Rozdział 11

64 7 3
                                    

~o~

Ze ściągniętymi w wyrazie zmartwienia brwiami pochylił się ponad swoim raportem. Przebiegł oczami kilka linijek. Westchnął ciężko. To, nad czym biedził się przez ostatnią godzinę, nie nadawało się do wysłania. Kolejny raport, który wymagał od niego bardzo subtelnej redakcji. Cullen nienawidził kłamać, ale gdyby posłał do swoich przełożonych szczegółowy opis wydarzeń zeszłego tygodnia, z pewnością zostałby szybko zastąpiony jakimś bardziej „zdrowym psychicznie" człowiekiem. Wystarczająco nadszarpnął swoją pozycję opisem wypadków, które miały miejsce w Katowni. Po jego wyczerpującym raporcie musiał odpisywać na całą stertę zapytań. Czuł się tak, jakby to on był podejrzewany o szaleństwo, a nie opętana przez lyrium kobieta, która wcześniej zasiadała za tym biurkiem.

Z cichym westchnieniem zanurzył pióro w kałamarzu i przystąpił do korekty.

...na prośbę sekretarza Branda postanowiłem udzielić wsparcia Wicehrabinie. Uzdrowiciel, który został wyznaczony do pomocy przy chorej, to Horacy Amara, straszy zaklinacz przetransferowany do odbudowanego Kręgu Kirkwall z Ostwick. Rekomendacje, jakie przedstawił, oraz sposób działania, jaki miałem okazję obserwować już wcześniej, określał go jako idealnego kandydata do tego zadania. Wraz z nim do Rezydencji Amellów w Górnym Mieście udała się sześcioosobowa eskorta templariuszy, w której oprócz dwóch rekrutów i dwóch pełnoprawnych templariuszy, uczestniczył również kapitan Keran oraz ja.

Już przed schodami do rezydencji Wicehrabiny dosłyszeliśmy odgłosy walki. Zostawiając eskortowanego maga pod opieką kapitana Kerana oraz dwóch templariuszy, ja i dwaj rekruci weszliśmy do środka.

Wewnątrz trwała walka. Towarzysze lady Hawke, którzy przebywali w domu, toczyli zażartą walkę z chodzącymi szkieletami. Sięgając poprzez moje zdolności zbadałem obiekty, które gdy tylko nas dostrzegły, rzuciły się w naszą stronę, odczułem mocny wpływ magii. Podkreślam przy tym, że nie mógł być to w żaden sposób niekontrolowany wypływ magii lady Hawke. Wicehrabina po powrocie z niewoli tempariuszy–renegatów pozostawała w bardzo złej kondycji. Oceniłem, że odbudowa jej many w ilości wystarczającej do rzucenia przeciętnej mocy zaklęcia, zajmie jej około trzech do sześciu dni.

Nie mogło być to również niekontrolowane, czy też świadome działanie naszego maga. Niezależnie od jego zdolności, każdy z nas byłby wstanie wyczuć moment, w którym przerwał Zasłonę.

Po powaleniu ośmiu atakujących nas przeciwników, oceniłem pole walki. Wewnątrz było około trzech tuzinów chodzących zwłok. W większości były to ciała zmumifikowane, w zbrojach z okresu panowania Tevinter, w różnym stopniu rozkładu. W wewnętrznej sali głównej dostrzegłem stawiającym im opór: Varica Thetrasa, członka tutejszej gildii kupieckiej oraz Avelinę Valen – kapitan Gwardii Kirkwall... Dalej w holu stała dalijska opiekunka klanu, Merrill...

Cullen skrzywił się patrząc na całą tę stronę, mruknął sfrustrowany i przekreślił cały ostatni ustęp. Dłoń przyłożył do czoła, masując skroń. Gdy na chwilę zamknął oczy, obraz tamtego wieczoru był wciąż żywy.

...

– Merrill, uważaj! Z prawej! – Po wysoko sklepionej komnacie poniósł się krzyk Aveliny. Elfka odskoczyła w bok, milimetr od jej głowy, w ścianie, uwięzło szerokie ostrze dzidy. Cullen poczuł w powietrzu podzwanianie magii. Jego zmysły zwróciły się ku drobnej Dalijce. Z jej dłoni wyprysł zielonawy snop światła. Nagle na środku pomieszczenia pojawiły się splątane korzenie unieruchamiające żywe trupy. Fenris, który stał w korytarzu wiodącym ku tylnej części rezydencji, wykorzystał szansę. Sprytnie unikając ostrzy unieruchomionych przeciwników, przedostał się na schody, gdzie kilku szkieletowych łuczników celowało swoimi omszałymi ze starości łukami w Varrica stojącego za Aveliną, w progu biblioteki.

Na rozstaju drógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz