Rozdział 12

79 6 20
                                    

CZĘŚĆ II

~o~

Zapatrzyła się na pył unoszony porywistym wiatrem. Siedziała na olbrzymim szarym bloku, wyrwanym siłą wybuchy z fasady świątyni. Na jego chropowatej powierzchni nadal można było rozpoznać ciągi zdobień będących niegdyś chlubą majestatycznej budowli. Hawke wspomniała wysokie, marmurowe kolumny, wspaniałe płaskorzeźby pokrywające frontową ścianę, grę świateł pomiędzy drobnymi rzeźbieniami w kształcie winorośli, pnących się od kamiennej posadzki po łukowo-żebrowe sklepieni głównej nawy. Promienie słoneczne przeświecały poprzez małe okrągłe okno, padając na pozłacaną głowę posągu Andrasty, wyglądało to jak połyskująca korona, tak jakby sam Stwórca pragną wywyższyć swoją oblubienicę.

Teraz to wszystko leżało przed nią w gruzach. Nie chodziło tylko o majestatyczny budynek, tak wiele rodzin zostało dotkniętych tą tragedią. Świątynia zapadła się podczas, gdy tłum wiernych uczestniczył w nabożeństwie.

Reiven westchnęła cicho. Spojrzała w niebo. Ponad jej głową słońce próbowało przebić się poprzez pędzące kłęby szarych chmur.

Wstała wreszcie z głazu, zdecydowana przedostać się w centralną część rumowiska.

Od miesiąca teren ten był miejscem gorączkowego uprzątania. W pierwszych dniach udało się nawet znaleźć kilku żywych ludzi, to podniosło na duchu ratowników przekopujących zwały gruzu. Potem było już tylko gorzej. Po miesiącu kilkuset robotników zdołało oczyścić główną salę świątyni. Hawke właśnie tu zmierzała. Spoglądając smętnie na resztki wspaniałych kolumn wyrastających pośród popękanych płyt posadzki. Tam gdzie po jednej stronie budynku rozciągał się niewielki ogród, po drugiej zaś dziedziniec wewnętrzny, teraz piętrzyły się sterty kamieni.

Idąc ku podwyższeniu gdzie leżał strzaskany ołtarz główny, czuła jak niewidoczny ciężar przyciska jej pierś. Było to odczucie niemal fizyczne. Wyczulając zmysły na najlżejsze drgania Zasłony poruszała się powoli. Starała się odnaleźć chociażby cień nieprzyjaznej energii, magii która mogła przywracać do życia starodawne mumie.

Przeszył ją nagły dreszcz, machinalnie przyłożyła dłoń do szyi. Gdzieś pod jej palcami czuła coś nienaturalnego. Jej umysł wrócił do momentu kiedy zabandażowane zwłoki wsunęły się do jej pokoju.

Była zbyt słaba by się bronić. Z przerażeniem wtuliła się w poduszki, spodziewając się w każdej chwili ataku demona zamieszkującego resztki jakiegoś dawno zmarłego dostojnika.

Truchło przeszło przez pokuj, powolnym statecznym krokiem. Stanęło przy jej łożu. Hawke zagryzła wargę. Jego martw, zasnute bielmem oczy zaczęły połyskiwać czerwienią. Stwór usiadł na skraju łóżka, dłonie złożył na kolanach. Głowę pochylił do przodu, niewidzącym wzrokiem wodząc po podłodze. Coś w jego zachowaniu, coś w jego postawie było przerażająco znajomego. Po chwili mumia pochyliła się ku niej, jej kościste, zawinięte w płótno dłonie wysunęły się ku niej.

Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego że demon złoży delikatnie dłoń na jej policzku. Nie widziała jego twarzy, oprócz wąskiego miejsca na oczy, została ona szczelnie zabandażowana. W tamtej chwili nie wiedziała, czy to była jej wyobraźnia, czy może rzeczywiście z poza całunu doszło ją ciche westchnienie.

Potem dłoń potwora zsunęła się na jej gardło. Delikatnie ad stanowczo przytrzymując ją. Głowa mumi przysunęła się blisko, tak, że Reiven czuła zapach balsamów, którymi ją nasączono. I właśnie w tamtym momencie poczuła coś pulsującego pomiędzy jej skórą a dłonią stwora. Na początku delikatne potem coraz bardziej nieprzyjemne. Wydawało się jej, że Zasłona w koło przeciera się. Gdzieś z daleka dobiegł ją znajomy pomruk, aura niezaspokojonego gniewu i niepohamowanej złości. To musiał być demon, który polował na nią w pustce. W tej chwili czuła się bezradna, odsłonięta, bezbronna. W następnej, głowa trupa potoczyła się po podłodze, bezładne ciało zostało oderwane od niej, Zasłona zadrgała i zastygła odcinając ją skutecznie od Pustki. W jej polu widzenia pozostał jedynie Fenris.

Na rozstaju drógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz