Rozdział 32 "Sina"

297 32 23
                                    


Pamiętam ten wieczór, jakby wydarzył się on wczoraj. Woń kwitnących kolorowych kwiatów w doniczkach roznosiła się po mieszkaniu, mieszając się z zapachem świeżego pieczywa. Za oknem słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wpuszczając przez zasłony złociste promienne łuny, które kładły na drewnianą podłogę świetliste słupy słoneczne. Na stole, przyozdobionym białym skromnym obrusem, stały cztery talerze napełnione po brzegi ciepłą zupą. 

Nietkniętą, po dziś dzień ... 

- Maria! Rose! kolacja na stole! - krzyknęła z kuchni czarnowłosa dziewczynka, najstarsza z rodzeństwa. Miała zaledwie 13 lat. Piec i gotować nauczyła się od brata Rai'a, który przed wstąpieniem do zwiadowców wziął z sierocińca w opiekę trójkę małych dzieci, by wychować je jak własne. Do czasu jego pierwszej misji za mury, zdążył nauczyć dziewczynki czytać, pisać, prać oraz gotować, by na czas jego nieobecności, potrafiły sobie same poradzić.

Po jego odejściu, Sina jako najstarsza z sióstr, przejęła obowiązki brata, zajmując się dziewczynkami. Robiła to najlepiej jak potrafiła, otaczając je troską i miłością. Nie było jej łatwo, gdyż sama nigdy nie zaznała uczuć. Mając za wzór zachowanie brata, po prostu powielała jego ruchy, słowa oraz gesty, które z czasem zaczęła traktować jako swoje własne. 

Tego wieczoru, stół został nakryty dla czwórki osób. Sina szykowała niespodziankę swoim siostrom, nie zdradzając im, że ich brat po roku w służbie wojskowej, przyjedzie do nich z wizytą. Dlatego też wczesnym rankiem brunetka wysprzątała cały dom, ugotowała obiad i zrobiła pranie, by wieczorem móc w spokoju i radości zasiąść do stołu z całą rodziną w komplecie.

Kiedy dziewczynki wystrojone w wyblakłe czerwone sukienki, zbiegły po schodach, w drzwiach rozległo się pukanie. Sina jako jedyna wiedziała, kto stoi po drugiej stronie, dlatego nie ukrywając rozbawienia, bez obaw otworzyła drzwi na oścież z szerokim uśmiechem na twarzy. Uśmiech ten jednak zniknął, gdy dziewczynka zamiast brata, ujrzała dwóch wysokich starszych mężczyzn. Jeden z nich, ubrany w czarny długi płaszcz, spoglądał na nią spod kapelusza parą ciemnych, kobaltowych oczu. Drugi zaś, nieco niższy, miał na sobie wojskowy mundur, jednego z trzech korpusów. Kiedy czarnowłosa powiodła wzrokiem do napierśnika spostrzegła na nim wyhaftowanego zielonego konia. Rozglądając się po pomieszczeniu, jeden z nich spostrzegł tulącą się w kącie małą dziewczynkę. Sina widząc jego błysk w oku, zagrodziła mu drogę, wyciągając przed siebie małą, smukłą rączkę. 

- Kim jesteście? czego chcecie? - zadała pytanie, nie myśląc się ruszyć z miejsca. Jeden z mężczyzn, ten wyższy w czarnym płaszczu, spojrzał na nią, po czym bez większego problemu odepchnął w kąt, tym samym przekraczając próg, wchodząc w głąb mieszkania.

- Przepraszamy za najście, i takie pierdoły, ale czas nagli a zlecenie się samo nie zrobi. - wymamrotał przez zaciśnięte usta, trzymając nich wykałaczkę, by swoje kobaltowe oczy znów przenieść na czarnowłosą dziewczynkę. - Chyba sama rozumiesz powagę sytuacji, nie dzieciaku? 

Sina będąc kompletnie zdezorientowana zaistniałą sytuacją, zadrżała spinając wszystkie mięśnie.

- Maria! Rose! uciekajcie na górę! szybko! -krzyknęła na całe gardło.

- Hmmm - mruknął facet. - Maria i Rose - wyrecytował mężczyzna w kapeluszu, uśmiechając się do siebie. - No to przynajmniej mamy jasność, że nie pomyliliśmy domów...

To był mój błąd, zupełnie nieświadomie rozwiałam ich wszelką wątpliwość, wydając im naszą trójkę jak na tacy. Nie miałyśmy szans. W starciu z dorosłymi ludźmi, byłyśmy bezbronne jak szczenięta. Pamiętam jedynie dźwięk tłuczonego szkła, błysk stali, krzyki swoich sióstr i ból brzucha, który pozbawił mnie przytomności. Kiedy obudziłam się ponownie, już nie ujrzałam pachnącego kwiatami i pieczywem rodzinnego domu. Zastąpił je oskórnie, ciasny piwniczny kąt, śmierdzący krwią, uryną i czymś jeszcze, czego zza dziecka nie mogłam sprecyzować. 

Ostatnia misjaWhere stories live. Discover now