Część 7

556 67 21
                                    

-Stephan. Stephan, wstawaj. Wstawaj natychmiast, nie będę cię z łóżka za nogę wyciągał.

-Co się dzieje? Która jest godzina?- Stephan podniósł się na łokciach i mrugnął kilka razy, żeby wyostrzyć sobie wzrok. Niestety, niewiele mu to pomogło, bo bez szkieł kontaktowych nadal niewiele widział.

-Prawie jedenasta. Wyłaź spod tej kołdry, idziemy poćwiczyć.

-Jaja sobie robisz? Przecież wczoraj był trening, a poza tym dzisiaj jest ta impreza.

-Nie, nie robię. Im szybciej się wygramolisz z łóżka tym szybciej wrócimy do domu i będziesz mógł pudrować sobie nosek przed imprezą. No raz, raz- Andreas poklepał kołdrę na ramieniu Stephana i zadowolony z siebie wyszedł z jego sypialni.

Stephan za to zaczął przeklinać pod nosem dzień, w którym Wellinger pojawił się w jego domu. Wprawdzie cieszył się, że chciał mu pomóc, ale czy musiał to robić akurat wtedy, kiedy próbował odespać rozmowę z Larą do czwartej rano?

Tak, Andreas musiał to robić właśnie wtedy, bo chciał się odegrać za to, że do świtu musiał przez ścianę słuchać ich rozmowy. Próbował zasnąć, ale nie udało mu się, bo za każdym razem jak słyszał głos Stephana krew w jego żyłach zaczynała płynąć szybciej. Skoro on był niewyspany, to Stephan też za karę nie mógł się wyspać.

-Gotowy na przebieżkę?- Andreas dziarsko podrygiwał przy drzwiach, bacznie obserwując swojego towarzysza, który schodził po schodach z wyrazem twarzy skazańca.

-Jaką przebieżkę? Myślałem, że chcesz równowagę ćwiczyć.

-Tak, ale trochę joggingu ci nie zaszkodzi.

-Nie mam siły, zlituj się nade mną.

-Nie. Miałeś siłę paplać pół nocy, to teraz będziesz miał siłę biegać. No, szpagatami.

Zemsta miała być słodka, a tymczasem okazała się być strzałem w kolano. Już po dziesięciu minutach truchtania Andreas miał dość. Ledwo łapał oddech, ale nie mógł dać tego po sobie poznać.

-Dobra, wystarczy. Idziemy do twojego ulubionego miejsca, bo już Schusti się pytał o wyniki naszej współpracy. A jedyne co zobaczył, to twoje rozwalone kolano.

-Ej, wszystko w porządku? Strasznie ciężko oddychasz.

-Tak, wszystko spoko. Tylko nie lubię takiego upału jak jest dzisiaj. Ale nie zmieniaj tematu. I tak ci się nie upiecze.

Andreas kątem oka obserwował, jak Stephan bez najmniejszego zawahania i bez patrzenia pod nogi szedł po krawędzi krawężnika i zaczął się zastanawiać co powinien zrobić, żeby tak samo dobrze szło mu utrzymywanie równowagi nad większą wysokością.

Stephan po raz kolejny z podziwem i zazdrością patrzył na to, z jaką łatwością Andreas pokazywał mu co robić, żeby w końcu nauczyć się lądować. Dostał mini zawału, kiedy zobaczył jak Wellinger podskakuje i w powietrzu układa się do zrobienia telemarku.

-No, to teraz ty.

-Hahaha! Masz poczucie humoru. Ja nawet na stałym gruncie tak nie zrobię.

-Jeszcze parę dni i zrobisz. A teraz chodź tutaj i nie przeciągaj. Nie chce mi się tutaj już produkować.

Stephan już ani chwili się nie zastanawiał. Nie był sam, więc nie miał się czego bać.

Nie, jednak to nie było takie proste. Nawet fakt, że Wellinger stał przed nim i w każdej chwili mógł go złapać mu nie pomagał.

-No i po co się tak spinasz? Jesteś sztywny jak mokre gacie na mrozie. Wyluzuj się.

Brothers...Almost.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz