Rozdział 30 „Złamane Skrzydła."

286 32 23
                                    


Zapach pieczywa roznosił się po pomieszczeniu, kiedy kolejna partia bułek wykładana była z pieca na metalową tacę. Jedna z dziewczynek, o krótkich blond włosych kucykach, związanych błękitnymi wstążkami, podeszła do kuchennego stołu, wyciągając przed siebie pulchne rączki. Nie dane jednak było jej spróbować wypieku, gdyż powstrzymała ją ręką zielookiego chłopaka.

- Nie, Maria. Są gorące, uważaj, bo się poparzysz.

- Ale ja jestem głodna. – oburzyła się niebieskooka, zakładając obie rączki w akcie domowego, dziecięcego buntu.

- Jak chcesz, żeby cię bolał brzuch, to proszę bardzo. Częstuj się. – odpowiedziała starsza siostra, która siedziała za stołem oblepiona mąką na twarzy. – Tylko nie wiń mnie potem, za swoją głupotę. – wzruszyła ramionami, odwracając się w stronę brunetki. – Patrz Si. Ta bułka wygląda jak kwiatek, który zbierałyśmy na łące. Ładny ?

- Ładnie, to ty przeproś Marię, za te głupoty, jakie jej opowiadasz.

Mina dziewczynki zmarkotniała, a bułka wylądowała z powrotem na stole.

- Ale czemu ?

- Bo nie ładnie jest się zachowywać w taki sposób. – wyjaśniła Sina, głaszcząc brązowe włosy siostry. – Zamiast tego, należy na spokojnie wytłumaczyć, że nie wolno jeść, póki nie wystygnie.

- Racja. Tak też jej powiedziałem, ale nie posłuchała – wtrącił Rai, podchodząc do dwójki rodzeństwa.

- Bo jest głupia. – bąknęła szatynka, wystawiając język w stronę najmłodszej siostry.

- Rose! – warknęła Sina. – Co ja mówiłam o manierach?

Dziewczynka westchnęła i z niemałym trudem wymamrotała przeprosiny. Maria będąc najmłodsza z rodzeństwa, nie do końca rozumiała cały przebieg sytuacji. Z tą dziecięcą naiwnością i anielską buzią, uśmiechnęła się do Rose ukazując rząd szczerbatych ząbków.

- No to jak wszyscy zadowoleni, to czas lepić kolejne wypieki.

Wszyscy głośno zawtórowali klaszcząc w dłonie, a blond włosa dziewczynka podeszła do pieca.

- Duży ten piec. – rzekła dziecięcym głosikiem.

- Zgadza się, jest dość spory, żeby zmieściły się w nim wszystkie wypieki. – wyjaśnił Rai.

- Hmmm ... a ile by się zmieściło w nim ciał?

Sina miała wrażenie, że się przesłyszała, dlatego nic nie odpowiedziała na to pytanie. Dzieci mają to w zwyczaju, że plotą bzdury, nie będąc tego świadome. Jednak mimo to, coś jej nie pasowało. Zapach, jaki unosił się w powietrzu, był dalece podobny do gorącego pieczywa. Zamiast delikatnej, słodkiej woni, która przyjemnie otulała zmysły, czuć było kwaskowaty, ciężki, cierpki smród wydobywający się z wnętrza piekarnika. Maria wkładając do niego swoje pulchne rączki wyciągnęła zwęglony zwitek materiału. Podchodząc do krzesła brunetki, wystawiła przed siebie, to co trzymała w rączkach pytając, już mniej dziecięcym głosem.

- Ile zmieści się ciał? Które poległy na wyprawie ?

- Co ...? – zapytała Sina, powoli spuszczając wzrok.

- Sarah nie zmieściła się w piekarniku, musiałam ją pokroić. – rzekła mała Maria z uśmiechem na twarzy.

Sina z przerażeniem spojrzała na małe rączki, w których spoczywał zgniły kawałek zwęglonego mięsa, oblepiony strzępami rdzawych włosów, w których tkwiły robaki. Przełykając z trudem ślinę z początku miała trudności z rozpoznaniem tego co trzyma dziewczynka. Dopiero, kiedy mała Maria odwróciła kawał mięsa, na Sine spojrzały matowe, puste oczy koloru zgniłej trawy. Brunetka jak oparzona odskoczyła od stołu zamykając oczy. Po ponownym ich otwarciu, zobaczyła nad sobą błękit nieba, częściowo przysłonięty, przez miękki materiał.

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now