Część 1

1.3K 78 34
                                    

-Tato, ja naprawdę nie chcę tam jechać- Andreas zwlókł się po schodach do czekającego przy drzwiach ojca.

-A ja naprawdę nie chcę tego znowu słuchać. Mnie też się nie podoba ta sytuacja, ale twoja mama ma rację. Powinieneś spróbować polubić się ze swoim bratem.

-On nie jest i nigdy nie będzie moim bratem!

Andreas nie zamierzał ukrywać swojej niechęci do nowej rodziny swojej matki. Nie mógł pogodzić się z jej odejściem i tym, że ponownie wyszła za mąż. Widział jak jego tata cierpiał podczas rozwodu i później. Inną sprawą było to, że obwiniał się o to, że mama poznała swojego nowego męża.

Odkąd miał pięć lat cały swój wolny czas spędzał na skoczni. Kochał skakać, to było jego życie. Miał kilku przyjaciół ze skoczni, z którymi jak to mawiał trener miał "Zawojować kolejny sezon Pucharu Świata".

Jak się później okazało, to właśnie do ojca jednego z przyjaciół z dzieciństwa Andiego odeszła jego mama.

Stephan skakał z Andreasem mniej więcej do dwunastego roku życia, a potem złapał dość poważną kontuzję nogi, więc siłą rzeczy musiał zrezygnować.

Ich rodzice znali się z konkursów swoich synów, a kiedy przez przypadek spotkali się trzy lata wcześniej coś między nimi zaiskrzyło. Z tej iskry wyzwolił się ogień, który doszczętnie spalił relację jego rodziny. Odkąd się o tym dowiedział, to pomijając ślub swojej mamy ani Stephana, ani jego ojca nie widział.

Zresztą Stephan też jakoś specjalne nie zabiegał o ich spotkanie. Nawet jeśli jako dzieci się lubili, to sytuacja nie sprzyjała zacieśnianiu ich relacji.

-Wiesz, że zgodziłem się spędzić wakacje z nimi tylko dlatego, że ty mnie o to prosiłeś?- zapytał Andreas, kiedy ojciec odprowadzał go do auta.

-Wiem synku i dziękuję ci za to. Ale zrób to też dla siebie. Jakby na to nie patrzeć, to oni są teraz naszą rodziną.

Andreas nie bardzo rozumiał spokój swojego taty i jego namowy na spędzenie wakacji ze Stephanem i jego ojcem. Na szczęście Andreas miał w głowie już plan, że będzie spędzał na treningach tyle czasu ile tylko będzie mógł i jakoś będzie udawało mu się wykręcać od rodzinnych obiadków, wspólnych wyjść i całej tej udawanej uprzejmości.

-No i co Loki? Chciał nie chciał musimy tam jechać- Andreas popatrzył na swojego psa, który siedział na siedzeniu obok.

Psiak popatrzył na niego i przekręcił głowę jakby próbował zrozumieć co jego pan mówił. Ostatnimi czasy tylko to małe, włochate stworzenie dawało Andreasowi trochę radości w życiu. Wprawdzie był szczęśliwy, że trener da mu tak wielką szansę jaką jest Puchar Świata, ale cały czas coś mąciło jego spokój. Miał bardzo złe przeczucia przed tymi wakacjami.

Podjechał pod bramę wjazdową dużego osiedla. Ochroniarz, który podnosił i opuszczał szlaban był wcześniej poinformowany, że do domu numer 31 tego dnia przyjedzie gość i zostanie na dłużej.

Gdyby nie numery na domach Andreas nie byłby w stanie określić, do którego powinien wjechać. Oprócz tego był zdziwiony tym, jakie to osiedle było idealne. Trawa wszędzie miała idealną i równą długość. Ktoś na pewno przycinał ją nożyczkami do paznokci.

Kiedy wreszcie znalazł budynek, którego szukał zatrzymał samochód na dużym podjeździe i odpiął pas.

-Dobra, idziemy- powiedział do Lokiego i założył mu szelki- Razem damy radę. Na pewno.

Loki na znak zgody polizał Andreasa po palcach. Drzwi dom otworzyły się i oczom Andreasa ukazała się jego mama w pięknej, zielonej sukience. Idealnie pasowała do jej blond włosów.

-Cześć kochanie! Miło cię znowu widzieć- uśmiechnęła się, a Andreas zaczął się zastanawiać dlaczego nigdy nie witała go tak w ICH domu. Co by się nie działo on jej nowego miejsca zamieszkania "Domem" nazywać nie zamierzał.

-Cześć mamo- nie silił się na uprzejmości. Nie miał na to ochoty.

-Chodź, czekamy na ciebie.

Anna zauważyła, że jej syn nie był w najlepszym nastroju. W zasadzie to była na to przygotowana, bo musiała znosić fochy w domu od kilku dni. Teraz miała na głowie dwóch obrażonych na cały świat synów.

-Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Zostawisz rzeczy i pójdziemy na obiad- poinstruowała Andreasa mama, kiedy wchodzili po schodach na piętro.

-Wszystko mi jedno.

Loki zdecydowanie był najbardziej zainteresowany nowym otoczeniem. Obwąchiwał wszystko do czego tylko był w stanie sięgnąć.

Wracając na parter Andreas niósł psa na rękach. Schodzenie po schodach najczęściej kończyło się tym, że biedulek zjeżdżał po nich na pyszczku.

Wchodząc do jadalni zobaczył Christiana- nowego męża swojej mamy i Stephana, który nie był zbyt przejęty całą sytuacją, bo nie oderwał wzroku od telefonu.

-O, Andreas. Czekaliśmy na ciebie- Christian wstał i podał rękę swojemu pasierbowi. Wellingerowi średnio się to podobało, ale postanowił wykazać się resztkami uprzejmości i uścisnąć dłoń ojczyma- Ojej, jaki słodki piesek. Jak się wabi?

-Loki- odpowiedział chłodno Andreas. Nie lubił kiedy ktoś obcy dotykał Lokiego, bo sam Loki tego nie lubił. Był jeszcze malutkim szczeniakiem, a już zdążył zaznać dużo bólu zadanego przez człowieka- Lepiej nie głaskaj, bo może cię...- Andreas nie zdążył dokończyć zdania, kiedy Loki zacisnął swoje zęby na palcu Christiana. Wprawdzie nie zrobił tego mocno, ale to był wyraźny znak, żeby trzymał łapy przy sobie.

-Auć! Co mu się stało?

-On nie lubi obcych.

-To chyba się z nim polubię- to były pierwsze słowa Stephana od pojawienia się Andreasa.

-Niewyraźnie mówię? Nie lubi OBCYCH- odciął się Wellinger.

-Chłopcy, dość!- Anna dała im do zrozumienia, że nie będzie tolerować takich zachowań- Siadamy do stołu.

Andreas przez chwilę przyglądał się Stephanowi. Chciał ocenić jak bardzo się zmienił od ich ostatniego spotkania na skoczni. Wprawdzie widział go też na ślubie swojej mamy, ale oprócz tego, że już nie miał odstających uszu nie zauważył wtedy żadnej różnicy.

Podczas tego obiadu było inaczej. Siedział na wprost niego i dostrzegł kilka innych zmian. Na przykład nosił szkła kontaktowe. Było je dokładnie widać, kiedy spoglądał w dół.

Kiedy przestał zastanawiać się nad różnicami zaczął się skupiać na tym, co się nie zmieniło. Nie zmieniły się jego dłonie. Nadal miał je tak śmiesznie nieproporcjonalne do reszty ciała. Często inni skoczkowie mu przez to dokuczali w przeszłości. Jednak Andreas nigdy tego nie robił, bo nie uznawał tego za jakiś mankament. Jaki był taki był i tyle.

Nie zmieniało to faktu, że Andreas nigdy nie zamierzał nazwać Stephana swoim bratem. I w sumie utrzymał to postanowienie, bo później nazywał go różnie, ale nigdy bratem.


Witajcie żabeńki! Mam nadzieję, że to ff przypadnie Wam do gustu tak jak poprzednie <3

Brothers...Almost.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz