Część 5

540 66 36
                                    

Andreas ze Stephanem weszli do domu i od pierwszej sekundy wiedzieli, że coś jest nie tak. Roznosił się tam zapach, którego Wellinger wcześniej nie czuł.

-No wreszcie! Ile można na ciebie czekać?- jakaś brunetka wyszła z kuchni i od razu naskoczyła na Stephana. 

-Cześć kochanie. Przepraszam, ale byliśmy potrenować. 

"Kochanie"?!

-Mieliśmy iść do kina i na zakupy.

-Dobrze słońce, pójdziemy. Skoczę tylko się przebrać i idziemy, dobrze?

-Masz trzy minuty.

Andreas w tamtej chwili zrozumiał, że miał do czynienia z dziewczyną Stephana. Okropną dziewczyną Stephana. Niezły był z niego pantoflarz.

-A ty to kto?- zapytała nagle, kiedy skończyła odpisywać na SMSa.

-Andreas. Jego ojciec jest mężem mojej mamy.

-Czyli jesteście braćmi?

-Tylko z technicznego punktu widzenia.

-Ja jestem Lara. A jak już tak sobie tutaj rozmawiamy, to twój pies jest okropny.

-Dlaczego?

-Chciałam go pogłaskać, a ta bestia prawie odgryzła mi palca.

-Loki jest uczulony na plastik i pustaki, więc bardzo możliwe, że cię nie polubi.

Jaką ona była idiotką. Andreas właśnie ją wprost obraził, a ona zamiast się odgryźć powiedziała tylko:

-Całkiem fajny jesteś. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- przeszła koło niego i przejechała mu dłonią po jego ręce.

Wow, co to miało być? Czemu ta dziewczyna się do niego tak dziwnie uśmiechnęła i i czemu nie trzymała łap przy sobie? Andreas od pierwszej chwili jej nie polubił. 

-Urocza, prawda?- zapytała Anna, kiedy weszła do kuchni. Po jej minie Wellinger widział, że jego mama ma takie sama odczucia względem Lary.

-Tak, jak pryszcz na dupie. Ile oni się ze sobą spotykają?

-Hmm... Ponad rok. 

-To czemu nie było jej na ślubie z nim?

-Miała być, ale jakąś jej koleżankę chłopak rzucił i chciała z nią posiedzieć.

-Aha- rzucił krótko Andreas w nadziei, że wystarczająco dosadnie wyraził tym swoją opinię. 

-A gdzie byliście rano ze Stephanem? Zniknęliście obaj.

-Pomagałem mu nauczyć się łapać równowagę.

-Naprawdę?! To wspaniale!

-Nie nastawiaj się na jakiś wybuch braterskiej miłości czy czegoś. Zrobiłem to, bo Schuster mnie poprosił. Tyle. 

Po wzięciu prysznica starał się znaleźć sobie zajęcie na resztę dnia. Niestety, nic nie wydawało mu się dostatecznie interesujące. Do czasu. Listonosz przez przypadek wrzucił list do skrzynki przy ich drzwiach zaadresowany do ulubionej sąsiadki Andreasa. Bez wahania zaproponował, że przy okazji najbliższego spaceru z Lokim osobiście dostarczy przesyłkę do rąk adresatki. Po cichu liczył na te czekoladowe ciasteczka, którymi przy ostatnim spotkaniu poczęstowała go starsza kobieta. 

-Dzień dobry- uśmiechnął się kiedy tylko zobaczył te okrągłe okulary. 

-Oo, witaj słoneczko. Co cię sprowadza?

-Listonosz wrzucił pani list do naszej skrzynki i chciałem go pani przynieść. 

-Ojej, dziękuję bardzo. Może wejdziesz ze swoim koleżką na lemoniadę i ciasteczko?

Brothers...Almost.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz