~o~
Zatrzymali się przecznicę od posiadłości Hawke'ów rozglądając się wkoło. Przeszli drogę od Twierdzy do domu czterokrotnie, za każdym razem zmieniając nieco trasę. Carver miał nadzieję znaleźć jakąś wskazówkę, coś, co pozwoli im domyśleć się, co stało się z jego siostrą. Fenris towarzyszył Strażnikowi rozumiejąc strach, który pchał Hawke'a do działania. Sam czuł dokładnie to samo. Bezczynność i bezradność. W czasie, gdy oni przetrząsali Górne Miasto, Isabela wraz z Merrill zaglądały do każdej zatęchłej nory w Mrokowisku. Avelina i Donic przekopywali się przez slumsy Dolnego Miasta. Varric uruchomił swoje kontakty, gdzieś musiał zostać jakiś ślad. Nawet Cullen obiecał swą pomoc. Wszystko jednak działo się „po cichu". Bran przekonał ich, że nierozsądnie byłoby ujawniać, że wicehrabina zniknęła. Faktycznie lepiej było, gdy porywacze nie wiedzieli, że są już poszukiwani.
– Szlag by to trafił – warknął Carver, ocierając rękawem pot z czoła. Spojrzał na niebo. Słońce prażyło mocno, wilgoć po nocnej burzy parowała, powietrze było ciężkie i duszne.
– Mówiłem jej... mówiłem, żeby przeniosła się do pieprzonej twierdzy – wyrzucił z siebie Strażnik.
– Znajdziemy ją – zapewnił elf, rozglądając się wokoło. Sam jednak nie był tego taki pewny. Jego oczy prześliznęły się po zakamarkach placu, na którym się znajdowali. Coś błysnęło w odległym rogu dziedzińca. Fenris pośpieszył w tę stronę. Pod bujnym krzewem cyprysu leżała szabla, z elegancka rękojeścią i runą ognia umieszczoną w głowni. Carver, poznając broń należącą do siostry, zacisnął mocno szczękę. Ostrze było ubrudzone zaschłą krwią.
~o~
Kilka razy odzyskiwała świadomość. Były to jednak tak krótkie przebłyski, że nie była w stanie ocenić, gdzie się znajduje. Gdy na dobre wydostała się ze skłębionych odmętów Pustki odkryła, że siedzi plecami oparta o chropowatą powierzchnię. Otworzenie oczu było niewyobrażalnym wysiłkiem, ale jej powieki uniosły się w końcu. Przed nią obraz chybotał się i drżał, zielone plamy powoli nabierały ostrości. Była w lesie, na niewielkiej polanie. Sądząc po zmroku, który zaczynał powoli zapadać, musiała przespać cały dzień, a może kilka dni. Była zdezorientowana. Gdzieś obok słyszała dźwięk rozmów, szelest łamanych gałęzi, chrzęst zbroi. Nie była w stanie rozpoznać słów. Zastanawiała się, ile razy ją wydrenowali. Głowa pulsowała tępym bólem, jej połączenie z Zasłoną było niemal niewyczuwalne. Bardzo powoli, tak, by nie przyciągnąć niczyjej uwagi, poruszyła się. Ze zdziwieniem pojęła, że jej dłonie i nogi nie są dłużej związane. Powoli przesunęła palcami po szramach pozostawionych po powrozie. Dyskretnie poruszyła nogami zastanawiając się, czy w zapadającym zmierzchu zdoła odczołgać się na bok, a potem czmychnąć w gęstwinę. Wystarczyłaby chwila nieuwagi porywaczy i byłaby wolna. Ostrożnie poruszyła głową i wtedy coś zadzwoniło tuż przy jej uchu. Jej drżące palce dotknęły szyi prześlizgując się po metalowej obręczy. Parsknęła z niedowierzaniem lustrując obrożę, w którą ją zakuto. Z boku przypięty był do niej łańcuch, który, jak się okazało, otaczał pień drzewa przy którym leżała, spięty zaś był masywną kłódką.
Zza pleców dobiegał ją cichy szept. Jej porywacze rozmawiali, ale nie była wstanie poskładać słyszanych słów w sensowne zdania. Pozostawała w bezruchu, mając nadzieję dowiedzieć się czegoś o swoich prześladowcach. Aby przechytrzyć wroga, trzeba go było poznać, tak mawiał jej ojciec. Hawke wzięła głęboki oddech starając się rozluźnić. Musiała zachowywać jak najwięcej sił, by przy pierwszej nadarzającej się okazji czmychnąć. Na Stwórcę, kilku templariuszy i metalowa obroża to za mało, by powstrzymać Hawke.
Mrok okrył las ciemną płachtą. Mgła unosiła się pomiędzy smukłymi pniami olch. Powietrze było wilgotne, przesycone zapachem ziół. Reiven nasłuchiwała. Doszła do wniosku, że porywaczy było trzech. Po akcencie jednego mogła przysiąc, że pochodzi z Orlais, dwaj pozostali musieli być z Kirkwall. Zastanawiała się, czy wszyscy byli templariuszami. Gdy obcy poruszali się po obozowisku, słyszała podzwaniania zbroi. Do jej nozdrzy doleciał zapach gotowanego mięsa i nagle zdała sobie sprawę, że jest potwornie głodna. Głód nie był dla niej czymś nowym. Zaraz po śmierci ojca, gdy matka pogrążyła się w otchłani depresji, Reiven musiała odmawiać sobie posiłków, aby nakarmić rodzeństwo. Dwa pierwsze miesiące były straszne, ale niedostatki i przymusowe posty nie złamały jej ducha, nie zaćmiły umysłu, osłabiły jednak ciało.

CZYTASZ
Na rozstaju dróg
Fanfic(uniwersum Reiveny Hawke) Po zniszczeniu Świątyni i bitwie w Katowni mieszkańcy Kirkwall oddają władzę w ręce swojej czempionki. Hawke musi zdecydować, co w jej życiu jest najważniejsze, uczucie do ponurego elfa czy obietnica złożona przyjacielowi...