~o~
Obudziły go dźwięki dochodzące z kuchni. Podniósł się z fotela, zadziwiony faktem, że jednak zasną. Rozejrzał się po bibliotece, powoli poruszając szyją i ramionami, rozciągając zesztywniałe mięśnie. Poprzez wysokie okna słońce zaglądało do wnętrza. Musiało być koło ósmego dzwonu. Z głębi domu doszedł go poirytowany głos Carvera.
Fenirs zastanawiał się, czy Hawke wróciwszy do domu, z rana postanowiła go nie budzić. Myśl o tym, że wystarczyło pójść na górę i zobaczyć ją śpiącą w swoim łóżku... Uczucie tęsknoty pulsowało, gdzieś wewnątrz jego serca. Chciał ją zobaczyć, usłyszeć głos, poczuć dotyk. Zamiast zastanawiać się nad swoimi pragnieniami, wysunął się z biblioteki. W korytarzu natknął się na Carvera. Strażnik w jednej ręce niósł kubek z kawą, w drugiej talerz ze świeżym pieczywem.
– Jeszcze nie wróciła – wyjaśnił elfowi, kierując się do jadalni. Fenris uniósł brew, czując niepokój, gdzieś pod skórą. Carver dostrzegł jednak jego sfrustrowane spojrzenie.
– Czasem, gdy zasiedzi do późna, seneszal z rana znajduje ją śpiącą na biurku – mężczyzna kiwną na elfa, wskazując mu miejsce przy stole. – Przyłączysz się?
Fenris przestąpił z nogi na nogę.
– Na pewno przyjdzie niedługo, przebrać się w inne ciuchy – zapewnił Hawke, smarując chleb masłem. – Wicehrabina nie powinna pokazywać się dwa dni z rzędu w jednej sukni – wyjaśnił zatapiając zęby w kromce.
Elf uśmiechnął się krzywo. Hawke, którą znał, nie przejmowała się zbytnio strojami.
~o~
Otworzenie oczu jest rzeczą niemożliwą, gdy ma się je przewiązane opaską. Hawke poruszyła się, mięśnie zaprotestowały. Leżała na twardej powierzchni, poruszającej się, trzeszczącej, pachnącej drewnem i sianem. Wpakowali ją do wozu, pomyślała. Ręce i nogi miała ciasno związane. Głowa pulsowała od niemożliwego bólu, który sprawiał, że robiło jej się niedobrze. Migrena była skutkiem braku many. Czarodziejka rozpaczliwie próbowała zaczerpnąć chociaż strzęp mocy zza zasłony, bezskutecznie. Nie mogła się ruszyć, nie mogła się uwolnić. Pozostawało czekać aż jej połączenie z Pustką znowu się nawiąże. Wystarczyło naprawdę niedużo. Odrobina by przepalić więzy i dostać się do noża w bucie.
Miała czas by pomyśleć, co tak w zasadzie się stało. Najprościej było stwierdzić, że została porwana, przez templariuszy. Ze strzępów nocnej utarczki w Mrokowisku pamiętała niewiele, była jednak pewna, że templariusz, który ją zaatakował, nie widziała nigdy wcześniej w Katowni. To nie mogli być podkomendni Cullena. Do jej uszu dobiegł dźwięk fal rozbijających się o skały i żałosny krzyk mew. W powietrzu czuła zapach soli morskiej.
Okaleczone Wybrzeże, pomyślała. Wywieźli ją z miasta. Nie wiedziała jaka jest pora dnia, ale była pewna, że wkrótce w Kirkwall odkryją jej zniknięcie. Avellina, Carver... Fenris...
Zagryzła wargę zmuszając się do nie myślenia o nim, o tym co chciała mu powiedzieć. Wszystko po kolei, najpierw musi się uwolnić...
~o~
– Cholerne obiboki, nie pozwolą zjeść spokojnie człowiekowi – mruknął Hawke podnosząc się zza stołu. Pukanie do drzwi stało się bardziej natarczywe. Fenirs podniósł się również, podążając za Carverem. Strażnik miał na końcu języka bardzo nieprzyjemne słowa, dla tego kto staną pomiędzy nim a jego posiłkiem, ale widząc piegowatą twarz Avelliny westchną tylko i wpuścił ją do środka.
– Hawke znowu zaspała? – Pani kapitan skrzyżowała dłonie na piersi. – Bran mnie po nią przysłał, mieli jakieś bardzo ważne spotkanie z rana.
CZYTASZ
Na rozstaju dróg
Fanfiction(uniwersum Reiveny Hawke) Po zniszczeniu Świątyni i bitwie w Katowni mieszkańcy Kirkwall oddają władzę w ręce swojej czempionki. Hawke musi zdecydować, co w jej życiu jest najważniejsze, uczucie do ponurego elfa czy obietnica złożona przyjacielowi...