Od dwóch godzin rozmowa toczyła się wyłączenie o sprawach, które były już wcześniej omawiane. Noc się zatem brunetowi dłużyła, tak samo jak zmierzanie do sedna sprawy. Niestety, ilekroć starał się wspomnieć o Sinie, głos mu grzązł w gardle, jak wielka gula, której nie sposób było przełknąć, czy wypluć. Czuł się tak, jakby zdradzał samego siebie. Jakby szedł na przeciwko swojemu sumieniu, nie do końca będąc ze sobą szczerym. A przecież wiedział, że postępuje sprawiedliwie wydając dziewczynę w ręce władz wojskowych. Była zdrajcą, kolaborującym z mafią, który przeniknął wraz ze współtowarzyszami do ich korpusu. Była przestępcą, który niegdyś zabierał za sobą setki istnień, bez choćby mrugnięcia okiem.
Przestępcą, który był taki, jak niegdyś on sam...Czyżby to właśnie przez ten niuans, który w swej istocie był nade wszystko jednym z priorytetowych faktów, nie pozwolił mu wyjawić prawdy, jaka powinna już dawno ujrzeć światło dzienne? Czy może patrząc na dziewczynę, Levi odnosił wciąż wrażenie, że dostrzega samego siebie z dawnych czasów.
Tak łudząco podobni. Niczym obicie lustra...
Cóż, jedno jest pewne. Jego zaciśnięte w wąską kreskę usta, toczyły walkę z samym sobą, jednocześnie wsłuchując się w dotąd niski baryton blondwłosego barczystego blondyna. Podzielność uwagi nie stanowiła dla niego problemu, a dodatkowym złudzeniem jego obecnego stanu była twarz pozbawiona wyrazu. Szorstkie, chłodne i niepełne spojrzenie kobaltowych oczu zawieszone było wciąż w pustej, ciemnej przestrzeni. Swoje filigranowe, smukłe palce splótł na wysokości ust, tuż pod nosem, opierając łokcie o kolana. Z kolei Erwin miał już dość siedzenia za obszernym biurkiem, dlatego rozprostowując kości, podszedł do okna i stojąc tak jakiś czas, utkwił wzrok błękitnych oczu w swoje odbicie w oknie, widząc w nim rąbek ramienia bruneta.
- Jesteś tej nocy dość cichy, Levi. Wszystko w porządku? - zapytał starszy mężczyzna, nadal stojąc odwrócony twarzą do okna. Na dźwięk swojego imienia brunet drgnął niespokojnie, jednak na tyle niezauważalnie, że sam ruch był wyczuwalny jedynie dla niego samego. Minęła chwila ciszy, zanim zebrał się w sobie, by odpowiedzieć możliwie, jak najbardziej obojętnym tonem na jaki go było stać. ( Co przy jego tonie głosu, nie było jakoś wybitnie trudne)
- Skąd możesz wiedzieć, jaki jestem w nocy? Przychodzisz do mojego gabinetu i obserwujesz mnie z przyczajki, jak jakiś zboczeniec? - zapytał, częstując dowódcę dawką chłodu i sarkazmu.
Smith jednak stał wciąż niewzruszenie, jedynie delikatnie unosząc kącik ust ku górze, co było widoczne tylko z jednej strony.
- Drażliwy jak zawsze. - skomentował to, na co młodszy prychnął.
- Myślę o tej pieprzonej fiolce i jej zawartości. - zaczął, odbijając tym samym od wcześniejszego tematu, jego dziwnego zachowania. - Zastanawia mnie, jaki to ma związek z jej pojawieniem się poza murami. I dlaczego miała go jedna z naszych szeregowych. - skłamał, przynajmniej po części, bo zawartość płynu w fiolce nadal była dla niego tajemnicą. Wiedział natomiast, dlaczego miała go Sarah.
Ewidentnie mafia maczała w tym swoje brudne paluchy. Pytanie tylko, w jakim celu? Levi siedząc i podpierając ręce o podbródek, miał nieodpartą chęć wstać teraz raptownie z krzesła i bez słowa udać się do Siny, wywalając z jej pokoju pieprzonego kaprala i stanąć z nią twarzą w twarz, zadając to samo pytanie, jakie obecnie wypalało mu dziurę w głowie. Jednak zanim wykonał choćby krok, powstrzymał go głos Smitha i jego rozłożysty cień, padający prosto na sylwetkę bruneta. Wtedy też czarnowłosy, unosząc głowę, rzucił bardziej trzeźwe spojrzenie blondynowi, zachowując przy tym swój niezmienny wyraz twarzy.
- Jakieś postępy w tej sprawie?
- Żadnych. - Ackermann odpowiedział z automatu. - Tyle ile wiedzieliśmy wcześniej, tyle wiemy obecnie.
- Rozumiem, czyli zawartość fiolki nadal pozostaje dla nas tajemnicą.
- Ta. - przyznał kapitan wyraźnie niezadowolony z obrotu sytuacji. - Ten kretyn Nigma dostarczył resztę dokumentacji w tej sprawie.
- Hanji mi mówiła, że jest zawiedziona, że nic nie odkrył poza tym, co już wiedzieliśmy.
Niekoniecznie, Erwin, pomyślał brunet, jednak nie obrócił swoich myśli w słowa, nadal do końca nie wiedząc czemu. Bił się sam ze sobą, szukając za i przeciw, szukając drogi, którą powinien podążyć.
Jak na razie, bez wyraźnego rezultatu, po prostu błądził.
- Jeszcze jest czas, może czterooka dostanie olśnienia jakiegoś.
- Wierzysz w to, Levi? - zadał pytanie barczysty blondyn, zajmując miejsce z powrotem za biurkiem.
- Ta, tak samo, jak w fakt, że ci pieprzeni pokurwieńcy z kutasami na czołach wyruszą z nami za mury...
- Masz na myśli żandarmerię. - poprawił go dowódca, wiedząc, że kapitan ma w zwyczaju wyrażać się w dość sardoniczny sposób.
- Ta, jak zwał, tak zwał. - uciął młodszy mężczyzna. - W każdym razie, nie mam na to jakiś wielkich nadziei, bo nigdy nie należałem do grona optymistów.
- To akurat zdążyłem zauważyć. - wtrącił Smith, co czarnowłosy skomentował srogim spojrzeniem, by po chwili ciszy w końcu podnieść się z krzesła i powolnym krokiem zmierzyć do wyjścia.
- Rozumiem, że na dziś rozmowa skończona?
- Ta. - Levi chwycił za klamkę, spoglądając na blondyna przymrużonymi oczami. - Chyba, że moje słowa okażą się prawdą i poleziesz za mną do gabinetu, jak pieprzony stalker i będziesz mnie obserwować bez chwili wytchnienia.
- Innym razem, mam teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z twoim podłym nastrojem. Połóż się i odpocznij. Z rana wznowimy treningi dla początkujących szeregowych.
- Odpocznij... - prychnął Ackermann.
Jakbym kiedykolwiek potrafił w spokoju zasnąć...
YOU ARE READING
Ostatnia misja
FanfictionMarzenia często nie idą w parze z rzeczywistością. Dzieli je cienka i jakże niezatarta granica, gdyż życie pisze różne scenariusze. Ten z pewnością pisany był ręką autora, który miał parszywe poczucie humoru, bo zamiast w korpusie Zwiadowczym, wylą...