Rozdział 46 "Warunek przebaczenia"

282 26 25
                                    


Mieliście kiedyś tak, że staliście się obiektem czyichś oczekiwań? 

Pokładano w was nadzieję, do tego stopnia, że ciążyła nad wami presja porównywalna do ciężaru pociągu towarowego. 

Chcąc spełnić czyjeś ambicje, które niczym krew dzielone były po połowie, zatraciliście się we własnym przekonaniu, że nikt inny nie jest w stanie was zrozumieć, jak tylko ta osoba, która doświadczyła tego samego. 

I to właśnie dla tej osoby byliście w stanie poświęcić swoje życie, jednocześnie będąc więźniem własnych marzeń. 

Mieliście tak? 

Powiedzcie więc, jakie to uczycie ...

Bo być może czuje to samo co wy ...


Kłucie w klatce piersiowej, raz po raz, gdy brała oddech, przeszywało ją na wskroś, niczym zardzewiały miecz. Jednak ani dyskomfort przy braku oddechu, ani łzy cisnące się do oczu przez przenikliwy zimny wiatr, nie potrafiły ją powstrzymać przed tym, za czym tak uparcie goniła. 

Niebo, częściowo zachmurzone, zasłonięte nielicznymi gałęziami drzew, zdążyło już zgasnąć. Miejscami pojawiły się iskrzące złotem gwiazdy, oraz księżyc oświetlający drogę, którą biegła  Sina. Szare niewyraźne kształty zniknęły gdzieś za zakrętem, dlatego czarnowłosa z biegu, przeszła na trójmanewr, tym samym szybując między budynkami z zawrotną szybkością. Nie spuszczając z oczu mężczyzny w kapeluszu, gnała przed siebie zaciskając smukłe palce na rękojeściach od sprzętu. 

Gniew, nienawiść i poczucie sprawiedliwości, to nie jedyne uczucia, które teraz nią kierowały. Gdzieś miejscami wdzierało się też zaślepienie i czysty obłęd, nad którym nie potrafiła zapanować. W jednej chwili cały świat przestał się dla niej liczyć. Żyła tą chwilą, która nieubłaganie nadchodziła ...

Z każdym kolejnym wypuszczeniem haków.

Z każdym dodaniem gazu ...

Była coraz bliżej upragnionego celu.

Jej jasnoniebieskie oczy pod osłoną grafitowej nocy, lśniły niczym oczy groźnego drapieżnika. Zagryzając zęby zmarszczyła brwi, a na jej bladej skroni, pośród powiewających czarnych kosmyków włosów widać było napięte, pulsujące żyły. 

Przeskakując z budynku na budynek, skręcając to raz w lewo, to w prawo w końcu przy niknącej widoczności, zorientowała się, że przelatuje ciemnym korytarzem wprost do przejścia podziemnego. Dodając gazu, tym samym przyspieszając swój lot, jej sylwetka dosłownie mignęła przed oczami Żandarmów, którzy opierając się o ściany po obu stronach wejścia do podziemia, najzwyczajniej w świecie przysypiali. 

Sina miała szczęście, że jej manewr nie został zauważony. Prując naprzód, czuła jak prędkość zaciera jej obraz przed oczami. Gdyby nie swobodna umiejętność sprzętu, niejeden na jej miejscu, rozbiłby się o kamienie, pozostawiając po sobie krwawą miazgę. 

Znajomość topografii podziemnego miasta, tylko działała na jej korzyść. Dzięki temu, mogła szybować po niebie z zamkniętymi oczami, zdając się jedynie na słuch. Każdą ulicę, każdy zapchlony zakątek znała na pamięć. Jej wyczulone zmysły wspomagały szalejący, napędzany krwią w żyłach instynkt zabójcy. 

Jeszcze trochę ...

Jeszcze chwila ...

I w końcu cię dopadnę, Kenny Ackermann.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now