Rozdział 12 „ Nero i Trening"

610 42 11
                                    




Krętymi, wąskimi uliczkami biegła mała, kruczowłosa dziewczynka, minąwszy zbłąkanych ludzi, zmierzających donikąd co rusz oglądała się za siebie. Parła na przód, mimo braku tchu. W jej szaroniebieskich oczach widać było teraz strach, niepewność i panikę spoczywającą gdzieś na dnie jej serca. Przemoczona od zimnego deszczu, drżała skulona w jednym z tych brudnych podziemnych zaułków, kurczowo trzymając w swoich drobnych rączkach zawiniątko ze świeżym pieczywem, które udało jej się zwędzić w jednym ze straganów. Deszcz niebezpiecznie dudnił o betonowy chodnik, dodając tej chwili nieopisanej grozy a przez wąską uliczkę zawiał zimnym przenikliwy wiatr, uderzając w spocona twarz dziecka, które słysząc zbliżające się kroki, zaczęła cofać się do momentu, kiedy za plecami poczuła chropowaty mur. Przełknęła ślinę a z jej oczu popłynęły łzy skapując i mieszając się z kałużą pod jej stopami. Tuż przed jej twarzą wyrosły dwa cienie dorosłych mężczyzn, których szerokie uśmiechy zwiastowały jeszcze większy potok nagromadzonych gorących łez. Zapędzając młode dziewczę w kozi róg, swoim obłąkanym śmiechem i obrzydliwymi słowami rozrywali ostatnią nadzieję, jakiej kruczowłosa kurczowo się trzymała. Kolejne słone krople, toczyły ścieżkę ku zbliżającej się śmierci, gdy nagle w atramentowych ciemnościach zalśnił błysk stali, który odbił się w oczach małej dziewczynki, gdy tuż za pleców jednego z mężczyzn wyłoniła się siekiera. Masywna stal jednym uderzeniem zatopiła się w ciele mężczyzny a jego krzyk, rozniósł się po opustoszałych ulicach podziemnego miasta. Dziewczynka zadrżała widząc jak ciepła krew wystrzeliła z głębokiej rany, plamiąc mężczyznę obok, którego głowa z pomocą czyichś rąk obróciła się o 180 stopni. Dźwięk łamanych kręgów mężczyzny, przeniknął przez ciało dziecka od skóry, mięśni aż do gołych kości. Oba ciała padły bezwładnie w kałuże barwiąc ją głęboką czerwienią. Kiedy nastała głucha cisza, przed kruczowłosą stanęły dwie smukłe postacie, ubrane w ciemne płaszcze. Młody chłopiec o włosach i oczach czarnych niczym atrament. W rękach dzierżył narzędzie zbrodni. Jego blada twarz zroszona krwią swoich ofiar, nie wyrażała nic, poza spokojem.

- Chodź z nami. – zaświergotała postać druga o złocistych włosach i soczyście zielonych oczach. Uśmiechając się przyjaźnie, wyciągnęła rękę w stronę przerażonej dziewczynki. – Jestem Sarah a ten tutaj obok, to braciszek Angelo. – wskazała ręką w stronę milczącego bruneta. – A tobie, jak na imię?

Sina pomyślała dziewczynka patrząc jak wszystko dookoła zaczęło blednąć, mieszając i rozcierając barwy w jednej chwili, jak gdyby ktoś na namalowanym płótnie, rozlał szklankę wody. Obraz zaczął mętnieć a głosy w głowie ponownie rozbrzmiały, tym razem bardziej donośnie, intensywnie, wdzierając się echem do najgłębszych zakamarków jej podświadomości. Kiedy dziewczynka zacisnęła powieki, by po chwili je otworzyć, pochmurne niebo zanikało, tak samo jak zimnym przeszywający deszcz, który z każdym kolejnym oddechem wygasał rozsiewając dookoła ciepło, które przyjemnie otuliło jej ciało. Gdy uchyliła leniwie powieki spostrzegła, że nad jej głową wisiał stary, drewniany sufit a wszystko dookoła pachniało sianem

Więc to był sen, pomyślała.

***

 Dzielnica w Stohess za murem Sina. Gdzieś w jednym z pobliskich barów.

- Ile jeszcze będę czekać na wielmożnego pana? Przepustka wojskowa to nie jest bilet w jedną stronę, do cholery! – warknęła blond włosa kobieta o soczyście zielonych oczach, które przy oparach dymu i unoszącej się woni alkoholu mętniały będąc przyozdobione ledwie zauważalną mgiełką zmęczenia. Siedząc przy barze, wychyliła właśnie czwartą kolejkę i bynajmniej nie za kołnierz. – Ci pieprzeni zwiadowcy nie będą czekać w nieskończoność. Jeszcze trochę i sam Gęsto – brwiasty po mnie przylezie a wtedy dupa z ze zleceniem. – żaliła się do ściany naprzeciwko siebie, przechylając kolejną kolejkę. Kiedy gorąca wódka rozlała się po spragnionym gardle, Sarah mruknęła z przyjemności, stawiając z łoskotem kieliszek na drewniany blat, tym samym niemal spadając z krzesła. – Jeszcze jeden staruszku! Ino szybko, bo zapuszczę tu korzenie. – wymamrotała przy akompaniamencie pijackiej czkawki. Barman mierząc kobietę krytycznym spojrzeniem, westchnął z rezygnowaniem podsuwając pod jej nos butelkę z kolejnym - mało wyszukanym zresztą, trunkiem. Nim jednak jej szkło zostało wypełnione po brzegi, ktoś ubiegł Sare zabierając jej kieliszek tuż sprzed nosa.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now