Rozdział 10

58 6 3
                                    

~o~

Sebastian przyglądał się uważnie Rolandowi MacCoy'owi, nie mogąc nadziwić się, jak bardzo zmienił się on w ciągu ostatniego dziesięciolecia. W jego wspomnieniach mały Roly był ciągle potarganym, pulchniutkim blondynkiem, chowającym się za sukienką matki. Za czasów panowania rodziców Vaela MacCoy'owie byli mało znaczącym rodem, mieszkającym na dalekiej prowincji, z rzadka pojawiającym się na dworze książęcym. Sebastian nie miał wielu wspomnień związanych z młodymi latoroślami tej rodziny.

W ciągu lat nieobecności Sebastiana musiało się to jednak zmienić. Niesforny Roland wyrósł na pewnego siebie magnata, który przemawiał do zgromadzonego w komnacie sztabu doradców i sojuszników Sebastiana ze śmiałością i rozwagą.

- Dlatego fortece wzdłuż rzeki są kluczowe - powiedział, spoglądając wyczekująco na Sebastiana. Książę przytaknął i MacCoy pochylił się nad mapą rozciągniętą nad stołem. Palcem wskazał kolejno trzy duże garnizony.

- Wiem ze swoich źródeł, że dowodzący tymi placówkami nie są zadowoleni z rządów Gorana, nasza siła argumentów powinna przekonać ich do słusznej sprawy.

Siła argumentów - pomyślał Sebastian. Z chwilą, gdy Roland dołączył do sojuszu, wraz z ośmiotysięczną armią, która miała poprzednio zmieść z powierzchni ziemi powstańców, siła argumentów Vaela wzrosła znacząco. Pod swoją władzą miał już południową cześć kraju, kolejni zapewnie dołączą, gdy dowiedzą się o przejściu na jego stronę MacCoy'ów. Jeśli Stwórca pozwoli, Sebastian zdobędzie tron nim dojdzie do prawdziwej wojny domowej.

Łucznik obrócił się do okna, jego myśli poszybowały ponad górami do Kirkwall. Żegnając się z Reiven obiecał jej, że zrobi wszystko, by jak najszybciej zakończyć konflikt, tak by mógł wreszcie spełnić daną jej obietnicę. Z pomocą Rolanda i jego armii był w stanie dokonać tego nim nastanie zima. Kto wie, może zdąży jeszcze złożyć oficjalną wizytę w Kirkwall, nim przełęcze zostaną zasypane. Tylko czy dla własnych pragnień i marzeń może zaufać człowiekowi, który do niedawna służył jego kuzynowi?

- ...jeśli wymaszerujemy przed końcem tygodnia. - zakończył MacCoy, znów spoglądając na Sebastiana. Książę przyglądał się przez chwilę twarzy nowego towarzysza. Nic, co było wymalowane w jego oczach, nie dawało Vaelowi podstaw do nieufności. A jednak... doświadczenie nauczyło Sebastiana, że czasem nawet najbliższy przyjaciel może stać się wrogiem. Jego rodzice przekonali się o tym zbyt późno. On sam też już poznał jak boli, gdy przyjaciel nagle zmienia się we wroga. Chociaż w przypadku Fenrisa było to zrozumiałe...

- Przez wzgląd na naszą przyjaźń ostrzegam cię - oczy elfa lśniły niebezpiecznie. - Trzymaj się od niej z daleka...

Sebastian zmarszczył brwi. Sposób, w jaki Fenris starał się kontrolować Hawke, ograniczać ją, coraz bardziej go drażnił.

- Nie ty o tym będziesz decydował.

Fenris potrzasnął białą grzywą.

- Nie będę musiał. Wycofasz się.

Vael prychnął gniewnie. Dłonie same zaciskały mu się w pięści.

- Ona ma wolną wolę, sama może podejmować decyzje dotyczące jej życia, nie traktuj Hawke jak swoją własność...- w ostatniej chwili ugryzł się w język, było jednak za późno, obaj dobrze wiedzieli, co miał zamiar powiedzieć.

Spomiędzy ust wojownika dobył się niski pomruk, tatuaże raptownie rozbłysły na jego przedramionach. Elf podszedł powoli do księcia, na jego twarzy wymalowana była furia...

Na rozstaju drógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz