będzie. Nie takie urazy się już miało.

Na tym skończyła się ich rozmowa. Andreas przebrał się do końca i spakował swoje rzeczy. Potem pożegnał się i wyszedł.

Nie tego Stephan się spodziewał. Chciał ze strony Andreasa jakichkolwiek emocji po tym co się między nimi stało. Jedyny wniosek, jaki nasuwał mu się po obserwacji zachowania Andreasa był taki, że to dla Wellingera po prostu nic nie znaczyło.

Ale jeśliby tak było, to dlaczego się wyprowadził? Może jednak poczuł się wręcz zaatakowany i był zły na Stephana?

Ale jeśliby tak było, to nie odezwałaby się do niego słowem i w dodatku byłby na niego obrażony, a Stephan niezauważył nic takiego.

Zaczął się zastanawiać o co tak naprawdę chodziło Andreasowi.

Brothers...Almost.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz